Reklama

Analizy i komentarze

Hołownia i Hennig-Kloska popłynęli. Tezy o redukcjach OZE nie da się obronić

Autor. Polska 2050/@PL_2050 X/Twitter

Operatorzy sieci dystrybucyjnych i przesyłowych w kraju mogą zazgrzytać zębami. Lider Polski 2050 i jeden z liderów Trzeciej Drogi, marszałek Sejmu, a także szefowa MKiŚ, również z Polski 2050, powtarzają – żeby nie napisać nieprawdę – pewien nietrafiony stereotyp o przyczynach redukcji mocy z odnawialnych źródeł w Polsce.

Szymon Hołownia podczas sobotniego wystąpienia przebiegającego pod hasłem „Czy Polska może być gospodarczą potęgą” kreślił plany dla kraju. Nie zabrakło wątków związanych z energetyką, bo jak przekonywał marszałek Sejmu i lider Polski 2050 – trzeba „ocieplać domy, rozbudowywać elektromobilność”. W pewnym momencie wtrącił, że konieczna jest także rozbudowa sieci elektroenergetycznych.

– 85 mld zł wydamy w Polsce w najbliższych latach na unowocześnienie sieci energetycznych. Tak by więcej nie zdarzał się absurd wyłączenia paneli słonecznych, wtedy, gdy zdaniem systemu produkują za dużo prądu – stwierdził.

YouTube cover video

Jakby tego było mało, podobne tezy wygłasza, ale za pośrednictwem X (daw. Twitter), ministerka klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska, także z formacji Polska 2050.

To powtarzany stereotyp, jakoby niedoinwestowanie sieci elektroenergetycznych było jedynym problemem do rozwiązania, by poradzić sobie z nadwyżkami energii elektrycznej z odnawialnych źródeł. Opisywaliśmy ten problem wielokrotnie na łamach Energetyki24, zwłaszcza wtedy, gdy do redukcji dochodziło – a w tym roku jest ich rekordowo dużo.

Reklama

Jak to jest z tymi redukcjami

W każdym razie – przede wszystkim w tej sprawie nie ma czegoś takiego jak „zdanie systemu”, jest fizyka. Szkoda czasu na ewentualne złośliwostki na ten temat – o tym, jak ten system działa i dlaczego tłumaczą od lat PSE, czyli operator Krajowego Systemu Elektroenergetycznego. Nie mniej – gdyby rzeczywiście tylko od sieci zależało, czy da się do niej „wpuścić” więcej energii elektrycznej, to na całym świecie budowane byłyby tylko nowe pylony pod kolejne połączenia albo zakopywano setki kilometrów kabli.

Tak, nowoczesne, zmodernizowane sieci dystrybucyjne i przesyłowe są ważne. Gdyby jednak tezę przedstawioną przez przedstawicieli Polski 2050 przenieść na inną płaszczyznę, łatwiej zrozumieć, jak bardzo się zagalopowali. To jakby założyć, że jeśli z dwulitrowej butelki będziemy przelewać wodę do jednolitrowej przez trzy wężyki, a nie jeden, to nic nie wylejemy, a miejsce znajdzie się także dla pozostałej „nadprogramowej” wody. Gdyby było tak, jak przedstawiają to marszałek Sejmu i szefowa MKiŚ, to właśnie tak by to działało. Tyle że – nie działa.

Czytaj też

Nadwyżek energii elektrycznej po prostu nie ma kto odebrać, co widzimy w ostatnich miesiącach w Polsce. Operatorom zależy, aby utrzymać stabilność i bezpieczną pracę sieci, by popyt (zapotrzebowanie, pobór energii elektrycznej) był równy podaży (generacji w kraju). W Polsce przy bilansowaniu trzeba się nieźle nagimnastykować. Elektrownie węglowe nie mogą zejść poniżej tzw. technicznych minimów, aby zrobić „miejsce” generacji z OZE.

Nawet w skali mikro, na poziomie dystrybucji, zmodernizowana sieć nie rozwiąże problemu bilansu i relacji zapotrzebowanie-generacja. O tych zależnościach pisaliśmy w E24, m.in. w tekstach Za dużo wiatru, za małe zapotrzebowanie. Nowa świąteczna tradycja; Weekendowa klęska urodzaju. W Polsce trzeba było redukować generację z OZE.

Reklama

Są dni, gdy OZE, wiatraki i fotowoltaika, pracują z mocą kilkunastu GW, nawet mimo redukcji – najczęściej dzieje się to w tygodniu, gdy zapotrzebowanie na energię elektryczną jest wyższe. Gorzej jest w weekendy, kiedy nie pracuje przemysł.

Dopóki nie powstaną wielkoskalowe magazyny energii czy też bardziej elastyczne źródła wytwórcze itd., nie będzie zachęt do zużywania energii elektrycznej, gdy w systemie jest „górka”, ten problem się nie rozwiąże. Choćby nie wiadomo, ile sieci zmodernizowano i wybudowano.

Reklama

Komentarze

    Reklama