Reklama

Wywiady

Poncyljusz dla E24: rząd mentalnie pozostaje w erze węgla kamiennego [WYWIAD]

Fot. Facebook.com/Paweł Poncyljusz
Fot. Facebook.com/Paweł Poncyljusz

Obecny rząd pozostaje staroświecki i nie spodziewałbym z ich strony chęci rozbudowy inteligentnych sieci. Przewiduję, że będzie bardziej skupiać się na blokowaniu postępu i tworzeniu programów, które ograniczają możliwości rozwoju - powiedział w rozmowie z serwisem Energetyka24.com poseł KO Paweł Poncyljusz

Reklama

Karol Byzdra, Energetyka24: Wzrasta ilość odmów przyłączeniowych. Wcześniej były to instalacje dużej mocy, jednak obecnie coraz częściej z odmową spotykają to także instalacje mniejsze, przydomowe. Z najnowszych danych wynika, że blisko połowa wniosków jest odrzucana. Jak Pan skomentuje tę sytuację?

Reklama

Paweł Poncyljusz: To bardzo zły sygnał przede wszystkim dlatego, że projekty przydomowych instalacji fotowoltaicznych są inicjatywą finansowaną z kieszeni obywateli przy dodatkowym wsparciu w ramach rządowego programu „Mój prąd". Dodatkowym problemem jest fakt, że rząd w ubiegłym roku wprowadził siłą zmiany w ustawie dotyczącej fotowoltaiki prosumenckiej, argumentując je potrzebą wprowadzenia nowego systemu rozliczeń, co w rzeczywistości okazało się bardziej korzystne dla spółek obrotu. Zmieniono wówczas netmetering na netbilling, jednak jak widać, nie przyniosło to żadnych pozytywnych efektów. Osiągnęliśmy kolejny etap wyniszczania energetyki obywatelskiej, która moim zdaniem, powinna być jednym z filarów przeszłego systemu elektroenergetycznego w Polsce.

Na program „Mój prąd" co roku państwo przeznacza setki milionów złotych, aby zachęcić mieszkańców do instalowania przydomowych instalacji. Jednak w rzeczywistości wygląda to tak, że z powodu odmów przyłączeniowych nie każdy będzie w stanie skorzystać z tego programu?

Reklama

Czytaj też

To jest tylko kolejny dowód na to, że wprowadzone zmiany prawne mają rzekomo uporządkować sektor energetyki prosumenckiej. W praktyce oznacza to, że spółki dystrybucyjne są zwolnione z jakiejkolwiek odpowiedzialności za rozbudowę oraz modernizacji sieci i nie są do niczego zobowiązane w oparciu o prawo. A jeśli spojrzymy na ceny giełdowe to widać, że nie ma tańszej energii niż ta wyprodukowana z odnawialnych źródeł, zwłaszcza w przypadku energii wytworzonej z instalacji przydomowych. Jest to zupełnie odwrotny trend w porównaniu do tego, co robią kraje Europy Zachodniej wykorzystujące nowoczesne systemy energetyczne. Właśnie ta sytuacja pokazuje, że rządzący politycy nadal tkwią mentalnie w erze węgla kamiennego, gdzieś głęboko pod powierzchnią ziemi.

Nie tak dawno Polskie Sieci Elektroenergetyczne były zmuszone do ograniczenia mocy generowanej przez instalacje fotowoltaiczne. Czy uważa Pan, że taka sytuacja będzie się zdarzać coraz częściej?

W mojej opinii tak, jednak odłączane będą instalacje tzw. dużej fotowoltaiki. Z kolei mniejsze instalacje fotowoltaiczne powinny być sygnałem dla operatorów systemów dystrybucji, aby natychmiast rozpoczęli modernizację sieci, poprzez inwestycje w bardziej nowoczesne przewody o większych przekrojach czy stosowanie cyfrowych rozwiązań w węzłach. Pozwoli to stopniowo przekształcać system w inteligentną siećsmart grid, zamiast trzymać się przestarzałych, analogowych systemów pamiętających jeszcze czasy PRL-u.

