Wiadomości
Będą rozliczenia za „węglową” i nieukończoną Ostrołękę. Zarząd Energi nie odpuści poprzednikom
Prawie rok temu podobny krok wykonała Enea, a teraz taki ruch zainicjowała Energa, choć nic na to nie wskazywało. Te dwie spółki energetyczne mają od lat problem z inwestycją w Ostrołęce, którą ostatecznie udało się odkręcić. Jednak ogromnym kosztem.
W czwartek 14 listopada zarząd Energi (z grupy Orlen) ogłosił, że będzie dochodził roszczeń o naprawienie szkody wyrządzonej przez poprzedników w związku z realizacją projektu węglowego bloku w Elektrowni Ostrołęka (Ostrołęka C), który nie został ukończony.
„Powyższa decyzja Zarządu Spółki została podjęta po przeanalizowaniu otrzymanych opinii zewnętrznych kancelarii prawnych, z których wynika, że zachowania niektórych byłych członków organów Spółki w związku z realizacją Projektu (nieukończony blok węglow – red.) spowodowały poniesienie przez Spółkę szkód wielkiej wartości” – przekazała Energa w komunikacie giełdowym.
Spółka poinformowała, że w związku z tym, zwróci się do Walnego Zgromadzenia „o podjęcie odpowiednich uchwał, aby na tej podstawie Spółka miała prawo podjąć – na drodze sądowej lub pozasądowej – wszelkie kroki umożliwiające dochodzenie przysługujących Spółce roszczeń”.
Co dalej?
W praktyce oznacza to, że czarne chmury zawisną nad każdym, kto w latach 2018-2019 zasiadał w radzie nadzorczej lub zarządzie Energi. Umowa z generalnym wykonawcą na budowę bloku C w Ostrołęce została podpisana 12 lipca 2018 roku – ówczesnym szefem spółki był Arkadiusz Siwko.
Te czarne chmury mogą wisieć dosyć długo. Ostrołęka C była wspólnym projektem Energi i Enei. Druga ze spółek już pod koniec ubiegłego roku wykonała taki krok, a 30 stycznia 2024 r. nadzwyczajne walne zgromadzenie wyraziło zgodę na wytoczenie powództwa przeciwko byłym władzom spółki. Od tego czasu nic w tej sprawie się nie wydarzyło.
Co dziwi to fakt, że Energa dotąd nie sygnalizowała, że postąpi wobec poprzedników tak, jak Enea.
Katastrofa węglowego bloku C
Sprawa fiaska bloku C Elektrowni Ostrołęka, który miał być węglowy, a niedługo zostanie oddana tam jednostka gazowa, jest długa i skomplikowana. W dodatku chodzi w niej o niemałe pieniądze, bo porzucenie projektu oznaczało wyrzucenie w błoto około miliarda złotych (958 mln zł).
Ówcześni prezesi spółek energetycznych zaangażowani w projekt nie palili się do budowy nowego, węglowego bloku, ale naciskać miał na to minister energii Krzysztof Tchórzewski. W dodatku, kiedy rozstrzygały się losy inwestycji, spółki podlegały nie ministrowi skarbu państwa (nie istniał w ogóle taki resort), a bezpośrednio ministrowi energii.
W raporcie Najwyższej Izby Kontroli na temat tego przedsięwzięcia zapisano nawet, że członkowie zarządów mieli zeznawać, że „Skarb Państwa przymuszał do realizacji tego projektu”. Całą historię i jej zwroty akcji opisaliśmy na łamach Energetyki24 w tekście: Powrót „dwóch wież” z Ostrołęki. Nadciąga czas rozliczeń?. Wtedy jednak było wiadomo tylko o planach dochodzenia roszczeń przez Energę.