Reklama

Historia wezwania Enei na Bogdankę jest powszechnie znana. Ogłoszone 14 września ma być (?) finalizowane 26 października. Warunek jest chyba tylko jeden – na czwartkowym walnym musi przepaść propozycja Rady Nadzorczej Lubelskiego Węgla, czyli to, by żaden z akcjonariuszy spółki nie mógł posiadać więcej niż 10% głosów na zgromadzeniu. Z kolei wezwanie ogłoszone przez Eneę będzie skuteczne tylko w przypadku gdy pozwoli na osiągnięcie nie mniej niż 50%+1 ogólnej liczby głosów na Walnym Bogdanki (obecnie poprzez swą spółkę Enea Wytwarzanie poznański koncern jest właścicielem ponad 486 tys. akcji kopalni, co daje mu 1,43% głosów). Enea zapowiedziała, że jeśli propozycje Rady zostaną przyjęte – wezwanie dojdzie do skutku. Tyle, że przyjęcie tej propozycji – co słusznie zauważył portal strefainwestorow.pl – zablokowałoby w zasadzie jakąkolwiek możliwość przejęcia Bogdanki. A pytanie, czy jej właścicielom (to przede wszystkim OFE) o to właśnie chodzi?

Dziwić może jedynie fakt, że proponowana przez Eneę cena 67,39 zł uznana zostaje przez zarząd Bogdanki za godziwą podczas gdy w 2010 r. 100,75 zł za walor proponowane przez NWR Zdenka Bakali było okrzyknięte ceną niegodziwą. Ktoś powie – to było pięć lat temu, a dziś jest dziś. Zgoda. Jednak wtedy Bogdanka była w przededniu swoich największych procesów inwestycyjnych, jej zdolności produkcyjne wynosiły ok. 8 mln ton rocznie, a nie 11,5 mln ton jak obecnie, miała większe zatrudnienie i wyższe koszty wydobycia itp. itd. Można by długo wymieniać.

To nie pierwsza przymiarka do fuzji Bogdanki i de facto Elektrowni Kozienice, jednak dotychczas zakład spod Łęcznej skutecznie bronił się przed wszelakimi próbami jego przejęcia. Bogdanka jest głównym dostawcą paliwa do tej rozbudowywanej siłowni Enei. A Enea jest dla Bogdanki strategicznym odbiorcą. Nie ma więc wątpliwości, że inwestycja poznańskiego koncernu jak najbardziej ma sens. Ale... no właśnie. Ja jednak mam kilka zastrzeżeń do całego procesu.

Już w lipcu na moim blogu www.gornictwo2-0.pl pisałam, że Enea ostrzy sobie zęby na Lubelski Węgiel. Zwłaszcza, że cena akcji Bogdanki systematycznie spadała po tym, jak „promocje” na węgiel ogłaszała ratująca się przed upadłością Kompania Węglowa (ceny słabszych miałów zjechały nawet na ok. 5 zł za 1 GJ podczas gdy średnia na rynku wynosiła plus minus 10 zł). Bogdanka ogłosiła wówczas politykę zaciskania pasa – m.in. zmniejszenie tegorocznej produkcji do ok. 8,5 mln ton oraz redukcję zatrudnienia na koniec 2015 r. Nie dziwne więc, że jej kurs dołował.

Mimo ogłoszenia przyzwoitych wyników za pierwsze półrocze kurs Bogdanki dramatycznie spadł, bo... no właśnie. Enea poinformowała nagle o tym, że zrywa umowę z Bogdanką na dostawy węgla do Kozienic, ponieważ paliwo jest za drogie. Tylko w jeden dzień akcje Lubelskiego Węgla straciły 30 proc. Nie było by może w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że kilka dni po tym zdarzeniu w Enei zapadły decyzje o przejęciu Bogdanki. Tyle, że wyszło to na jaw dopiero po ogłoszeniu wezwania.

Dlatego nie podoba mi się styl w jakim Enea chce przejąć lubelski zakład wydobywczy – z jednej strony zarzucając mu produkcję drogiego paliwa, a z drugiej próbując do niego wejść trochę tylnymi drzwiami. Staram się oczywiście rozumieć decyzje poznańskiego koncernu, który tym sposobem wykręcił się od ratowania górnictwa na Śląsku (resort skarbu, który kontroluje Eneę chciał raczej, by ta zaangażowała się w Katowicki Holding Węglowy, a nie Bogdankę). I podkreślam raz jeszcze – widzę nawet sens połączenia obu podmiotów. Niemniej jednak obserwując od wielu lat funkcjonowanie Bogdanki uważam, że mimo bardzo trudnego rynku kopalnia doskonale poradzi sobie sama, jeśli nie będzie się jej w tym przeszkadzało.

