Analizy i komentarze
Powrót „dwóch wież” z Ostrołęki. Nadciąga czas rozliczeń? [KOMENTARZ]
Wygląda na to, że zgodnie z przedwyborczymi zapowiedziami polityków Koalicji Obywatelskiej, jeszcze będzie głośno o Ostrołęce C – oczywiście w węglowej odsłonie. Sprawa nieukończonego bloku wisiała nad Energą i Eneą niczym czarna chmura. Na razie pierwszy ruch wykonała Enea, ale można spodziewać się efektu domina, który sięgnie nie tylko poprzednich zarządów spółek.
Ostateczna decyzja, by rozbudować Elektrownię Ostrołęka o blok C spalający węgiel kamienny, zapadła 12 lipca 2018 r. Wtedy w obecności ówczesnego ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego (jednego z największych orędowników węglowego bloku) podpisano umowę na budowę. Jeszcze przed postawieniem kropki nad i nie brakowało głosów, że inwestycja jest nietrafiona. Analitycy przekonywali, że „Ostrołęka C będzie spalać więcej pieniędzy niż węgla”.
Od tych wydarzeń sprzed pięciu lat zmieniło się wszystko: od zarządów Enei i Energi (przejętej później przez Orlen), czyli spółek, które zaangażowały się w inwestycję, przez układ sił w polityce (stanowisko stracił Tchórzewski) po… źródło zasilania bloku C. Węgiel zamieniono bowiem na gaz, a w odświeżoną wersję inwestycji zaangażowały się Orlen (razem z podległą mu Energą) i PGNiG. Wybudowane na potrzeby węglowego bloku pylony (nazywane „dwiema wieżami” z Ostrołęki) zdemontowano, a w tym roku do powstającej elektrowni doprowadzono gazociąg.
Jedna sprawa powraca jak bumerang, o co dbali politycy ówczesnej opozycji, a obecnie rządzący, zwłaszcza z Koalicji Obywatelskiej: kto powinien ponieść odpowiedzialność za nietrafioną decyzję, by budować nowy węglowy blok. Porzucenie projektu oznaczało wyrzucenie w błoto około miliarda złotych (958 mln zł) - Energa i Enea poniosły te koszty, a kwoty (po 479 mln zł) zostały odliczone od wyników spółek przed laty.
Pozostaje jeszcze kwestia politycznej odpowiedzialności. Choć to zarządy spółek i rady nadzorcze wysuwają się na pierwszy plan, to chodzi o państwowe koncerny, nad którymi w pewnym stopniu czuwają politycy.
Dodatkowe paliwo dla chcących rozliczyć sprawę Ostrołęki C dostarczyła Najwyższa Izba Kontroli. Izba w połowie 2022 r. opublikowała wyniki kontroli z 2021 r., w której nie zostawiła suchej nitki na realizacji tej inwestycji. Zlecenie budowy NIK oceniła jako „działanie niegospodarne”, a jako podstawową przyczynę niepowodzenia przedsięwzięcia wskazała „brak zapewnienia źródeł finansowania”.
Czytaj też
Zarząd Enei wraca do sprawy Ostrołęki
Sprawa Ostrołęki C wróciła z przytupem w ostatni czwartek. Wtedy pojawiła się informacja, że obecne władze Enei (powoływane jeszcze za kadencji poprzedniego rządu) na walnym zgromadzeniu chcą głosować w sprawie wyrażenia zgody na dochodzenie przez spółkę roszczeń wobec byłych członków rady nadzorczej i zarządu. Chodzi o osoby, które były w tych gremiach, gdy podejmowano decyzje związane z inwestycją w Ostrołęce.
W projekcie uchwały walnego zgromadzenia Enei, która otwiera drogę do dochodzenia roszczeń, wskazano, że taki krok rekomendowała NIK – stąd decyzja, by go wykonać. O tym, co dalej się wydarzy, dowiemy się 30 stycznia 2024 r. - wtedy odbędzie się walne zgromadzenie. Wbrew niektórych doniesień, nie wytoczono żadnego powództwa byłym władzom spółki, to dopiero pierwszy krok, by tak się stało.
