Reklama

Radioaktywna “fabryka konserw” i trzęsienia ziemi, czyli atom na Tajwanie

Autor. @pcowell/Envato

Ruch antyjądrowy na Tajwanie ma bogatą tradycję, sięgającą lat 80. XX w. Aktywiści przez wiele lat skutecznie zniechęcali opinię publiczną do energetyki jądrowej, jednak czy ich argumenty mają umocowanie merytoryczne?

Konstruowanie polityki energetycznej w czasie transformacji to wymagające zadanie, a każde z rozwiązań ma swoje wady - energetyka jądrowa nie jest wyjątkiem. Wśród argumentów obozu antyatomowego znajdziemy tezy m.in. o ryzyku związanym z trzęsieniami ziemi, składowaniem odpadów radioaktywnych oraz możliwość chińskiego ataku na elektrownię.

Radioaktywne konserwy

Najgłośniejszym przykładem podnoszonym przez antynuklearnych aktywistów pozostaje wybudowane w 1982 r. składowisko odpadów radioaktywnych na wyspie Lan yu (ang. Orchid Island), na południowo wschodnim wybrzeżu Tajwanu. Mieszkańcy wyspy - rdzenny lud Tao (Yami) - nie zostali poinformowani o planach Taipower i aż do zakończenia stanu wojennego byli przekonani, że na miejscu powstaje fabryka konserw ananasowych. Na wyspie mieści się niemal 100 tys. baryłek odpadów radioaktywnych z lat 1982-1996, które - ze względu na wysoką temperaturę, wilgoć i sól morską - pokrywały się rdzą, wzmagając obawy lokalnej ludności.

YouTube cover video

Od tamtej pory lud Tao regularnie domaga się usunięcia składowanych odpadów. W 2016 r. ówczesna prezydent Tajwanu Tsai Ing-wen po raz pierwszy publicznie przeprosiła rdzenną ludność w imieniu rządu. Trzy lata później, po tym jak rządowy raport potwierdził, że mieszkańcy nigdy nie wyrazili zgody na składowanie odpadów na Lan yu, Tsai Ing-wen zaoferowała ludowi Tao odszkodowanie w wysokości 83,57 mln dolarów. Jak podaje The Diplomat, członkowie społeczności odrzucili ofertę i nadal domagali się usunięcia składowiska.

Odpady radioaktywne po dziś dzień znajdują się na Lan yu, przede wszystkim ze względu na problemy napotykane podczas prób relokacji. W 2012 r. Ministerstwo Gospodarki wskazało gminy Tajen i Wuchiu jako potencjalne miejsca składowania, jednak władze lokalne nie zgodziły się nawet na przeprowadzenie referendum w tej sprawie - koniecznego wymogu w przypadku obiektów tego typu. Do 2028 r. Taipower planuje podjąć decyzję w sprawie ostatecznego miejsca składowania wysokoaktywnych odpadów jądrowych, rozpocząć budowę obiektów w 2045 r. i uruchomić je w 2055 r.

Historia rządowego oszustwa nie tylko pogłębia nieufność Tao wobec tajwańskich władz (mimo, że w przeciwieństwie do lat 80. obecnie mają do czynienia z demokratycznym państwem prawa), lecz także do energetyki jądrowej i wszelkich zapewnień o jej bezpieczeństwie. Ilustruje również złe zarządzanie jednostkami ze strony KMT i Taipower - kolejnym przykładem może być brak otrzymania przez Maanshan oceny oddziaływania na środowisko pod koniec lat 70. czy wieloletni brak konserwacji basenu tłumiącego w elektrowni Kuosheng. Cały proceder budzi słuszne wątpliwości dotyczące bezpieczeństwa zarządzania obiektami jądrowymi.

Problem składowania odpadów

Jednocześnie, zgodnie z badaniami przeprowadzonymi po 2012 r. przez tajwańskie Centrum Monitorowania Promieniowania, dawka równoważna promieniowania na którą są narażone rośliny i zwierzęta na Lan yu jest znacznie niższa niż 0,1 megasiwerta rocznie, co jest standardem ustalonym przez Międzynarodową Komisję Ochrony Radiologicznej w jej raporcie z 2003 r. Rada zaznaczyła również, że wzrost zachorowań na raka wśród ludu Tao od 1980 r. nie był znacząco wyższy niż w przypadku całej populacji Tajwanu, a więc nie doświadczyli oni negatywnych skutków promieniowania, a nawet - że składowisko odpadów nie spowodowało żadnego zanieczyszczenia radiacyjnego.

Reklama

Na Lan yu składuje się odpowiednio zabezpieczone niskoaktywne odpady promieniotwórcze (LLRW), do których należą m.in. odzież ochronna i części mechaniczne wystawione na promieniowanie. Nie wymagają one specjalnych środków ochrony, jednak Komisja Bezpieczeństwa Jądrowego Tajwanu (NSC) przeprowadziła szereg działań mających zapewnić bezpieczeństwo - wliczając w to comiesięczne kontrole składowiska oraz monitoring promieniowania środowiskowego na wyspie.