Niestety, obecny rząd pozostaje staroświecki i nie spodziewałbym z ich strony chęci rozbudowy inteligentnych sieci. Przewiduję, że będzie bardziej skupiać się na blokowaniu postępu i tworzeniu programów, które ograniczają możliwości rozwoju. To właśnie ten imposyblizm, o którym mówi Jarosław Kaczyński, przekłada się na podejście rządu w sektorze energetycznym.

To znaczy, że problem rozwoju odnawialnych źródeł energii w Polsce nie leży jedynie po stronie rozwoju sieci elektroenergetycznych. Istnieje jeszcze inny czynnik wpływający na ten problem?

Tak, w dobrej woli rządzących i ich gotowości do otwarcia się na rozwój odnawialnych źródeł energii. W portfelu Ministerstwa Aktywów Państwowych znajdują się spółki energetyczne, co sugeruje, że priorytetem resortu będzie dbanie o interesy tychże spółek, niewiele zwracając uwagę na fakt, że obywatele płacą coraz wyższe rachunki za energię, a nie mają możliwości skompensowania tych podwyżek z własnych środków, głównie poprzez produkcję energii w domu. Wydaje się, że dla ministra ważniejsze są interesy spółek energetycznych niż dobro obywateli.

Zatem jaki jest cel tych wszystkich programów społecznych, dotacji i działań mających zachęcić mieszkańców do inwestowania w OZE, jeśli istnieje takie ograniczenie i niechęć ze strony rządu w rozwoju sektora?

Moim zdaniem, te wszystkie działania rządu mają być jedynie pozornym gestem, który pozwoli mu wykazać się za granicą jako rząd podejmujący działania proekologiczne. To takie markownie działań. Z jednej strony rząd pozwala obywatelom na montaż instalacji fotowoltaicznych na dachach, ale mówiąc przenośnie, na umowie są małym druczkiem napisane ograniczenia możliwości sieciowych i dlatego w wielu przypadkach jest to po prostu niemożliwe do zrealizowania. Chciałbym przypomnieć, że dla dużych projektów OZE w latach 2015-2022 odmówiono przyłączenia około 30 GW mocy, podczas gdy cały polski system energetyczny ma nieco ponad 60 GW. Oczywiście OZE nie osiąga takiej efektywności jak energetyka węglowa czy gazowa, ale sytuacja oznaczałaby to, że nasz system mógłby zostać wzbogacony nawet o kilkanaście procent najtańszymi źródłami energetycznymi, co potwierdzają również notowania na giełdzie. Nie ma tańszej energii niż energia z OZE, uwzględniając również skrajne przypadki, gdy jest ona dostępna w cenie ujemnej podczas korzystnych warunkach pogodowych.

Czytaj też

Ile czasu Pana zdaniem minie, zanim OZE zaczną realnie wypierać węgiel w krajowym miksie energetycznym?

Należy mieć świadomość, że Polska w najbliższych latach będzie nadal opierać się na źródłach węglowych i gazowych. Warto przypomnieć, że rząd złożył dokument, który do dziś nie został jeszcze notyfikowany przez Komisję Europejską i zakłada, że Polska będzie posiadać tradycyjne moce wytwórcze, oparte głównie na węglu, do 2049 roku. To oznacza, że nie można oczekiwać, że od przyszłego roku całkowicie zrezygnujemy z jego wykorzystywania węgla w systemie energetycznym.

W takim razie kiedy możemy oczekiwać notyfikacji?

