Gaz
Czas na gazowe pojednanie polsko-niemieckie? Zbudujmy wspólny łańcuch dostaw [ANALIZA]
Polskę i Niemcy łączy wiele – dzieli gaz ziemny. Dlatego obydwa państwa powinny rozważyć wspólne użytkowanie terminalu LNG w Świnoujściu i ewentualnego nowego obiektu tego typu na terytorium polskim. Takie działanie skutecznie storpedowałoby rosyjski Nord Stream 2, a w przyszłości pozwoliły Berlinowi na łatwe porzucenie gazu po zakończeniu własnej transformacji energetycznej, opartej o rozwój odnawialnych źródeł energii.
Polskę i Niemcy łączy wiele. Jesteśmy na siebie skazani choćby z powodu rekordowej wymiany handlowej (co ciekawe to Rzeczpospolita ma w niej nadwyżkę), czy kwestii twardego bezpieczeństwa. Republika Federalna to bowiem klucz do skutecznej obrony wschodniej flanki NATO. Z drugiej jednak strony cieniem na wzajemnych relacjach kładą się kwestie energetyczne (większa przepustowość OPAL dla Gazpromu, budowa Nord Stream 2), mocno uderzające w solidarnościowy aspekt funkcjonowania Unii Europejskiej. To właśnie one powinny zdominować wizytę kanclerz Angeli Merkel w Warszawie.
Zobacz także: Wojna o OPAL: Rosjanie gromadzą wyroki Trybunału Sprawiedliwości UE, które zignorowała Polska
Sprawy gazowe mają aspekt strategiczny. Chodzi m.in. o sferę konkretnych zagrożeń. Przede wszystkim ewentualnego utwierdzenie dominacji rosyjskiego gazu w Europie Środkowej na kolejne dekady i to mimo postępującej rewolucji LNG, która umożliwia elastyczną dywersyfikację dostaw z różnych kierunków. Równie istotne jest osłabienie tranzytowej roli Polski i to w dwóch aspektach: tradycyjnego szlaku dostaw, jakim jest Jamał oraz budowy zupełnie nowej trasy przesyłowej w postaci Korytarza Północ-Południe.
Sprawy gazowe z perspektywy Polski to również papierek lakmusowy intencji politycznych Niemiec. Władze w Warszawie słusznie uważają argument o biznesowym charakterze budowy Nord Stream 2 za niepoważny i obawiają się, że działania Berlina obliczone na realizację partykularnych interesów mogą się nasilić w innych obszarach.
Zobacz także: Spada aktywność Polski ws. Nord Stream 2. Przegapimy moment na złożenie skargi do KE?
Warto uzmysłowić sobie, że w żadnym innym sektorze podział na „nową” i „starą” Europę nie jest tak widoczny, jak w przypadku gazu. Koncepcja zamknięcia środkowoeuropejskich krajów w kleszczach Nord Streamów i Turkish Stream przywodzi na myśl nową żelazną kurtynę, co publicyści skrzętnie wykorzystują. Zresztą to w coraz większym stopniu uzasadnione porównania biorąc pod uwagę choćby kwestię udostępnia Gazpromowi większej przepustowości OPAL mimo, że działanie to przeczy Dyrektywie Gazowej UE, szkodzi członkom Wspólnoty i stowarzyszonej Ukrainie w aspekcie tranzytowym.
Zobacz także: „Gazowa kurtyna” – symbol nowej zimnej wojny Rosji z Zachodem.
Jak wyjść z impasu, w którym tkwią Polska i Niemcy - kraje skazane przecież na bliską współpracę?
Niestety trudno wyobrazić sobie rozwiązanie, które byłoby satysfakcjonujące zarówno dla Warszawy, jak i Berlina. Pozostająca w sferze spekulacji koncepcja większego wykorzystania Nord Stream w zamian za porzucenie projektu Nord Stream 2 nie spełnia tych kryteriów.
Zadaniem analityka powinna być próba przedstawienia pomysłu, który stanowiłby pole do dyskusji dla czynników rządowych. W tym kontekście być może jakimś rozwiązaniem byłaby propozycja wprzęgnięcia Niemiec w polskie projekty dywersyfikacyjne?
Berlin nie będzie zainteresowany partycypowaniem w nowym projekcie rurociągowym takim, jak Baltic Pipe i towarzysząca mu infrastruktura. Nord Stream 2 ma przecież podobny charakter, poza tym Niemcy posiadają własne połączenie ze złożami gazu ziemnego na Morzu Północnym. Niemniej warto pamiętać o tym, że na terytorium niemieckim nie ma terminali LNG. Być może zaproszenie Niemców do kooperacji w projekcie świnoujskim byłoby jakimś rozwiązaniem?
Bliskość geograficzna polskiego gazoportu od punktu wejścia Nord Stream w niemieckim Greifswaldzie, powoduje, że w jakimś zakresie mógłby on rekompensować Berlinowi kierunek rosyjski. Polski terminal można łatwo rozbudować z 5 do 10 mld m3 surowca rocznie. Ponadto przy odpowiednim popycie możliwe byłoby wydzierżawienie lub kupno przez Polskę pływającego gazoportu typu FSRU, łatwo zwiększając dostępne zdolności importowe. Notabene taka opcja jest rozważana przez Gaz System jako alternatywa dla Baltic Pipe, choć w tym scenariuszu popyt mógłby być dostatecznie duży by argumentować realizację obu inwestycji.
Głównym kłopotem w tych rozważaniach jest konkurencyjna cena błękitnego paliwa. Nadzieją może tu być rosnący rynek spot. Kontrakty tego typu sięgną wd. PGNiG, które otwarło właśnie biuro handlowe w Londynie, już za kilka lat 50% wolumenów handlowych, a nasycenie rynków azjatyckich wywołuje presję cenową.
Zobacz także: Londyn zapewni nowe dostawy gazu dla terminalu LNG w Świnoujściu?
Ponadto łączone zakupy idealnie wpisywałyby się w koncepcję Unii Energetycznej i pozwalałby Polsce i Niemcom uzyskiwać silniejszą pozycję negocjacyjną.
Taki scenariusz jest ciekawy jeszcze z jednego powodu. Niemcy traktują gaz ziemny jako surowiec czasowo stabilizujący ich transformację energetyczną ukierunkowaną na rozwój odnawialnych źródeł energii. Z importu z polskich terminali byłoby im w przyszłości dużo łatwiej zrezygnować aniżeli z Nord Stream 2. To ciekawy argument np. w kontekście partii Zielonych, która może współtworzyć nowy rząd w Berlinie.
Zobacz także: Cyberwojna o Baltic Pipe? Ataki rosyjskich służb na Czechy, Polskę i Norwegię [ANALIZA]
Zobacz także: Duńskie wątpliwości w sprawie Nord Stream 2 szansą dla Polski?