Nie wiem, czy wszyscy wiedzą, że na początku lat 90. XX w. Lubelski Węgiel Bogdanka był najbardziej nierentownym zakładem wydobywającym węgiel kamienny w Polsce, a nawet przeznaczonym do likwidacji. Wieloletni dyrektor zakładu Stanisław S. (rok temu prokuratura postawiła mu zarzuty korupcyjne) walczył o los zakładu niemal wszędzie.

Kopalnię zaczęto budować w 1975 r. Ruszyła w 1982 r. Tyle, że co jakiś czas zalewała ją woda. Pod względem rentowności była ostatnia – cena węgla pokrywała koszty jego wydobycia w jednej trzeciej (to nawet gorsza proporcja niż dziś w Kompanii Węglowej).  Jednak została oddłużona – umorzono całość odsetek oraz 40 proc. zadłużenia (blisko 150 mln zł). Udało się wyprowadzić ją na prostą, a od początku XXI w. mówiło się o jej prywatyzacji. Proces wielokrotnie jednak unieważniano, przekładano, aż wreszcie się udało. W czerwcu 2009 r. Bogdanka była pierwszą polską kopalnią, która zadebiutowała na GPW. Akcje, które wyceniono początkowo na 48 zł szybko drożały. Dlatego niespełna rok później Skarb Państwa sprzedał swój pakiet za ponad 1 mld zł. Tym samym Bogdanka w 2010 r. stała się pierwszą polską sprywatyzowaną kopalnią węgla kamiennego. Ba! I to bez związkowych sprzeciwów (piję tu do związków zawodowych z Brzeszcz, które „nie są zainteresowane prywatyzacją kopalni”). Wydawało się, że sielanka będzie trwać zwłaszcza, gdy udało się obronić Bogdankę przed wezwaniem NWR. W międzyczasie zmienił się jeszcze prezes kopalni (Mirosława Tarasa zastąpił Zbigniew Stopa), zmieniły się ceny węgla i zmienił się chyba cały klimat w górnictwie. Bogdanka ciągle musiała z kimś walczyć – jak nie z konkurencją (sic!) ze Śląska, to z Australijczykami (PD Co, gdzie notabene doradza były prezes Bogdanki, Mirosław Taras, chce budować nową kopalnię w sąsiedztwie Lubelskiego Węgla), albo z opóźnieniami inwestycji (m.in. zakładu przeróbczego przy budowie nowego pola Stefanów). A co będzie teraz?

Wydaje się, że OFE nie będą chciały czekać widząc, co dzieje się na węglowym rynku. Przy poparciu wezwania Enei przez zarząd Bogdanki, a także przez związki zawodowe (w ich stanowisku z 12 października czytamy, że „wejście w struktury dużego podmiotu energetycznego jakim jest Enea (…) przyczyni się do poprawy bezpieczeństwa Bogdanki i jej załogi”) sprawa wydaje się przesądzona. Zwłaszcza, że nie wydaje mi się również, by UOKiK, który w działaniach Kompanii Węglowej nie dopatrzył się dumpingu, dopatrzył się nadmiernej koncentracji na rynku w fuzji Enei z Bogdanką. Show must go on w takim razie. Aczkolwiek renacjonalizacja Lubelskiego Węgla (tak, wiem, Enea to spółka publiczna, a nie państwowa, niemniej jednak kontrolowana przez Skarb Państwa) nie do końca mi się po prostu podoba.


Karolina Baca-Pogorzelska, rocznik 1983, urodzona w Jaworznie. Dziennikarka, autorka książek „Drugie życie kopalń”, „Babska szychta”, „Ratownicy. Pasja zwycięstwa”. Absolwentka Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW. W latach 2003-2013 związana z „Rzeczpospolitą”, od 2007 r. zajmuje się górnictwem węglowym, prowadzi blogawww.gornictwo2-0.pl. Górnikami byli  jej pradziadek i dziadek, ona jest inżynierem górniczym III stopnia. Laureatka m.in. konkursów Głównego Instytutu Górnictwa (2008 r.) i Wyższego Urzędu Górniczego (Karbidka 2011 i 2013).

Zobacz także: Potrzebne 700 mln zł na ratowanie Kompanii Węglowej

Zobacz także: PGE modernizuje swoje aktywa pod kątem wymogów polityki klimatycznej

Reklama
Reklama

Komentarze