Analizy i komentarze
Tańszy prąd dla zuchwałych. Nowy rodzaj rozliczeń w Polsce nadejdzie za kilka miesięcy
Z początkiem drugiej połowy tego roku pożegnamy funkcjonujące przez ostatnie 18 miesięcy mechanizmy osłonowe, które gwarantowały niższe ceny prądu m.in. dla odbiorców indywidualnych. Jednocześnie chwilę później odbiorcy w Polsce będą mogli się zdecydować na nowy sposób rozliczeń ze sprzedawcami energii, bo ci będą musieli wprowadzić ceny dynamiczne do ofert. Na razie jednak wszystko wskazuje, że jest to rozwiązanie nie tylko dla odważnych, ale i rozważnych użytkowników.
Obecnie większość odbiorców korzysta ze stałych cen (przez cały dzień w ramach taryfy G11) za zużywaną energię elektryczną. Za kilka miesięcy będą mogli zacząć korzystać nie z cen taryfowych, a cen dynamicznych.
Z dniem 24 sierpnia wszyscy najwięksi sprzedawcy energii elektrycznej (powyżej 200 tys. klientów) będą musieli mieć w ofercie możliwość przejścia na ceny dynamiczne, czyli takie, które będą odzwierciedlały aktualną cenę na rynku (aktualizowaną co 15 minut). Warunek – względnie – jest jeden. Odbiorca musi posiadać „inteligentny” licznik zdalnego odczytu (LZO), bez niego nie będzie mógł skorzystać z oferty – tylko one pozwalają na zdalny odczyt danych o zużyciu energii elektrycznej w czasie rzeczywistym.
Kiedy włączyć pralkę, by obniżyć rachunki
Pojawienie się takiej oferty to efekt implementacji unijnych przepisów do polskiego prawa i jak to zwykle bywa: początki będą trudne, dla obydwu stron. Nie da się ukryć, że po doświadczeniach z ostatnich lat, wielu odbiorców może nie chcieć podjąć ryzyka i porzucić bezpieczne taryfy na rzecz rozliczeń po cenach bieżących. Zwłaszcza jeśli nie mają narzędzi do zarządzania zużyciem prądu czy własnego źródła energii elektrycznej w postaci fotowoltaiki lub magazynu energii. Na wyobraźnię odbiorców może zadziałać z kolei wizja płacenia naprawdę niewiele za energię elektryczną. Na Towarowej Giełdzie Energii w lutym 2024 r. za 1 MWh płacono średnio ok. 342 zł, czyli dużo poniżej nawet „zamrożonej” ceny energii.
Ujmując bardzo ogólnie: ceny dynamiczne opłacą się każdemu, kto będzie rozważnie korzystał z urządzeń zużywających prąd, np. uruchamiając pralkę w momencie, gdy ceny na giełdzie będą niskie. Jednak takie dostosowywanie funkcjonowania w domu pod dyktando cen na giełdzie może wydawać się uciążliwe. Pomóc mogą automatyzacja i planowanie.
Stąd sugestie, że przejście na ceny dynamiczne najbardziej opłaci się posiadaczom magazynów energii i fotowoltaiki. W czasie, gdy ceny będą wysokie, wystarczy, by zwiększyli autokonsumpcję prądu produkowanego przez panele fotowoltaiczne lub pobierali energię elektryczną z magazynu. Kiedy rynkowa cena spadnie, będą mogli natomiast „doładować” magazyn po kosztach. Korzystanie z cen dynamicznych może być opłacalne także dla tych odbiorców, którzy posiadają auto elektryczne – będą mogli potraktować samochód niczym dodatkowy „magazyn” i doładowywać go w odpowiednim momencie.
Żeby naprawdę zaoszczędzić, niezbędne wydaje się więc posiadanie systemu do zarządzania całym domem, który zautomatyzuje wszystkie procesy. Jaką obniżkę rachunku przyniesie takie świadome korzystanie z prądu? Według szacunków przedstawionych przez Janusza Moroza z E.ON Polska będzie to około 10-15 proc. – Jeżeli rachunek roczny za energię elektryczną wyniesie między 2000 a 2300 zł, to jest to pewna oszczędność, zwłaszcza że można ją osiągnąć dzięki nawykom, które nie zmniejszają naszego codziennego komfortu – mówił w trakcie spotkania z mediami.
Jednocześnie, nie jest tak, że podobne rozwiązania to nowalijka, której nikt wcześniej nie testował. Z cen dynamicznych od dawna korzystają, chociażby Szwedzi czy Finowie, tylko tam odbiorcy przywykli do tego, że płacą „urealnioną” cenę za prąd.
W labiryncie elastyczności
W kwestii cen dynamicznych kluczowe pozostają elastyczność i możliwości zarządzania zużyciem energii przez odbiorców (a także ich nawyki). Sprzedawcy z tzw. wielkiej czwórki (Energa, Tauron, PGE i Enea) w odpowiedzi na pytania Energetyki24, przyznają: w tej chwili nie są w stanie przewidzieć, jakie będzie zainteresowanie nowym sposobem rozliczeń wśród odbiorców indywidualnych.
„Popularność taryfy dynamicznej zależy od czynników takich jak: ceny energii, samoświadomość energetyczna klientów, atrakcyjność oferty po stronie sprzedawcy” – przyznaje biuro prasowe Tauron.
„Obecnie trudno oszacować ilu klientów, w szczególności w gospodarstwach domowych będzie zainteresowanych taryfami dynamicznymi” – przekazała Enea. Spółka ma natomiast pewne obserwacje na temat potencjału taryf dynamicznych, ponieważ stwierdza: „Obserwujemy zainteresowanie klientów biznesowych funkcjonującą już ofertą, w której ceny energii kształtują się z uwzględnieniem zużycia i cen z TGE w poszczególnych godzinach. Model tej oferty jest bardzo zbliżony do taryf dynamicznych”.