Wysokoaktywne odpady radioaktywne (HLRW) są tymczasowo składowane w dotychczasowych elektrowniach jądrowych (np. w basenach paliwowych), a długofalowo ma być zastosowane głębokie składowanie geologiczne. Uwidacznia to powagę i wysokie środki ostrożności, z jakimi podchodzi się na Tajwanie do odpadów radioaktywnych.

Czy Xi zbombardowałby elektrownie jądrowe?

Organizacje antynuklearne podnoszą również argumenty związane z geopolitycznymi napięciami i zagrożeniem militarnym. Zdaniem GCAA, wojna rosyjsko-ukraińska i napięta sytuacja elektrowni jądrowej w Zaporożu jasno pokazała, że jednostki tego typu mogą stać się celami strategicznymi, narażonymi na ryzyko katastrofy.

W świetle narastających napięć między Tajwanem a Chinami przejście z centralnego systemu energetycznego na zdecentralizowany, oparty głównie na energii odnawialnej, może znacznie poprawić bezpieczeństwo narodowe i odporność Tajwanu.
GCAA>

Warto jednak zaznaczyć, że presja międzynarodowa wywierana na Moskwę złagodziła ataki na infrastrukturę jądrową Ukrainy, a nieprzerwane działanie elektrowni ograniczało przerwy w dostawie prądu. Atak wymierzony w tajwański atom nie leży w interesie ChRL przede wszystkim ze względu na możliwość przeniesienia skażenia na gęsto zaludnione chińskie miasta na wybrzeżu (zaledwie 160 km od Tajwanu).

Dodatkowo, jeśli Taipei ma “wrócić do macierzy”, a sama wyspa stać się strategicznym miejscem rozmieszczenia oddziałów Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej, katastrofa nuklearna nie pomogłaby interesom Pekinu - nie wspominając o zniszczonych fabrykach półprzewodników.

Trzęsienia ziemi - tajwańska wersja Fukushimy?

Jednym z bardziej merytorycznych argumentów pozostaje możliwość tajwańskiej wersji awarii w Fukushimie. Wyspa jest jednym z najbardziej aktywnych sejsmicznie rejonów na świecie. Średnio rocznie dochodzi tam do 500 trzęsień ziemi (ich magnituda w większości wypadków pozostaje niewielka). Niemniej jednak umiarkowanie silne trzęsienia (5-6 stopni w skali Richtera) zdarzają się stosunkowo często, a co dwa lub trzy lata dochodzi do silnych trzęsień powyżej 6 stopni. Najpoważniejsze z nich z 1999 r. o magnitudzie 7,7 stopnia doprowadziło do 2,5 tys. ofiar śmiertelnych i zawalenia 51 tys. budynków. Wyspa jest również narażona na tsunami, a jej rozmiar (mniejszy od Japonii) utrudniłby przeprowadzanie akcji ewakuacyjnych ze skażonych terenów.

Reklama

Nie można jednak powiedzieć, aby elektrownie jądrowe na Tajwanie znajdowały się nieustannie w stanie wysokiego zagrożenia. Jak podaje World Nuclear Association, reaktory jądrowe na wyspie są wyposażone w czujniki aktywności sejsmicznej, automatycznie inicjujące bezpieczne wyłączenie reaktora po przekroczeniu progu krytycznego. Z kolei po awarii w Fukushimie w 2011 r. tajwańska Rada Energii Atomowej (AEC) zleciła szereg modernizacji elektrowni, m.in. usprawniono źródła zasilania awaryjnego oraz przeprowadzono rygorystyczne testy wytrzymałościowe obiektów.

Systemy bezpieczeństwa zadziałały z sukcesem podczas katastrofy z 1999 r. - wszystkie trzy działające reaktory wyłączyły się automatycznie i zostały ponownie uruchomione dwa dni później. Nie odnotowano wycieków radioaktywnych. Podobnie w 2024 r. - po trzęsieniu ziemi w Hualien (7,2 stopnia) elektrownia jądrowa działała normalnie, a Komisja Bezpieczeństwa Jądrowego potwierdziła, że składowiska paliwa jądrowego nie zostały naruszone.

Co ciekawe, w wyniku szkód wywołanych trzęsieniem ziemi, Taipower musiał tymczasowo zamknąć dwa bloki gazowe i węglowe. Naturalnie nie udowadnia to braku zagrożenia ze strony trzęsień ziemi, pokazuje jednak, że zastosowane do tej pory rozwiązania sprawdziły się w skrajnych sytuacjach.

Czytaj też

Antynuklearne kampanie prowadzone przez aktywistów ekologicznych potrafiły nagłośnić rażące niedociągnięcia władz, związane ze składowaniem odpadów radioaktywnych czy błędami w zarządzaniu obiektami jądrowymi. Dzięki kampaniom informacyjnym nadzór nad jednostkami tego typu jest skrupulatny a decydenci mają poczucie, że obywatele patrzą im na przysłowiowe ręce. Jednak kampanie antynuklearnych aktywistów często bazują na dezinformacji bądź manipulacji, pomniejszając skuteczność środków zabezpieczających działanie elektrowni jądrowych i nadmiernie podkreślając wszelkie możliwe katastrofy - nawet jeżeli prawdopodobieństwo ich wystąpienia jest niemal zerowe.

Reklama
Reklama

Komentarze

    Reklama