Reklama

Analizy i komentarze

Nadchodzi przesilenie. Europejski przemysł na pierwszej linii frontu

rachunki za prąd i gaz, na nich leżą banknoty i lupa. obok narysowana jest strzałka oznaczająca wzrost
Autor. Envato elements / @rawf8

Żyjemy w czasach, w których wszystko jest „naj”, „giga” lub „super”. Codziennie dociera do nas taka liczba informacji, że zarządzanie nimi stało się już właściwie odrębną gałęzią gospodarki. Szum powodowany tym niekończącym się strumieniem newsów, publikacji oraz innych komunikatów sprawia, że stajemy się coraz mniej wrażliwi, umyka nam coraz więcej. Ostatnie miesiące przyniosły co najmniej kilka doniesień, które wskazują na dynamiczne zmiany czekające nas w nadchodzących miesiącach i latach. Niestety na pierwszej linii frontu znowu znajduje się europejski przemysł.  

Prognozowanie przyszłości to trudna sztuka. Z jednej strony bardzo kusząca, bo któż nie chciałby zostać prorokiem, a z drugiej rodząca ryzyko, że zmieni się człowiek w pewnego polskiego politologa-celebrytę, który słynie z tego, że opinie ma, owszem, ciekawe, tylko rzadko się sprawdzają. Mając to na uwadze i z wrodzonej ostrożności, postaram się powściągnąć wysnuwanie daleko idących wniosków, koncentrując na przedstawieniu Państwu kilku informacji, które w mojej ocenie mogą stanowić zalążek nielichego kryzysu. Podkreślam jednak – mogą, ale wcale nie muszą, ponieważ ilość zmiennych jest trudna do oszacowania (nie licząc tych najbardziej oczywistych). Śledząc doniesienia z europejskiej gospodarki, zwłaszcza te okołoenergetyczne, trudno oprzeć się wrażeniu, że nadchodzi przesilenie. 

I tu kolejne zastrzeżenie – ono dotyczy i będzie dotyczyć bardzo wielu poziomów funkcjonowania naszej rzeczywistości ekonomiczno-społecznej. Nie łudźmy się, że wystarczy, na przykład, skasować polityki klimatyczno-środowiskowe, a Europa znowu stanie się krainą mlekiem i miodem płynącą. Rzeczywistość jest nieskończenie bardziej skomplikowana i właśnie dlatego należy przyglądać się także tym symptomom, które dziś (lub na pozór) wydają się błahe bądź niepowiązane. I o tym chciałbym dzisiaj z Państwem porozmawiać. 

Czytaj też

Ostatnie tygodnie to seria informacji, która w swoim ogólnym wydźwięku jest o tyle niepokojąca, że zwiastuje kolejne zawirowania natury energetycznej, a te rozchodzą się dalej jak fala po jeziorze. I nie bądźmy naiwni – skutki odczują przede wszystkim konsumenci, na których zostaną przerzucone koszty.  

Absolutnym banałem będzie stwierdzenie, że napaść Rosji na Ukrainę oraz skandaliczna polityka energetyczna Europy w latach ją poprzedzających, odbiły się w dotkliwy sposób na kondycji przemysłu, zwłaszcza tego energochłonnego. Wiele firm stanęło w obliczu bolesnych decyzji dotyczących redukcji kosztów operacyjnych, wielkości produkcji czy przede wszystkim zatrudnienia. Takiego tempa zwolnień w przemyśle nie było od czasu pandemii COVID-19. Wskaźnik zatrudnienia, o czym wspomina choćby Reuters, spadł do najniższego poziomu od sierpnia 2020 roku. Dramatycznie wygląda „przemysłowy” wskaźnik PMI dla strefy euro, analitycy Bankier.pl wskazują, że w ostatnich latach odczyty gorsze od obecnych obserwowano tylko w latach globalnego kryzysu 2008/2009, wspomnianej już pandemii oraz kryzysu energetycznego wywołanego przez Rosjan. Niestety, prognozy dotyczące eksportu także nie napawają optymizmem, ponieważ na aktualne trudności nałoży się ekspansyjna polityka Donalda Trumpa, który już zapowiedział wprowadzenie dodatkowych ceł na towary z Europy. 

Równocześnie ceny gazu są najwyższe od ponad roku i analitycy przewidują, że będą dalej rosły. Zdaniem dyrektora generalnego norweskiej Yary (przemysł chemiczny, a więc zużywający sporo energii pod różnymi postaciami) zatraciliśmy czujność. Uznaliśmy, że problem notowań gazu właściwie zniknął, bo w pewnym momencie spadły one do poziomów porównywalnych lub niższych od tych z 2022. Tymczasem: „Ważne jest, abyśmy pamiętali, że nadal znajdujemy się na znacznie wyższym poziomie niż inne kluczowe regiony, takie jak USA, Bliski Wschód i Rosja” – mówi Svein Tore Holsether, cytowany przez Reutersa. Agencja przywołuje tutaj także opinię szefa jednego z zespołów analitycznych Bank of America, który uważa, że w przyszłym roku tylko zawirowania związane z wygasającą umową na tranzyt rosyjskiego gazu przez Ukrainę mogą podnieść średnią cenę „błękitnego paliwa” do 70 euro/MWh. Tymczasem, średnie ceny gazu w UE w ciągu pięciu lat przed pandemią wynosiły 17,58 euro/MWh.  