Warto zwrócić uwagę, na to, kto znalazł się na liście „do rozliczenia”. Dwie postaci wybijają się na pierwszy plan: to Mirosław Kowalik, wtedy prezes Enei, a obecnie – szef Westinghouse Electric Poland (polskiej odnogi dostawcy technologii dla polskiego programu jądrowego) oraz Paweł Jabłoński, b. wiceminister w MSZ, obecnie poseł, a w latach 2018-2019 członek rady nadzorczej Enei.
Nie wiadomo, dlaczego obecne władze Enei wykonały taki krok. Od publikacji raportu NIK minęło prawie półtora roku, więc nie jest jasne, dlaczego akurat teraz wracają do wytycznych kontrolerów. W związku ze zmianą władzy w Polsce podobnych powrotów i prób rozliczeń można było się spodziewać, dopiero gdy koalicja KO, PSL, Trzeciej Drogi i Lewicy zacznie wymieniać rady nadzorcze i zarządy państwowych spółek. Tymczasem nastąpiło to jeszcze za kadencji Pawła Majewskiego, powoływanego na szefa PGNiG, a potem Enei, w czasach gdy Ministerstwem Aktywów Państwowych kierował Jacek Sasin.
Co zrobi Energa, a co – politycy
O tym, że takie działania mogą podjąć Enea i Energa, spekulowano od bardzo dawna. Jeżeli należąca do Orlenu Energa nie wykona tego samego ruchu teraz, to zapewne nastąpi to zaraz po tym, jak nowy szef MAP skończy wymieniać prezesów spółek Skarbu Państwa.
Czytaj też
Jeśli i Energa zacznie dochodzić pewnych roszczeń, należy spodziewać się, że ruszy efekt domina i byli członkowie zarządów spółek, zaczną opowiadać więcej o kulisach inwestycji w węglowy blok Ostrołęka C. Zresztą – już to robili, gdy składali zeznania w trakcie kontroli NIK. Ich relacje nie znalazły się w raporcie pokontrolnym Izby, a opisał je Onet w maju 2022 r. Dziennikarze portalu napisali, że z dokumentów wynika, że na spółki wywierano presję, by przeć ku realizacji inwestycji.
Osobą, która miała najbardziej naciskać na budowę węglowego bloku, jest ówczesny minister energii Krzysztof Tchórzewski. Warto zaznaczyć, że w tamtym czasie (lata 2018-2019) nie było ministra ds. Skarbu Państwa, a nadzór nad poszczególnymi podmiotami podzielono między różne resorty. Minister energii był więc nie tylko szefem resortu, ale też sprawował nadzór nad energetycznymi spółkami.
Jeden z członków zarządu Energi miał zeznawać, że „Skarb Państwa przymuszał do realizacji tego projektu”, a Tchórzewski „wiedział, że jest problem z domknięciem finansowania projektu”. Minister miał też przerzucać odpowiedzialność na rady nadzorcze Energi i Enei.
Do wyjaśnienia jest jeszcze jedna kwestia: według narracji ówczesnego rządu, gdy decydowano o zmianie koncepcji ws. Ostrołęki, miało być to podyktowane zmianami polityki klimatycznej w Unii Europejskiej. Zaprzeczył temu Tchórzewski, który składając zeznania kontrolerom w 2021 r. (ujawnił je Onet), powiedział: - Mogę stwierdzić, że gdybym był dalej ministrem energii, projekt węglowy byłby dalej realizowany. Zwracam uwagę, że Komisja Europejska nie wysuwała żądań w celu wstrzymania projektu węglowego.
Niejasności wokół całego procesu decyzyjnego zapewne skrzętnie wykorzystają nowe władze, które od lat krytykowały chaotyczne prowadzenie projektu przez spółki.
W świetle wielu niewiadomych i sprzecznych wersji historii należy przygotować się na wielki powrót „dwóch wież”. O Ostrołęce C – węglowej – miało być głośno w 2024 r., bo wtedy miała zacząć produkować energię elektryczną. Głośno na pewno będzie, ale z zupełnie innych powodów.