Reklama

Analizy i komentarze

Polska nie wykorzystuje szans, jakie daje kryzys energetyczny. Co innego USA [KOMENTARZ]

Autor. White House

Każdy problem to szansa w przebraniu – mawiał John Adams. Nie inaczej jest z kryzysem energetycznym, który jest jednocześnie poważną uciążliwością oraz okazją do zrobienia dobrych interesów. Rozumieją to Stany Zjednoczone, niestety Polska tego nie dostrzega.

Reklama

Odwiedzający Warszawę prezydent USA Joe Biden jawi się nie tylko jako symbol zjednoczonego Zachodu, stawiającego odpór rosyjskiej agresji na Ukrainę. Jest także przywódcą kraju, który bardzo zręcznie wykorzystał kryzys energetyczny do wzmocnienia swojej pozycji w Europie i na świecie.

Reklama

Lekcja amerykańskiego

Rozpętana przez Rosjan wojna na Ukrainie, która szybko przerodziła się w głębokie tąpnięcie energetyczne na rynkach światowych, dała Stanom Zjednoczonym okazję do przeorganizowania polityki względem Europy i Rosji. Biały Dom szybko zrozumiał, że dotychczasowe podejście, zakładające m. in. przyzwolenie na budowę gazociągu Nord Stream 2 pod połączone ze scedowaniem na Niemcy roli energetycznego szeryfa w UE, było błędem. Waszyngton szybko tę pomyłkę skorygował.

Reklama

Stany Zjednoczone zaczęły szybko zastępować Rosję, która wycofywała się lub była wyrzucana z europejskiego rynku energii. USA zostały największym dostawcą LNG do Unii Europejskiej, przeskoczyły też – po raz pierwszy w historii – dostawców rosyjskich w kwestii wolumenu i wartości gazu dostarczanych na Stary Kontynent. Pewnym symbolem tego procesu jest gazowiec LNG Rosenrot, który płynie obecnie do Niemiec – czyli niedawnego największego klienta Gazpromu – z pierwszą dostawą amerykańskiego gazu skroplonego.

Czytaj też

Równolegle USA prą naprzód z programem rozwoju energetyki jądrowej w Europie. Amerykański towar eksportowy w tym zakresie – reaktor AP 1000 oferowany przez Westinghouse – ma być budowany w Polsce i na Ukrainie. Pierwsze porozumienia w tym zakresie już zostały zawarte. Do tego dochodzi jeszcze szereg innych opcji: Bułgaria, Czechy, Słowenia. Warto wspomnieć, że budowa takich jednostek oznacza nawiązanie długoletniej relacji między państwem-odbiorcą a państwem-dostawcą. Nie bez powodu Rosjanie stawiali elektrownie jądrowe na Białorusi i Węgrzech – chcieli w ten sposób scementować swoje relacje z tymi państwami.

Stany Zjednoczone mogą – przy pomocy m. in. energetyki – istotnie wzmocnić swoje wpływy w Europie i odbudować pozycję zachwianą przez dotychczasowe polityki Berlina i Paryża. Zarówno Niemcy jak i Francuzi znacznie zdystansowali się od USA, co istotnie pogłębiła ostra polityka prezydenta Donalda Trumpa. Obecny gospodarz Białego Domu ma szereg możliwości, by zmienić tę sytuację i wykorzystać potencjał europejskich sojuszników nie tylko do zwalczania Rosji, ale także do rywalizacji z Chinami, która jest celem nadrzędnym Ameryki.

Jakoś to będzie

Kryzys energetyczny dał pewne szanse także i Polsce. Niestety, Warszawa ma pewien problem, żeby z nich skorzystać. Problemem tym jest przede wszystkim fakt, że polska od wielu lat robi w zakresie energetyki politykę zagraniczną głównie na użytek wewnętrzny.

O ile polska dyplomacja dokonała niesamowitych rzeczy na polu współpracy z Ukrainą i pomocy oferowanej temu państwu, o tyle podobnych sukcesów nie widać w kwestii zabezpieczenia interesu energetycznego kraju. Tymczasem okoliczności zmieniają się na coraz mniej korzystne.

Polska nie potrafiła na razie skutecznie zdyskontować faktu, że miała całkowitą rację w swojej polityce energetycznej względem Rosji. Polski nacisk na dywersyfikację i przecinanie zależności od rosyjskich surowców umożliwił gładkie wejście w nową sytuację energetyczną, która pojawiła się po 24 lutego. Warszawa już dawno temu działała, by zapobiec wstrząsom związanym z rosyjskim szantażem energetycznym – bo spodziewała się, że taki prędzej czy później nastąpi. Ta postawa znajduje się na antypodach polityki Austrii, Niemiec czy Francji wobec Rosji. I to model polski był słuszny – a nie austriacki, niemiecki czy francuski. Mimo tego, Warszawa nie skorzystała z okazji, by działać silnie na rzecz trwałego uniezależnienia energetycznego Unii Europejskiej od Rosji. W obecnych okolicznościach politycznych i gospodarczych można przecież przepchnąć przez unijne instytucje akty prawa, które stałyby się podwaliną ostatecznego zerwania z importem rosyjskich surowców energetycznych. Dlaczego nie ustanowić celów derusyfikacji miksu energetycznego UE – na wzór tych, które dziś określają plan jego dekarbonizacji?

Polska nie zadbała też o to, by wykorzystać kryzysowe okoliczności do naprawy swej wewnętrznej sytuacji energetycznej. Polski sektor elektroenergetyczny jest przestarzały, pogłębia się w nim problem deficytu mocy, coraz częściej trafiają się awarie. Część z tych problemów można rozwiązać np. przedłużeniem wsparcia z rynku mocy dla elektrowni węglowych czy rozpędzeniem projektu jądrowego. Niestety, polscy politycy skupili się tylko na jednym – mianowicie na próbach dekonstrukcji systemu ETS, co jest politycznie skazane na porażkę z racji niemożności skompletowania dostatecznie rozległej koalicji w ramach UE.

Warszawa mogłaby – na wzór USA – użyć obecnej sytuacji politycznej do korygowania swoich dotychczasowych błędów. Polska powinna z jednej strony napędzić własną transformację energetyczną, a z drugiej: wytargować od UE maksymalnie duży handicap, by złagodzić skutki dotychczasowych zapóźnień.

Sprzyjające okoliczności na przeprowadzenie korzystnych dla Polski zmian w transformacji energetycznej UE powoli się kończą. Warszawa może przegapić szansę na poprawę swojej sytuacji – żeby tego nie zrobić, warto wyciągnąć pewne wnioski z tego, jak do sprawy podeszły Stany Zjednoczone.

Reklama

Komentarze

    Reklama