Reklama

Gaz

Rosyjskie służby biorą na cel polski rynek gazowy

Rosja sięga po dezinformację próbując podważyć projekty rządu w Warszawie w oczach społeczeństwa i środowisk politycznych.

Rosja dysponuje tradycyjnie jedną z najbardziej profesjonalnych i skutecznych dyplomacji na świecie. Nie mniej skuteczny jest rosyjski wywiad, który – jak każda tego rodzaju służba – sięga tradycyjnie po cały katalog środków. Mimo rozpadu Związku Sowieckiego i powstania Rosji ciągłość tak dyplomacji, jak i służb specjalnych została zachowana, a stare metody wojny informacyjnej dostosowano do rewolucji cyfrowej i wprzęgnięto w bieżące potrzeby Kremla.

W Polsce zwraca się uwagę na szpiegostwo, czyli próbę pozyskiwania informacji nt. naszych zamierzeń i celów. Rosyjski wywiad, jak każda tego rodzaju służba na świecie, zajmuje się jednak nie tylko informacją, ale również inspiracją i dezinformacją. Kwestie inspiracji omawiamy w naszym cyklu nt. skrajnej prawicy w Europie. Ostatnie tygodnie przyniosły wysyp szeregu informacji i analiz na przykładzie których widać trzecie narzędzie służb, czyli dezinformację. Dezinformacja inicjowana przez stronę rosyjską infekuje bardzo wiele obszarów strategicznych  interesów państwa polskiego. Jednym z nich od lat pozostaje energetyka i prowadzone programy dywersyfikujące dostawy energii i niwelujące wieloletnie uzależnienia, które Sowieci tworzyli w obrębie swojego systemu satelickiego. Jednak agresywne działania informacyjne skupiające się na sektorze gazowym, w którym w ostatnich miesiącach obserwujemy niezwykłą dynamikę, są bezprecedensowe. Oto bowiem w przestrzeni publicznej pojawia się ogromna ilość informacji dot. rynku gazowego, które – jeśli traktować je z osobna – nie dowodzą niczego, ale jeśli dostrzec ich koordynację i to, iż łącznie prowadzą one do wniosku, iż należy kontynuować współpracę z Gazpromem i nie szukać dla niego alternatyw to trudno nie odnieść wrażenia, iż mamy do czynienia z kampanią jeśli nie wprost inspirowaną przez Moskwę, to w każdym razie jej służącą.

Polski rząd dzięki wsparciu finansowemu ze strony UE od lat prowadzi działania dywersyfikacyjne. Temu służyło uruchomienie najpierw wirtualnego, a potem fizycznego rewersu na Gazociągu Jamalskim. Z tego samego powodu rozbudowywano sieć przesyłową i interkonektory na granicach z krajami ościennymi. Wreszcie zdecydowano o budowie terminala LNG w Świnoujściu. Po przejęciu władzy przez Prawo i Sprawiedliwość proces ten wyraźnie przyśpieszył. Zarówno rząd jak i najważniejsze spółki sektora gazowego w kraju (PGNiG, Gaz System) zapowiedziały wdrożenie strategii budowy gazowego hubu w Polsce (centrum obrotu i magazynowania błękitnego paliwa), którego elementem będzie zbudowanie zdolności importowych z kierunku bałtyckiego. Chodzi nie tylko o rozbudowę świnoujskiego terminala, ale także budowę gazociągu Baltic Pipe (na norweski gaz) lub kupno jednostki FSRU, która stacjonowałaby w Zatoce Gdańskiej (tzw. pływający gazoport). W efekcie państwo polskie nie tylko w pełni zaspokoiłoby swoje zapotrzebowanie na gaz, ale także przełamało monopol Gazpromu w Europie Środkowe dostarczając surowiec do Czech i na Słowację przez planowane interkonektory. 

Rosyjski gigant od lat 90. realizuje politykę Kremla w dawnej sowieckiej strefie wpływów wykorzystując niedorozwój infrastrukturalny. Ten czas dobiega jednak końca i to w sposób niebywale gwałtowny. W ostatnim czasie Gazprom de facto stracił dwa ważne rynki zbytu: Ukrainę (wojna) i Turcję (napięcia związane z zestrzeleniem rosyjskiego samolotu w okolicach Latakii). W 2022 r. podobny los spotka najprawdopodobniej rynek polski. W związku z tym nie powinno dziwić wzmożenie rosyjskich działań, których celem jest storpedowanie projektu uniezależnienia Polski od rosyjskiego gazu. W ramach środków mających zaradzić nadchodzącemu niebezpieczeństwu znajduje się m.in. pokaźny arsenał dezinformacyjny. 

