Reklama

Analizy i komentarze

Nie tylko harmonogram atomu wymaga urealnienia. Maciej Bando sugeruje, że trzeba pomyśleć o mocy

Maciej Bando
Maciej Bando
Autor. MKiŚ / gov.pl/web/klimat/

Na konferencji Gazterm pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Maciej Bando po raz kolejny dał do zrozumienia, że polski program jądrowy mogą czekać modyfikacje. Padła także potencjalna data wskazania lokalizacji drugiej z planowanych elektrowni jądrowych.

Podczas panelu „Bezpieczeństwo energetyczne w dobie transformacji” na konferencji Gazterm, wiceminister klimatu i środowiska oraz pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Maciej Bando był pytany o przyszłość polskiego programu jądrowego. Prowadzący panel Jakub Wiech, redaktor naczelny Energetyki24, pytał go o to, czy rząd zmniejszy ambicje w zakresie planowanej mocy zainstalowanej w atomie. Bando stwierdził jedynie, że nie potrafi odpowiedzieć na to pytanie. Zastrzegł przy tym, że wszystko będzie zależeć od analiz, które są prowadzone.

– Stoimy przed dylematem politycznym, gdyż porozumienie z USA zakłada 6-9 GW mocy z energetyki jądrowej. Nie odpowiem na pytanie, czy te założenia zostaną zredukowane – powiedział Bando, którego wypowiedź przytacza serwis BiznesAlert.pl.

– Będę poszukiwać konkretnych informacji na temat zapotrzebowania, jakie widzimy ścieżki zapotrzebowania na energię (Polski w przyszłości, by ocenić wymaganą dostępność mocy w systemie) – red.). (…). Mam nadzieję, że uda nam się analizy zakończyć na przełomie roku i wtedy rozpoczniemy prace nad wskazaniem kolejnego miejsca inwestycji – mówił Bando, a fragment tej wypowiedzi zamieścił w serwisie X (daw. Twitter) Piotr Maciążek z portalu strefainwestorów.pl.

Bando w rozmowie z E24: musimy ustalić, ile mocy z atomu będzie potrzebne

Na razie strategiczne dokumenty, wytyczające kierunki dla energetyki w kraju, jak Polityka Energetyczna Polski do 2040 r. (PEP2040) oraz Program polskiej energetyki jądrowej (PPEJ), zawierają założenia, że Polska zbuduje od 6 do 9 GW mocy w elektrowniach jądrowych (i takie mają być założenia u. Z tym że nowe władze wielokrotnie podkreślały, że dokumenty nie dość, że są przestarzałe i odbiegają od rzeczywistości, to jeszcze nie opierają się na dokładnych wyliczeniach i analizach.

Reklama

Co kryje się pod podobnymi wypowiedziami przedstawicieli rządu? Ponieważ program jądrowy otrzymali niejako „w spadku” po poprzednikach, biorą pod lupę nie tylko możliwość utrzymania harmonogramu budowy elektrowni przedstawionego przez Zjednoczoną Prawicę, ale i rzeczywistego zapotrzebowania na moc z atomu w kraju. Nie jest to zresztą pierwszy raz, gdy pełnomocnik rządu mówi o konieczności zweryfikowania planów co do dostępnej mocy z energetyki jądrowej.

W niedawnym wywiadzie z Energetyką24, Bando powiedział: – (…) w dokumentach strategicznych zapisano, że Polska planuje rozwinąć moc w energetyce jądrowej od 6 do 9 GW w dwóch lokalizacjach. Nie ma tam słowa o liczbie reaktorów. Natomiast konieczne jest przeprowadzenie nowych analiz i zaktualizowanie tych dokumentów, tak by ustalić, ile mocy z atomu będzie naprawdę w polskim systemie potrzebne.

Poukładać system na nowo

Zanim ktoś oburzy się, że rząd może podejmować próby „obniżenia ambicji” w kwestii rozwoju energetyki jądrowej nad Wisłą, warto przeanalizować to na chłodno. Wspomniane od 6 do 9 GW mocy w atomie może powstać najpewniej w dwóch lokalizacjach, jedną znamy od kilku lat – Choczewo na Pomorzu. Zarówno poprzedni, jak i obecny rząd, nie wskazał kolejnego miejsca. Już pierwsza elektrownia ma dysponować mocą do 3750 MW, a kolejna może osiągnąć podobną, lub niższą – np. 2500 MW przy dwóch blokach itd.

Reklama

Jednocześnie – jest tzw. projekt biznesowy, zainicjowany przez PGE oraz ZE PAK i koreańskie KHNP, który zakłada budowę dwóch reaktorów w Wielkopolsce. Z tym projektem jest jednak pewien problem – od momentu jego ogłoszenia, niewiele o nim wiadomo. Zresztą, atomowe plany PGE i prywatnego ZE PAK były zaskoczeniem w 2022 r., gdy okazało się, że rząd wybrał Westinghouse na partnera „państwowego” projektu jądrowego, a obok powstało mimo wszystko rywalizujące z nim przedsięwzięcie pod auspicjami ówczesnego szefa MAP Jacka Sasina oraz wspomnianych spółek.

Realna debata o tym, ile właściwe potrzeba mocy z atomu w podstawie systemu, wydaje się w obecnej sytuacji niezbędna. Mowa o projekcie, którego pierwszy etap (planowana na Pomorzu elektrownia) nadal nie ma ustalonego modelu finansowego czy zielonego światła od Komisji Europejskiej. Także dlatego, że do i po 2030 roku przybędzie nie tylko nowych odnawialnych źródeł energii, ale i magazynów energii. W planach Polski jest jeszcze znaczące rozbudowanie mocy w morskiej energetyce wiatrowej (offshore wind), nikt nie planuje blokować rozwoju fotowoltaiki, a nowe regulacje luzujące przepisy dla wiatraków na lądzie mamy poznać niebawem. Wymyślenie na nowo możliwego do zrealizowania miksu energetycznego (i ograniczenie kosztów, które trzeba ponieść) będzie więc kluczowe. To jeszcze bardziej przemodeluje znany nam dotychczas miks i funkcjonowanie systemu elektroenergetycznego.

Nawet w Finlandii po oddaniu nowego bloku jądrowego Olkiluoto 3, decydowano o redukcji generacji z elektrowni jądrowych, by „zrobić miejsce” OZE, tańszemu źródłu energii elektrycznej. W przyszłości takiego marnotrawienia lepiej byłoby uniknąć.

Podsumowując: o „urealnieniu” polskiego programu jądrowego usłyszymy jeszcze wiele, nie tylko w kontekście harmonogramu.

Reklama
Reklama

Komentarze

    Reklama