Reklama

Ropa

Chiny wyciągają rękę po rosyjskie szlaki naftowe. „Niebezpieczne z punktu widzenia Polski” [KOMENTARZ]

Fot. kremlin.ru
Fot. kremlin.ru

Szef Russian Direct Investment Fund poinformował, że chińskie oraz arabskie firmy zamierzają zwiększyć swoje zaangażowanie w Transnieft - spółkę kontrolującą system przesyłu ropy na terenie Federacji Rosyjskiej. Jeżeli inwestycja dojdzie do skutku, będziemy świadkami kolejnej transakcji cementującej sojusz Moskwy i Pekinu w sektorze energetycznym - potencjalnie niebezpieczny także z punktu widzenia Polski.

Zdaniem Kiryła Dmitriewa, szefa RDIF, chińskie i arabskie podmioty są zainteresowane inwestycją w rosyjskie projekty infrastrukturalne. Wśród przedsiębiorstw, które mogłyby zostać dokapitalizowane poprzez zwiększenie udziałów, wymienił on Transnieft. Jest to spółka, w której 100% akcji uprawniających do głosu posiada państwo rosyjskie. Zarządza ona ropociągami o łącznej długości 69 tysięcy kilometrów, posiada powierzchnię magazynową przekraczającą 23 miliony metrów sześciennych i odpowiada za transport 85% ropy naftowej wydobywanej na terytorium Rosji. Coroczny ranking S&P Global Platts plasuje Transnieft na 14. miejscu wśród 250 największych koncernów energetycznych świata. Truizmem byłoby tutaj stwierdzenie, że jest to podmiot o absolutnie strategicznym znaczeniu dla Kremla, wciąż opierającego strukturę gospodarczą o eksport węglowodorów. 

Zanim przejdziemy do oceny inwestycji, warto podkreślić, że zapowiedzi Kiryła Dmitriewa należy traktować z pełną powagą. Zarządza on funduszem, który chwali się, że od momentu powstania (w roku 2011) przyciągnął do Rosji ponad 30 miliardów dolarów zagranicznego kapitału, współpracując przy tym z ponad 20 partnerami z całego świata i finalizując ponad 40 transakcji obejmujących zróżnicowane sektory gospodarki. Mamy więc do czynienia z doświadczoną instytucją, posiadającą zasoby i kompetencje umożliwiające uczestniczenie w kluczowych projektach - dotyczących również sektora energetycznego. Powyższe dane pozwalają również nabrać wyobrażenia o tym, jak poważnie rosyjskie władze traktują sojusz z Państwem Środka. 

Zobacz także: Chińsko-rosyjski sojusz wyzwaniem dla polskiego kontrwywiadu [ANALIZA]

Napływające informacje jednoznacznie wskazują, że tym razem beneficjentem działań RDIF będzie wspomniany już Transnieft. Nie ulega wątpliwości, że finalizacja transakcji będzie miała poważne znaczenie w co najmniej kilku obszarach - począwszy od symbolicznego, poprzez energetyczny, na geopolitycznym skończywszy. Wpisuje się także w szerszy kontekst związany z zauważalnym i coraz bardziej niebezpiecznym z polskiego punktu widzenia zbliżeniem chińsko- rosyjskim. 

Jak dotychczas jednym z jego najbardziej spektakularnych przejawów była informacja o planowanym przejęciu przez CEFC China Energy 14,2 procent udziałów w Rosniefcie. Chińska spółka, w niezupełnie jasny sposób powiązana z rządem w Pekinie, ma odkupić część akcji należących do Glencore oraz katarskiego Qatar Investment Authority, wartość transakcji szacuje się na 7,5 - 9,1 mld dolarów. Będzie to największa inwestycja chińskiego kapitału na terytorium Rosji oraz pierwsza o tej skali w FR od czasu nielegalnej aneksji Krymu. CEFC stanie się jednym z trzech największych udziałowców rosyjskiego giganta naftowego. 

Tym samym, po latach “szorstkiej przyjaźni” ewoluującej niekiedy w otwartą wrogość, trudnych rozmów, nieoczekiwanych zwrotów akcji oraz strukturalnego wręcz braku zaufania, obserwujemy sektorowe zbliżenie Moskwy i Pekinu. Obydwa kraje już wcześniej podejmowały kooperację w sektorze naftowo gazowym - dość wspomnieć w tym miejscu, aby nie sięgać daleko pamięcią, ubiegłoroczną umowę dotyczącą projektu FEPCO, czerwcową sprzedaż Bejing Gas Group udziałów w ogromnym wschodniosyberyjskim złożu gazu, czy wreszcie projekt Jamał LNG, w którym udział posiada China National Petroleum Corporation. Nie ulega jednak wątpliwości, że pod względem „jakościowym” żaden z powyższych interesów nie zbliża się nawet do „wpuszczenia” Pekinu w struktury kluczowych firm rosyjskiego sektora naftowego. 