Reklama

Jeszcze mniej kolorowo – przepraszam, że tak w okresie świąteczno-noworocznym – robi się, gdy spojrzymy na dane dotyczące zapełnienia magazynów gazu w UE. Stan na grudzień 2024 jest taki, że mamy w nich nie tylko mniej surowca niż w 2023 (różnica 10 proc.), ale i mniej niż wynosi pięcioletnia średnia dla tego okresu. Niepewność na rynku spowodowana jest także wydarzeniem, o którym już wspomniałem tj. wygasającym kontraktem na przesył rosyjskiego gazu oraz postawą Niemiec. Od 1 stycznia podnoszą oni opłatę za korzystanie z magazynów Trading Hub Europe o 20 proc., co mogłoby wpłynąć na 7-10 proc. podwyżkę dla odbiorców w Austrii, Czechach, Słowacji oraz Węgrzech. Nasz zachodni sąsiad zapowiedział wprawdzie wyłączenie dla klientów zagranicznych, ale upadek rządu Olafa Scholza może wpłynąć na harmonogram prac. Teoretycznie opłaty za styczeń będą fakturowane w marcu, niemniej jest to sytuacja, która zdecydowanie nie poprawia nastrojów na rynku. Zwłaszcza, że do zmian wzywa także Komisja Europejska, alarmując, że utrudnia to odchodzenie od rosyjskiego gazu i zakłóca rynek wewnętrzny. Pozostaje mieć nadzieję, że zima nie będzie mroźna. 

Jest jeszcze jeden element, który może wywoływać pewien niepokój. Wysokie ceny gazu obserwowane w ostatnich latach skłoniły wielu odbiorców do szukania alternatyw. Bezpośrednim efektem jest wzrost zużycia energii elektycznej, przekładający się na wewnętrzne przepływy w ramach Wspólnoty. Pierwsze skrzypce odgrywają tutaj Francuzi – 84 TWh eksportu w okresie I-XI 2024 oraz 60 proc. udziału w eksporcie energii netto mówią same za siebie. Dzięki wysokiemu udziałowi energetyki jądrowej Francja może poszczycić się cenami EE niższymi o 25 proc. od niemieckich czy holenderskich. I czerpie z tego całymi garściami, będąc definitywnie największym eksporterem energii elektrycznej w UE.  

Kłopot polega jednak na tym, że spółka odpowiadająca za 70 proc. tamtejszej generacji i zarządzająca gigantycznym parkiem wytwórczym – kontrolowany przez państwo EDF – nie znajduje się w najlepszej kondycji. Jego renacjonalizacja była przecież związana z gigantycznymi długami, sięgającymi 10 miliardów euro. Część obserwatorów uważa, że niedawne zawirowania polityczne (utrata większości przez rząd Michaela Barniera) mogą negatywnie wpłynąć na możliwości inwestycyjne firmy (które i tak są ograniczone w stosunku do ogromnych potrzeb). A to byłaby fatalna informacja dla największych europejskich importerów EE – Niemiec i Włoch. Także tutaj nie miejmy wątpliwości – ich trudności znajdą swe odbicie w gospodarce UE. 

Reklama

Przedstawiciele przemysłu dostrzegają te wczesne (a może już nie?) oznaki nadchodzących trudnych czasów. Niemcy otwarcie alarmują w sprawie „cichej migracji” średnich i małych firm oraz związej z tym groźby „cofnięcia industrializacji”. Z kolei Francuzi zapowiadają, że w nadchodzących miesiącach będą wykorzystywać maksymalnie 70-80 proc. swoich mocy produkcyjnych. Patrząc na dane i prognozy, trudno o optymizm. Europa stoi przed wyzwaniami, które nie tylko poddają próbie jej wewnętrzną integralność, ale także zmuszają do rewizji długoletnich strategii gospodarczych i energetycznych. I z całą pewnością odpowiedzi na te wyzwania nie stanowią montowane „na szybko” reformy. Niezbędne są decyzje strategiczne, uwzględniające m.in. takie czynniki jak analiza ekonomicznych możliwości w zakresie polityk klimatycznych, dywersyfikacja źródeł dostaw strategicznych surowców czy zrównoważony rozwój przemysłu. Ogromne wyzwania wymagają równie dużej determinacji. Europa wielokrotnie w swojej historii wychodziła z kryzysów dzięki innowacyjności, solidarności i pracowitości. Miejmy nadzieję, że tak będzie i tym razem. Być może właśnie w tej niepewności, z jaką wkraczamy w nowy rok, tkwi potencjał do zmiany na lepsze.

Czytaj też

Reklama
Reklama

Komentarze

    Reklama