Tylko z Niemcami

Jedną z kluczowych tez wtłaczanych do polskiego krwioobiegu medialnego jest twierdzenie, że krajową dywersyfikację dostaw gazu można oprzeć na interkonektorach z Niemcami. Nie jest to prawda. Dane polskiego operatora sieci gazociągowej, spółki Gaz System, pokazują, że błękitne paliwo docierające do Polski z terytorium zachodniego sąsiada pochodzi przede wszystkim z Nord Stream. Wynika to z ukształtowania niemieckiego systemu, w ramach którego jest wielu operatorów i różne rozpływy gazu. Rosyjski surowiec znad Bałtyku trafia głównie do krajów Europy Środkowej, a w mniejszym stopniu do samych Niemiec, co stwarza niebezpieczeństwo odcięcia dostaw świadczonych gazociągiem jeżeli Moskwa uzna, że uzyska dzięki temu znaczące zyski polityczne. Republikę Federalną przed takim scenariuszem zabezpieczają zresztą potężne magazyny gazowe, które w ostatnim czasie wszakże stały się własnością Gazpromu. Są one zgodnie z aktualnymi przepisami zatłaczane w pierwszej kolejności w przypadku spadku dostaw z Nord Stream, a dopiero później udzielana jest pomoc krajom ościennym. To obok całkowitego wstrzymania dostaw drugie niebezpieczeństwo, z którym Polska musi się liczyć. Obie kwestie definiują z perspektywy Warszawy potrzebę realnej dywersyfikacji w oparciu o moce LNG bądź Baltic Pipe, a więc takie, w przypadku których surowiec jest fizycznie nierosyjski.

Będzie drogo

Kolejną dezinformacją, którą serwuje się Polakom, jest twierdzenie, że budowa terminala LNG w Świnoujściu była pozbawiona sensu ponieważ cena gazu skroplonego będzie wyższa od rosyjskiego dostarczanego przez Gazprom. Bazuje ona na słabej znajomości realiów rynku gazowego przez społeczeństwo, które identyfikuje dostawy LNG z tzw. kontraktem katarskim. Surowiec dostarczany w jego ramach prawdopodobnie (ceny gazu są niejawne) będzie nieco droższy aniżeli ten płynący do Polski ze wschodu, co skądinąd skutkować będzie zapewne renegocjacją warunków umowy. Nowe kontrakty, zawierane w chwili, gdy warunki rynkowe są inne od dotychczasowych, a porozumienia z założenia mają być elastyczne oznaczają, iż spodziewane ceny powinny być dużo bardziej konkurencyjne od oferty Gazpromu. Wskazują na to prognozy Międzynarodowej Agencji Energii, która poinformowała, że w nadchodzących latach import gazu skroplonego za pomocą metanowców będzie dużo bardziej opłacalny niż w przypadku rurociągów. To zresztą już ma miejsce np. na Litwie, gdzie błękitne paliwo Statoila dostarczane do terminala w Kłajpedzie jest tańsze od pozyskiwanego od Gazpromu.

Za daleko

Kolejnym przekłamaniem wtłaczanym do polskich mediów z inspiracji rosyjskiej jest teza, iż transport gazu drogą morską jest droższy od transportu rurociągowego. To oczywiście zależy od wielu czynników, ale generalnie niskie bądź zerowe koszty przesyłowe Gazpromu wynikają z agresywnych przejęć rynkowych (kupno operatora białoruskiego) bądź zaszłości historycznych (EuRoPol Gaz). Należy podkreślić, że dostawy świadczone metanowcami są konkurencyjne, szczególnie jeśli mowa o imporcie od bliskuch geograficznie dostawców. Nieprzypadkowo PGNiG testuje kupno LNG z Norwegii. 

Gazprom albo nie Gazprom – oto jest pytanie

Kolejnym elementem strategii dezinformacyjnej Kremla jest twierdzenie, że projektowany gazociąg Baltic Pipe będzie dostarczać do Danii, której właśnie kończą się złoża gazu, surowiec z Rosji przez terytorium Polski. Rura faktycznie będzie posiadała rewers i niewykluczone, że w przyszłości w jakimś zakresie znajdzie się w niej błękitne paliwo z Rosji. Niemniej strony mające być częścią projektu budowy łącznika szelfu norweskiego z terytorium polskim są obecnie zainteresowane transportem norweskiego błękitnego paliwa do Danii i Polski. Każdy z partnerów przedsięwzięcia ma zresztą własny interes we wdrażaniu właśnie takiego wariantu inwestycji. Oslo chce eksportować gaz i walczyć o mocniejszą pozycję na rynkach europejskich. Kopenhaga posiada już łącznik z Niemcami, przez który mogłaby importować gaz z Nord Stream, jednak spogląda na północ w stronę szelfu, ponieważ wstępne założenia Baltic Pipe wykazały, że surowiec z tego kierunku będzie tańszy. Warszawa chce natomiast uruchomić realną dywersyfikację i pozyskać dla swojego rynku gaz nierosyjski.

