Reklama

W czerwcu br. rosyjski minister energetyki poinformował o planowanym ograniczeniu dostaw ropy na Białoruś. Był to element przedłużającego się konfliktu paliwowego na linii Moskwa-Mińsk. W tym samym miesiącu białoruskie ministerstwo gospodarki zaktualizowało taryfy przesyłowe dla krajowych rurociągów. To właśnie wtedy określono m.in. stawkę dla odcinka Rzeczyca-Brody, który od dłuższego czasu był niewykorzystywany, a może służyć do transportu surowca pomiędzy Białorusią i Ukrainą. Za jego pomocą oraz rurociągu Odessa-Brody kilka lat temu władze w Mińsku sprowadzały m.in. wenezuelską ropę w okresie napięć w relacjach z Rosją.

Sarmatia

Ówczesne działania Mińska słusznie interpretowano jako próby nacisku na Moskwę. Już we wrześniu strony ogłosiły porozumienie, które miało uregulować sporne kwestie naftowo-paliwowe (bezcłowa ropa rosyjska dla Białorusi w zamian za dostawy paliwa do Rosji) i gazowe (cena za błękitne paliwo dostarczane przez Gazprom). Mimo zapowiedzi nie weszło ono jednak w życie. Dostawy do białoruskich rafinerii nadal pozostawały zaniżone, tymczasem ich finalna produkcja mocno przekłada się na kondycję budżetu jakim dysponuje reżim Aleksandra Łukaszenki.

Można domniemywać, że naftowa rozgrywka toczona przez Moskwę jest spowodowana kolejnym resetem na linii Mińsk-Zachód. Proces ten objął m.in. Polskę, której wicepremier Mateusz Morawiecki przebywał z oficjalną wizytą na Białorusi. Poruszono podczas niej wiele kwestii energetycznych. Prezydent Łukaszenka nie pozostaje bierny i aktywnie reaguje na kurs obrany przez Rosję. W październiku poinformował m.in. o rozmowach z Iranem dotyczących dostaw ropy naftowej, ponadto na Białoruś trafiła dostawa azerskiej ropy. Chodzi o 84 tys. Ton azerskiego surowca, który został dostarczony do Odessy i przetransportowany drogą kolejową. Ruchy te większość analityków dość standardowo potraktowała jako rutynowy fragment tradycyjnych przepychanek białorusko-rosyjskich. Jednak realia rynków naftowych w Europie Środkowej bardzo dynamicznie się zmieniają czego najlepszym przykładem jest pierwszy w historii kontrakt długoterminowy PKN Orlen i saudyjskiego Saudi Aramco. Te procesy nie omijają Białorusi.

Ukraina prowadzi od kilku miesięcy aktywne rozmowy dotyczące wykorzystania ropociągu Odessa-Brody i oficjalnie przyznaje, że prowadzi rozmowy z Azerbejdżanem w tej sprawie. Nieprzypadkowo we wrześniu ukraińska Ukrtransnafta poinformowała o „technologicznej gotowości” infrastruktury do takiej operacji i podkreśliła, że „ropociąg napełniono azerską ropą”. Gdzie miałby trafiać kaspijski surowiec? To zależy od horyzontu czasowego, który przyjmiemy. Docelowo być może nawet do Polski jeśli powstanie połączenie Brody-Adamowo w ramach tzw. Euroazjatyckiego Korytarza Transportu Ropy Naftowej. Obecnie –jeśli zostaną przezwyciężone bariery polityczne- do Czech lub właśnie na Białoruś.  

Tym razem Łukaszenka jest zdeterminowany i nie żartuje” – mówią nam niezależnie od siebie dwaj wysokiej rangi menadżerowie z firm związanych z branżą paliwową, które lokują swoje interesy w regionie Europy Środkowej. Istotne jest także to, że po raz pierwszy w historii w zespole ukraińskim pracującym nad wykorzystaniem Odessa-Brody nie ma wpływów rosyjskich – Ukraińcy są absolutnie zdeterminowani” – dodaje jedno z naszych źródeł. „Ten rurociąg napełniono azerską ropą już kilka lat temu. Dlaczego teraz to tak twardo zakomunikowano? Właśnie dlatego, że wici zostały rozpuszczone, a pierwsze konkretne rozmowy na szczeblu spółek i międzyrządowym w regionie odbyły się. Sprawa jest stopniowo komunikowana Rosjanom” – dodaje nasz rozmówca.

Tymczasem prezydent Aleksander Łukaszenka 27 listopada poinformował, że niebawem nastąpi wzrost kosztów tranzytu rosyjskiej ropy przez białoruski odcinek ropociągu Przyjaźń o 20%. 28 listopada przebywał natomiast z oficjalną wizytą w Baku. Zaproponował tam swoje pośrednictwo w konflikcie karabaskim (chodzi o spór Armenii i Azerbejdżanu o separatystyczny Górski Karabach zamieszkiwany przez Ormian) w zamian za uruchomienie dostaw ropy na Białoruś.

 

Sami obserwujemy zmianę nastawienia Azerów. Dziś jest realna szansa by zrobili coś wbrew Rosjanom” – komentuje tę sytuację nasze źródło, które pozostaje w stałym kontakcie z przedstawicielami SOCAR (to państwowy potentat paliwowy z Azerbejdżanu). Jednak co ciekawe drugi z naszych rozmówców działający w międzynarodowej spółce paliwowej z udziałem kapitału ukraińskiego podkreśla, że jego zdaniem: „większe szanse na rynku białoruskim ma ropa irańska”. Dodaje także, że „rozmowy ukraińsko-irańskie toczą się równolegle do ukraińsko-azerskich”. 

Reklama
Reklama

Komentarze