Wiadomości
Czy zniesienie systemu ETS obniży rachunki za energię? [KOMENTARZ]
Jakie czynniki składają się na koszty produkcji energii elektrycznej? Po co nam Towarowa Giełda Energii? Odpowiedzi na te i inne pytania czekają poniżej.
Jedną z najważniejszych składowych kosztów energii jest koszt emisji CO2 wynikający z uczestnictwa Polski w systemie ETS, czyli Europejskim Systemie Handlu Emisjami. Co dokładnie kryje się za tą nazwą? EU ETS to pierwszy na świecie system handlu emisjami CO2, a jego funkcjonowanie polega na ustaleniu przez Unię Europejską limitu ilości dwutlenku węgla, który może emitować dany podmiot – obejmuje to m.in. branżę ciepłowniczą czy energetyczną. Każda instytucja objęta tym systemem musi posiadać uprawnienia, z których jedno jest równe jednej tonie wyemitowanego dwutlenku węgla. Gdy dany podmiot dostarczy do atmosfery mniej szkodliwego gazu, to może odsprzedać posiadane uprawnienia lub zatrzymać je na przyszłość, natomiast jeśli emisja gazu będzie większa niż pozwalają na to posiadane uprawnienia – firma musi dokupić odpowiednią ich ilość.
Czytaj też
Kwestia unijnego handlu emisjami jest w kontekście cen energii wyjątkowo ważna, ponieważ według wyliczeń Polskiego Komitetu Energii Elektrycznej z grudnia 2021 roku ceny uprawnień do emisji CO2 odpowiadały za aż 59% kosztów produkcji energii. Należy jednak wyraźnie zaznaczyć, że w związku ze sprzedażą praw do emisji dwutlenku węgla do polskiego budżetu trafiają miliardy złotych – według ministerialnych danych Polska pozyskała w ten sposób w zeszłym roku ponad 20 mld złotych, a w roku 2020 – około 12 mld złotych. Państwa członkowskie Unii Europejskiej zobowiązały się przeznaczać co najmniej połowę z uzyskanych w ten sposób środków na ograniczanie emisji gazów cieplarnianych, łagodzenie zmian klimatycznych i przystosowanie się do nich, co w konsekwencji ma skutkować w przyszłości mniejszymi opłatami w ramach EU ETS – im czystsze źródła energii tym mniejsze środki należy na niego wyłożyć. I tutaj koło się zamyka.
Czytaj też
Idąc dalej za wyliczeniami PKEE, inne składowe kosztów produkcji energii to (w kolejności malejącej): pozostałe koszty związane z produkcją energii, koszty OZE i efektywności energetycznej, koszty własne sprzedawców energii, marża sprzedawców i akcyza. Tutaj lista się kończy, ale nie oznacza to, że na nasz rachunek składają się jedynie przedstawione tutaj składniki, że koszt emisji CO2 podwyższa nasze rachunki aż o 59%!
Koszty produkcji energii elektrycznej to, wedle szacunków, około połowa spadających na nas opłat. Drugą połowę stanowią: koszt dystrybucji, opłata mocowa i podatek VAT. Z wymienionych tu danin tą największą jest dystrybucja – leży ona w gestii działającego na terenie przez nas zamieszkałym operatora systemu dystrybucyjnego (w Polsce funkcjonuje ich 5), który pozyskuje energię od operatora systemu przesyłowego i dostarcza ją do naszych domów. Opłatą mocową nazywamy natomiast opłatę w celu unowocześnienia istniejących elektrowni i budowy nowych, aby zapewnić w przyszłości stałe i stabilne dostawy prądu. Ogólnie rzecz biorąc uczestnictwo Polski w systemie ETS oznacza, że nasze rachunki za energię są około 30% wyższe.
Czytaj też
Ale odejdźmy od naszych rachunków i wróćmy do szerszego spojrzenia na rynek energetyczny. Wyprodukowana energia elektryczna musi być, z pewnymi wyjątkami, sprzedawana na giełdzie energii (obligo giełdowe). A jak działa polska giełda energii? Jej działanie jest dosyć skomplikowane i opiera się na mechanizmie ceny krańcowej, który promuje OZE. Mechanizm ten polega na tym, że ceny energii są wyznaczane w odniesieniu do tej oferowanej przez najdroższą jednostkę wytwórczą, która jest potrzebna do zaspokojenia obecnego zapotrzebowania. Do systemu elektroenergetycznego w pierwszej kolejności trafia natomiast energia z najtańszych źródeł – wynika to z reguły „merit order".
Jednak energetyczna historia dzieje się na naszych oczach. 4 listopada Sejm odrzucił poprawki Senatu do nowelizacji ustawy Prawo energetyczne oraz ustawy o OZE. Niedawno prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę likwidującą wspomniane wyżej obligo giełdowe oraz zaostrzającą odpowiedzialność karną za czyny polegające na dokonywaniu manipulacji na rynku. Takie kroki posłużyć mają obniżeniu cen, jednak zarówno Towarowa Giełda Energii jak i Urząd Regulacji Energetyki krytykują te działania i wskazują, że zmiany mogą przynieść skutek odwrotny od zamierzonego i uderzyć w polskie przedsiębiorstwa. Kto ma rację? Na odpowiedź będziemy musieli poczekać.
Autor: Konrad Nowacki
Artykuł powstał w ramach projektu #Faktyoklimacie realizowanego ze Stowarzyszeniem Demagog.