Aktualnie istnieje wiele niejasność co do notyfikacji dokumentu przez rząd oraz akceptacji go przez Komisję Europejską. Chociaż rząd zapowiadał, że negocjuje szczegóły z KE w tej sprawie, dokument od kilku lat nadal pozostaje niezaakceptowany. Nie jesteśmy pewni, jaka jest rzeczywista wola rządu i czy ich polityka jest zgodna z akceptacją ze strony Europy. Sytuacja pozostaje niejasna i wymaga dalszego wyjaśnienia. Tak więc straszenie tym, że brak słońca lub wiatru spowoduje brak prądu w gniazdkach jest nieprawdziwe. Nadal większość mocy w systemie energetycznym Polski pochodzi z zainstalowanych źródeł, które są centralnie zarządzane i niezależne od warunków pogodowych, a rząd wykorzystuje ten argument jako usprawiedliwienie dla swoich działań. Przewiduję, że magazyny energii, biogazownie, wodór i biometan staną się powszechne. Te źródła energii, będące odnawialnymi lub mniej emitującymi, staną się podstawą systemu energetycznego, szczególnie w przypadku braku wiatru lub słońca.

Zmieniając jeszcze grunt naszej rozmowy, czy istnieje szansa, że projekt Izery zostanie kiedykolwiek zrealizowany, biorąc pod uwagę niedawne zapowiedzi polskiego start-upu dotyczącego stworzenia nowego samochodu elektrycznego?

Czytaj też

Moi zdaniem program Izery w obecnej formie nie ma żadnej racji bytu z uwagi na aktualny stan rozwoju elektromobilności na świecie. Możliwe, że był to obiecujący projekt pięć lat temu, lecz od tego czasu marnowano setki milionów złotych, które przepłynęły przez ręce prezesów mianowanych przez rząd, a nadal jesteśmy w sferze planów i cyfrowych prezentacji. W końcu, partia rządząca proponuje nam chiński samochód, złożony z kilku części i przylepioną naklejką Izery. Jednak w tym samochodzie nie będzie niczego polskiego, a przynajmniej do tej pory nikt nie przedstawił, jakie komponenty pochodziłyby z Polski. Po prostu będzie to chiński samochód Geely montowany nad Wisłą. Myślę, że byłoby lepiej i taniej, gdyby wydzierżawić chińczykom teren lub fabrykę, aby sami mogli zorganizować wszystko i nie martwić się o inwestycję. Dziś te kilka miliardów złotych, które miałoby zostać wydane na budowę mitomańskiej fabryki premiera Morawieckiego i jego współpracowników, byłoby lepiej przeznaczyć na modernizację sieci elektroenergetycznej. Te pieniądze są potrzebne na rzeczywistą transformację, a nie na absurdalne pomysły rządu.

A czy w przypadku wygranej opozycji w wyborach, projekt Izery będzie kontynuowany?

Czytaj też

Jeśli chodzi o mnie, zdecydowanie uważam, że wszyscy odpowiedzialni za projekt Izery powinni zostać skierowani do prokuratury i postawieni w stan oskarżenia. Narazili oni skarb państwa na poważne straty i koszty, które nie przyniosły żadnych korzyści. Niemniej jednak, musimy mieć świadomość, że do wyborów pozostało jeszcze kilka miesięcy, a w tym czasie rządzący mogą nadal podpisywać niekorzystne umowy dla skarbu państwa, związując go z tym projektem.

Należy podkreślić, że moment na tego typu projekty został przegapiony. W chwili, kiedy praktycznie wszyscy producenci motoryzacyjni już posiadają w swojej ofercie kilka elektrycznych modeli, Izera nie będzie miała żadnej przewagi rynkowej. Nie posiada ona ani rozbudowanej sieci dystrybucji, ani sieci serwisowej, ani też konkurencji cenowej w porównaniu do innych dostępnych na rynku samochodów, w tym także importowanych z Chin. Cała ta sytuacja przypomina mi nieco działania rządu Putina w Rosji, gdzie Moskwicz tak naprawdę jest chińskim składakiem, różniącym się od swojego pierwowzoru jedynie logiem na masce. Dziś pan Morawiecki proponuje nam podobnego Moskwicza na miarę jego możliwości.

Reklama

Komentarze

    Reklama