Brak surowca

Z gazociągiem, który ma dostarczać norweski surowiec do Polski wiąże się jeszcze kilka wrzutek informacyjnych. Chodzi m.in. o tezy o wyczerpujących się złożach na Morzu Północnym i nieperspektywicznych koncesjach PGNiG w Arktyce. W pierwszym przypadku warto odnotować, że produkcja gazu na wspomnianym akwenie była w 2015 r. największa od 2006 r. co wiąże się z uruchamianiem nowych złóż. W drugim przypadku wystarczy wspomnieć o tym, że wydobyciem na Dalekiej Północy interesują się Norwedzy i Rosjanie, a chwilowy spadek jego opłacalności wiąże się z niskimi cenami ropy. Te z kolei rosną i z poziomu 29 $ za baryłkę w styczniu sięgnęły 50 $ w czerwcu. Ponadto przewiduje się wchłonięcie nadwyżki ropy na światowych rynkach w IV kwartale br.

Komu sprzedać dalej? 

Rosyjska dezinformacja uderza także w aspekt regionalny polskich projektów dywersyfikacyjnych. Chodzi o podkreślanie kwestii nadwyżki gazowej jaka powstanie w Polsce po uruchomieniu Baltic Pipe i rozbudowie terminala LNG w Świnoujściu. Przeciwnicy strategii realizowanej przez rząd w Warszawie twierdzą, że surowiec znad Bałtyku nie będzie miał zbytu w krajach wyszehradzkich ponieważ przegra konkurencję cenową z rosyjskim błękitnym paliwem. Pomijając już omówioną powyżej kwestię ceny warto podkreślić, że zainteresowanie nabyciem gazu z świnoujskiego terminala i Baltic Pipe jest spore. Rozmowy na wysokim szczeblu są prowadzone np. z Czechami, o czym informowała tamtejsza administracja rządowa. Inny niezwykle perspektywiczny rynek docelowy to Ukraina.

Co ciekawe nie odnotowuje się stosowania argumentacji dot. zagrożeń ekologicznych związanych z LNG (ryzyko wypadku na morzu), co wydawałoby się racjonalną metodą krytyki zamierzeń rządu RP. Brak powyższej argumentacji – przy znanym sceptycyzmie PiS wobec problematyki ekologicznej – w istocie potwierdza, iż kampania wymierzona w polskie projekty dywersyfikacyjne jest dobrze przemyślana.

Przedstawione przykłady pokazują, że rosyjska dezinformacja to narzędzie, z którego aktywnie korzysta Federacja Rosyjska celem zabezpieczenia swoich interesów. Nie inaczej jest w przypadku sektora energetycznego, w tym – co wykazano powyżej – gazowego. Zniechęcanie polskiej opinii publicznej i kręgów politycznych do pomysłu wdrożenia realnej dywersyfikacji dostaw błękitnego paliwa jest faktem. Chodzi o utrzymanie monopolu rosyjskiego gazu w Europie Środkowej, a tym samym zachowania narzędzi presji politycznej. Polska powinna aktywnie przeciwdziałać propagandzie inicjowanej przez Kreml. Mogą temu służyć kampanie informacyjne, współpraca z mediami, czy też wreszcie szkolenia dla dziennikarzy. Ważnym elementem zwalczania działań ze strony przeciwników dywersyfikacji źródeł energii byłoby osiągnięcie w tym aspekcie ponadpartyjnego konsensusu, tak, aby Rosja nie mogła rozegrać sprawy politycznie poprzez próbę wywołania wojny polsko – polskiej w tym aspekcie. Z punktu widzenia działań naszych służb istotne znaczenie miałaby z jednej strony ochrona kontrwywiadowcza (choć złapanie agentów wpływu jest zawsze trudniejsze od złapania „zwykłych” szpiegów), a z drugiej aktywna tarcza antykorupcyjna (Rosja może chcieć wciągnąć osoby zaangażowane w projekty dywersyfikacji źródeł energii w schematy korupcyjne tak, aby w ten sposób uderzyć w projekt, czy to go sabotując od wewnątrz czy też kompromitując jego zwolenników).

Arkadiusz Stanisławowski

Zobacz także: Rosjanie: katarski gaz dla Polski po 700 $. „Element wojny informacyjnej”

 

 

Reklama

Komentarze

    Reklama