Podobne doświadczenia ma Polska Grupa Energetyczna: „PGE Obrót rozlicza w formule cen dynamicznych kilka tysięcy klientów (prowadzących działalność gospodarczą) i w chwili obecnej takie rozwiązanie cieszy się dużym zainteresowaniem”.
To, co wydaje się ukrytą wadą cen dynamicznych, czyli możliwość wystąpienia wysokich cen akurat w momencie, gdy konieczne jest włączenie urządzenia elektrycznego, jest ukrytym atutem tego rozwiązania z perspektywy operatorów sieci elektroenergetycznej. Zarządzanie popytem na energię elektryczną tylko dzięki presji cenowej to dodatkowe narzędzie, które w trakcie transformacji energetycznej może być nieocenione.
Dla przykładu: gdy w Finlandii trwały rekordowe mrozy, a popyt był rekordowo wysoki, tamtejszy operator, Fingrid, wydał odbiorcom rekomendację, by wstrzymali się z uruchamianiem „prądożernych” urządzeń. W związku z ogromnym zapotrzebowaniem ceny prądu wystrzeliły, a operator miał coraz większe problemy ze zbilansowaniem systemu.
Odbiorcy rzeczywiście zareagowali. Jak przekazał Fingrid, w porannym szczycie zapotrzebowanie na moc spadło o 800 MW względem wcześniejszych prognoz. Skorzystały na tym obydwie strony: operator zyskał cenne wówczas obniżenie zapotrzebowania, a odbiorcy zaoszczędzili pieniądze, jednocześnie wspierając krajowy system.
Jednak do tego, by taka historia powtórzyła się w Polsce, jeszcze długa droga. Choćby dlatego, że przygotowania pod kolejny etap uwalniania rynku energii idą jak po grudzie.
CSIRE, wymiana informacji i LZO
Kluczowe dla cen dynamicznych pozostają inteligentne liczniki (LZO), które od kilku lat wymieniają operatorzy (spółki dystrybucji) i część z odbiorców już z takich korzysta. Z tym że w zależności od spółki, te procesy mają różne tempo.
Z danych przekazanych Energetyce24 przez operatorów wynika, że na koniec roku 2023 LZO miało już:
- 458 tys. klientów na obszarze działania Enei (czyli 16,4 proc. wszystkich);
- 1,1 mln klientów Taurona (ok. 19 proc. odbiorców);
- Ok. 1 mln klientów PGE;
- 2,4 mln klientów Energi (spośród 3,3 mln wszystkich)
Do końca 2025 roku Enea zamierza zainstalować LZO u co najmniej 35 proc. swoich klientów. Aktualny lider pod względem wymienionych liczników, czyli Energa, zamierza do 2026 roku zakończyć ten proces i wówczas wszyscy jej klienci będą objęci zdalnym pomiarem zużycia.
Zmiany mimo przeszkód
Nawet jeśli odbiorca ma już LZO, to niewiele dowie się o parametrach oferty w ramach ceny dynamicznej, przynajmniej na razie. Jak przekazali nam sprzedawcy energii elektrycznej (spółki obrotu), co prawda prowadzą prace nad rozszerzeniem oferty, ale na konkrety przyjdzie poczekać. Rozmówcy Energetyki24 z branży wskazują, że akurat w tej sprawie wina nie leży wcale po stronie spółek, a twórców przepisów (poprzedni rząd), którzy przyjmując jeden harmonogram i terminy, nie zaktualizowali innych.
Wszystko rozbija się o mający powstać do 1 lipca 2025 roku Centralny System Informacji Rynku Energii (CSIRE). Pierwotnie miał on wystartować 1 lipca 2024 r., ale w 2023 r. termin przesunięto o rok w ramach nowelizacji Prawa energetycznego.
CSIRE po powstaniu ma ułatwić uczestnikom rynku pozyskiwanie informacji, m.in. o zużyciu energii elektrycznej i stanowić platformę wymiany danych (zbieranych przez Operatora Informacji Rynku Energii, OIRE). Poniższa grafika obrazuje, jak dzięki CSIRE ma przebiegać ta komunikacja.
CSIRE miał być pomocny przy wprowadzaniu cen dynamicznych, ale nie zgrano harmonogramów – i ceny mają trafić do ofert 24 sierpnia 2024 r., a system wspomagający ich obsługę ruszy niecały rok później. Teraz sprzedawcy szykują się do wdrożenia tych rozliczeń sami, a dopiero później wszystko zacznie działać tak, jak początkowo zaplanowano. W korespondencji z E24 spółki zapewniają, że przygotowują się i będą gotowe, by zgodnie z przepisami zacząć oferować taryfy dynamiczne odbiorcom indywidualnym.
Niewiele wskazuje też na to, że Ministerstwo Klimatu i Środowiska naprawi błąd po poprzednikach. Z informacji serwisu WysokieNapiecie.pl. wynika, że choć resort będzie wprowadzał modyfikacje m.in. w ustawie o OZE czy Prawie energetycznym (bo problem „rozjeżdżających się” harmonogramów nie dotyczy tylko sprawy cen), to akurat nad cenami dynamicznymi się nie pochyli. „MKiŚ nie zamierza jednak nowelizować przepisów w tym zakresie i pomimo braku wdrożenia CSIRE chce utrzymać termin wejścia w życie tych przepisów” – pisał portal WN w lutym br.