Reklama

„Przesłaliśmy już KE naszą propozycję ugody (…) W najbliższym czasie spotkamy się z panią Vestager, żeby porozmawiać o pozasądowym rozwiązaniu sporu” - powiedział Aleksander Miedwiediew. Dodał również, że 28 września spółka prześle Komisji stosowne wyjaśnienia dotyczące postawionych zarzutów, ponieważ mało prawdopodobnym jest, aby przed tym terminem doszło do formalnego zakończenia postępowania. Zdaniem wiceprezesa Gazpromu obydwa procesy „będą szły w parze".

Komisja Europejska niemal dokładnie trzy lata temu - we wrześniu 2012 roku - rozpoczęła śledztwo w sprawie nieuczciwych praktyk biznesowych, których stosowania miał dopuścić się Gazprom. Poinformowano wówczas, że rosyjski gigant jest podejrzewany o nadużywanie pozycji dominującej w relacjach z krajami Europy Środkowej i Południowej - m.in. z Polską. Naruszenia miały polegać na dążeniu do swoistej „atomizacji” regionalnego rynku gazu, poprzez utrudnianie reeksportu zakupionego wcześniej surowca, nieuczciwą indeksację cen gazu z cenami ropy, oraz uzależnianie ich wysokości od współpracy w innych obszarach - związanych np. ze zgodą na budowę infrastruktury przesyłowej. Szacunki Komisji wskazywały, że część poszkodowanych państw mogła płacić za rosyjski gaz nawet o 40% więcej, niż inne kraje. Warto odnotować, że kiedy tylko ogłoszono rozpoczęcie dochodzenia, Władimir Putin wydał dekret, który de facto zakazywał ujawniania zachodnim kontrolerom jakichkolwiek informacji dotyczących funkcjonowania firmy - chyba, że zgodę wyrazi rząd.

Pomimo niezwykle poważnych zarzutów oraz wysokiego prawdopodobieństwa ich potwierdzenia - wynikającego m.in. z niezapowiedzianych inspekcji - postępowanie przez długi czas nie posuwało się do przodu. Obawiano się, że może ono utrudnić pokojowe rozwiązanie konfliktu, który w międzyczasie został wywołany przez Rosję na wschodzie Ukrainy. Śledztwo nabrało nowej dynamiki dopiero wówczas, kiedy urząd komisarza ds. konkurencji objęła pochodząca z Danii Margrethe Vestager. Niemal z marszu zapowiedziała ona zaostrzenie kursu i skrupulatne zbadanie całej sprawy. W efekcie, 22 kwietnia br. KE oficjalnie oskarżyła Gazprom o łamanie europejskich przepisów - dotyczących zarówno zasad uczciwej konkurencji, jak i kwestii związanych stricte z sektorem energetycznym. Rosyjskiemu potentatowi grożą nie tylko doraźne kary finansowe (sięgające 10% rocznego obrotu), ale również konsekwencje o charakterze długoterminowym - może on zostać zmuszony do obniżki cen oraz modyfikacji umów, w których znajdują się niedozwolone zapisy.

Oczywiście zarówno władze spółki, jak i jej polityczni zwierzchnicy zdają sobie z tego sprawę. Dlatego już na początku maja, a więc niecały miesiąc po formalnym przedstawieniu zarzutów, Reuters donosił o gotowości Gazpromu do polubownego rozwiązania sprawy i poczynienia ustępstw w zakresie mechanizmu ustalania cen surowca. Anonimowy przedstawiciel firmy, na którego powoływała się agencja, miał wówczas powiedzieć, że trwają prace, których efektem będzie ograniczenie liczby umów zawierających powiązanie cen ropy z cenami gazu. Taka postawa (zupełnie odmienna od podejścia prezentowanego wcześniej) ma uchronić Rosjan przed długotrwałą (i zapewne bardzo kosztowną) batalią z Komisją Europejską.

Zobacz także: Fitch: Budowa Nord Stream II może napotkać na trudności finansowe

Zobacz także: Gazprom: Nie rozmawialiśmy z PGNiG na temat drugiej nitki Gazociągu Jamalskiego

Reklama
Reklama

Komentarze