Zobacz także: ,,W pułapce Tukidydesa"? Polska energetyka i handlowy spór Chin z USA [KOMENTARZ]

Oznacza to, mając na uwadze wcześniejsze porozumienie o dostawach ropy oraz uzyskanie przez Pekin wpływu na syberyjskie złoża (o co zabiegał od dłuższego czasu), że Państwo Środka nie tylko zabezpiecza sobie stabilne dostawy „czarnego złota” po atrakcyjnej cenie, ale również zyskuje coraz większy wpływ na lądowe szlaki ich przesyłu. Ma to istotne znaczenie w kontekście geopolitycznej rywalizacji z supermocarstwem, które w sektorze naftowym korzysta przede wszystkim z transportu morskiego, kontrolując (pośrednio lub bezpośrednio) jego istotną część.

Coraz wyraźniejszy chińsko-rosyjski mariaż w sektorze energetycznym może nieść także pewne konsekwencje z polskiego punktu widzenia. Szczególnie newralgiczne wydają się tutaj dwa sektory - paliwowy oraz elektroenergetyczny. W pierwszym przypadku chodzi oczywiście o spółkę Unipetrol, której głównym udziałowcem jest PKN Orlen, zaś mniejszościowym spółka J&T. Obecnie chiński CEFC posiada w niej blisko 10% udziałów, ale powszechnie spekuluje się, że wkrótce ich poziom może sięgnąć 50%. Nie jest tajemnicą, że wspomniana firma od dłuższego czasu sprawia pewne kłopoty płockiej grupie, usiłując uzyskać większy wpływ na funkcjonowanie Unipetrolu.

Zobacz także: Chiny wygrywają atomowy wyścig? „Mają reaktor w pełni dostosowany do polskich wymogów” [KOMENTARZ]

Drugim, potencjalnie problematycznym obszarem jest elektroenergetyka - chińskie spółki już wykroiły sobie spory kawałek z tego tortu i nie ukrywają, że mają ochotę na więcej. Dzisiaj realizują one szereg kluczowych z polskiego punktu widzenia inwestycji w szeroko rozumianą infrastrukturę przesyłową - ich wartość sięga 800 milionów złotych, a mówimy tutaj tylko o przetargach z lat 2013 - 2015. Prym wśród firm będących beneficjentami tego stanu rzeczy wiedzie pośrednio państwowa, a więc prosta w infiltracji, spółka Pinggao. To jednak nie wszystko, nieoficjalne doniesienia mówią, że Państwo Środka złożyło Warszawie propozycję związaną z budową reaktorów atomowych o mocy 10 GW - koszt inwestycji, równoważony pakietem offsetowym, miałby sięgać 220 - 250 mld zł. Nie można wykluczyć, że w obliczu potężnych turbulencji, w jakie wpadła światowa branża atomowa, to właśnie Chińczycy wysuną się na prowadzenie w wyścigu o intratny kontrakt w Polsce. Prawdopodobieństwo takiego scenariusza zwiększają doniesienia związane z projektem China General Nuclear Power Group oraz China National Nulear Corporation pn. Hualong One (HPR1000). Jeżeli, zgodnie z napływającymi informacjami, okaże się, że rzeczywiście jest to reaktor III generacji, będzie to oznaczać, iż spełnia on zachodnie kryteria bezpieczeństwa i potencjalnie (przy spełnieniu innych warunków natury formalno-technicznej) mógłby zostać zaoferowany Warszawie.

Zobacz także: Wiceminister energii o budowie elektrowni atomowej w Polsce

W związku z zarysowanym powyżej stanem faktycznym rodzi się szereg pytań m.in. o  bezpieczeństwo informacji dotyczących funkcjonowania infrastruktury krytycznej w naszym kraju oraz postawę chińskich partnerów (coraz bliżej biznesowo związanych z Kremlem) w sytuacjach kryzysowych. Warto rozważać w tym kontekście najbardziej pesymistyczne scenariusze, aby w przyszłości uniknąć ich realizacji.

Reklama
Reklama

Komentarze