Reklama

Kiedy w styczniu br. komentowałem pierwsze doniesienia dotyczące powrotu PGNiG do koncepcji budowy Baltic Pipe (gazociągu pomiędzy Polską i Danią na norweski gaz) zwracałem uwagę na kilka aspektów tej inwestycji:

  • Po pierwsze podkreślałem, że dotychczasowy model dywersyfikacji dostaw gazu do Polski zakładający oparcie się o terminal LNG i połączenia z Niemcami wyczerpał się. Ze względu na zmiany prawne doszło bowiem do sytuacji, w której w przypadku wystąpienia kryzysu Berlin będzie wpierw napełniał własne magazyny (należące dziś do Gazpromu), a dopiero później tłoczył surowiec do Polski. 
  • Po drugie zwróciłem uwagę na to, że pomiędzy istniejącym już gazoportem w Świnoujściu, który prawdopodobnie zostanie rozbudowany, a postulowanym gazociągiem Baltic Pipe mogłaby zaistnieć synergia (wymieniałem jeszcze potencjalny, drugi terminal LNG, o którym w expose mówiła premier Beata Szydło). Stwierdziłem wtedy, iż de facto te inwestycje utworzyłyby -jak to nazwałem- „Korytarz Północny” stanowiący odpowiednik Korytarza Południowego już budowanego pomiędzy Azerbejdżanem, Gruzją, Turcją, Grecją, Albanią i Włochami. W moim przekonaniu polsko-duńsko-norweski projekt mógłby zyskać podobne znaczenie do azersko-turecko-unijnego w obrębie UE i dywersyfikować dostęp do błękitnego paliwa dla całej Europy Środkowej dzięki powstającej pomiędzy krajami wyszehradzkimi sieci rurociągów (Korytarz Północ-Południe).

W styczniowej analizie nie zabrakło również łyżki dziegciu – podkreślałem, że trudno określić rentowność Baltic-Pipe w kontekście budowy samej rury, czy zakontraktowania surowca jej dedykowanego.  

Wczorajsza Komisja do Spraw Energii i Skarbu Państwa rozjaśniła wiele kwestii w kontekście mojego styczniowego tekstu. Wiceprezes PGNiG Maciej Woźniak nie tylko zwrócił uwagę –tak jak ja miesiąc temu- na wyczerpanie się modelu dywersyfikacyjnego Polski w obszarze gazu ziemnego, ale także wykazał komplementarność gazoportu z planowanym gazociągiem na norweski gaz nazywając obie inwestycje „nowym korytarzem przesyłowym”. Menadżer podał także cztery niezwykle istotne informacje:

  • Po pierwsze jego łączna przepustowość będzie wynosić 14,5 mld m3 rocznie (7 mld Baltic Pipe i 7,5 mld rozbudowany terminal LNG). To wielkość zbliżona do rocznego zapotrzebowania Polski na gaz, a przecież posiadamy ponad 4 mld m3 własnego wydobycia błękitnego paliwa.
  • Po drugie, wstępne analizy wykazały rentowność przedsięwzięcia.
  • Po trzecie surowiec dla nowej rury będzie pochodzić m.in. z koncesji PGNiG, a spółka najprawdopodobniej będzie kontynuować na Morzu Północnym proces akwizycji. Część norweskiego gazu płynącego do Polski będzie więc de facto „polska”.
  • Po czwarte „Korytarz Północny” będzie ukierunkowany na Wyszehrad.

Odrębną kwestią pozostaje to ile gazu z nowego projektu będzie przeznaczonego na eksport, a ile trafi na rynek krajowy. Będzie to wynikać z jednej strony z popytu na surowiec wśród krajów Europy Środkowej (a w dalszej perspektywie jak wspomniał Woźniak - Ukrainy, z którą zbudujemy nowy interkonektor o dużej mocy przesyłowej). Z drugiej strony od decyzji politycznej Warszawy, która teoretycznie mogłaby zrezygnować z rosyjskiego gazu. To tłumaczy nerwowe reakcje rosyjskiej prasy, które spotęgują zapewne w najbliższych godzinach słowa Woźniaka o rozpoczęciu rozmów PGNiG z operatorami gazowymi w Polsce, Danii i Norwegii. Choć gwoli ścisłości nadal spora część moich rozmówców z branży energetycznej powątpiewa w projekt i sugeruje, że może to być jedynie strategia negocjacyjna polskiego koncernu obliczona na lepsze warunki nowego kontraktu długoterminowego z Gazpromem (tym bardziej, że zainteresowanie Baltic Pipe po stronie Duńczyków czy Norwegów może być umiarkowane). Tak naprawdę nie wykluczałbym jednak obu opcji na raz.

Czy zakończenie kooperacji z Gazpromem po oddaniu do użytku „Korytarza Północnego” miałoby bowiem sens? To oczywiście powinno w przyszłości zależeć od ceny jaką zaoferuje (zniknie bowiem czynnik niepewności w relacjach dwustronnych w związku z możliwością całkowitego przeorientowania dostaw przez Polskę) i stopnia zakontraktowania surowca w krajach Europy Środkowej. Trzeba mieć też świadomość tego, że bez obecności surowca rosyjskiego na polskim rynku w takiej czy innej formie (bezpośrednio od Gazpromu lub za pośrednictwem niemieckiego pośrednika) wolumen eksportowy z „Korytarza Północnego” zmniejszy się. Równolegle do tego parametru będzie redukowany czynnik geopolityczny inwestycji i szanse na jej rozbudowę w przyszłości. Całkowite odcinanie się od dostawcy ze Wschodu nie ma więc raczej na razie sensu.

Nie można jednak wykluczyć, że w dalszej perspektywie ulegnie to zmianie. Budowa Baltic Pipe, interkonektorów międzysystemowych w Europie Środkowej (z Litwą, Ukrainą), nowych magazynów gazowych, czy rozbudowa gazoportu w Świnoujściu, stworzą warunki do przekształcenia Polski w hub gazowy, a więc regionalne centrum obrotu i magazynowania błękitnego paliwa. Jego rozwój będzie w sposób naturalny pociągać za sobą zwiększanie możliwości przesyłowych na linii północ-południe poprzez nowe inwestycje (rozbudowę rury?)  i marginalizowanie znaczenia Gazpromu w regionie.

Zobacz także: Wiceprezes PGNiG: Gazociąg Baltic Pipe rentowny. Rozpoczęliśmy rozmowy z partnerami zagranicznymi

Zobacz także: PGNiG: Dostawy niemieckiego gazu do Polski zagrożone

Reklama

Komentarze

    Reklama