Reklama

Spadające zużycie gazu na Litwie i problemy eksportowe nie sprzyjają nowym kontraktom na dostawy LNG 

Pływający terminal LNG cumujący w Kłajpedzie (chodzi o jednostkę typu FSRU) obsługuje obecnie kontrakt jaki w 2014 r. spółka Litgas zawarła na okres pięciu lat z norweskim Statoilem. Dzięki niemu rocznie na lokalny rynek trafia 540 mln m3 gazu.

Warto nadmienić, że popyt na „błękitne paliwo” na Litwie nieustannie spada. Według danych ministerstwa energetyki od 2011 r.  do 2015 r. krajowa konsumpcja zmniejszyła się o ponad 41% - z 3,4 mld m3 do ok. 2 mld m3.

Zdaniem dyrektora handlowego spółki obrotu gazem Lietuvos Duju Tiekimas (LDT) w przyszłym roku zużycie surowca w kraju nad Niemnem będzie zbliżone do 2 mld m3. 1,2 mld m3 (w tym ponad 200 mln m3 z terminala w Kłajpedzie) samodzielnie zakupi Achemie (największa firma chemiczna na Litwie), 300 mln będzie odbierane przez gazoport w Kłajpedzie, a 500 mln zostanie zakupione w Gazpromie.

Jak widać Wilno nie ma powodów by zawierać kolejny kontrakt na dostawy LNG, ponieważ umowa ze Statoilem w pełni zaspokaja potrzeby krajowe (poza tym przy obecnym poziomie cen oferowanych przez Gazprom byłoby to pozbawione większego sensu). Spadające zużycie gazu, które zapewne spotęguje otwarcie połączeń elektroenergetycznych ze Szwecją i Polską poddaje więc w wątpliwość nakreślone przez Morawieckiego „wspólne negocjacje”. Tym bardziej, że litewski terminal jak do tej pory ma także problem z eksportem surowca. Białoruś odmówiła Litwie możliwości tranzytu własnymi gazociągami (de facto należącymi do Gazpromu), na Łotwie natomiast nadal wielkie wpływy mają Rosjanie (około 1/3 udziałów w Latvijas Gaze) ponieważ nie zaimplementowano tam trzeciego pakietu energetycznego UE. Komplikuje to dostawy litewskiego LNG do Estonii przez terytorium łotewskie. Choć gwoli ścisłości Tallin nie jest wcale zainteresowany dużymi zakupami na Litwie. A jak wygląda sytuacja w Polsce?

PGNiG nie będzie zainteresowany nowymi umowami na dostawy LNG co najmniej  do 2022 r.

Od drugiego kwartału 2016 terminal LNG w Świnoujściu będzie obsługiwać kontrakt zawarty z Qatargas. Chodzi o dostawy około 1,5 mld m3 surowca rocznie do 2034 r. (w związku z przesunięciem dostaw o prawie rok z powodu opóźnień w budowie gazoportu może to być okresowo nawet więcej). Wraz z rodzimą produkcją gazu ziemnego daje to około 6 mld m3 rocznie przy rocznym zużyciu krajowym rzędu około 16 mld m3. Kontrakt jamalski, który podpisano z Gazpromem nakłada na nas obowiązek kupna 10,2 mld m3 gazu rocznie do 2022 r. Jak widać aż do tego okresu nie ma konieczności inicjowania przez polskie władze poprzez PGNiG nowych umów na dostawy LNG.

Polskie LNG musi dbać o własny gazoport. Kooperacja z Litwinami pozbawiona podstaw

Inaczej sprawa wygląda w przypadku spółki Polskie LNG, zarządcy świnoujskiego gazoportu, które będzie chciało zoptymalizować finansowo tą inwestycję. Niewykluczone więc, że będzie ono inicjować nowe kontrakty, czy to na rynku krajowym (liberalizacja rynku gazowego) czy eksportowe, ale to na razie pieśń przyszłości. W pierwszym przypadku PGNiG nadal ma mocną pozycję na rynku i nie oddaje łatwo pola spółkom prywatnym (sprzyjają temu spadające ceny ropy, do których indeksowana jest umowa z Rosjanami), w drugim przypadku konieczna jest budowa nowych gazociągów w kierunku Wyszehradu i pozyskanie tam klientów. Poza tym w takim biznesowym ujęciu współpraca z Litwinami przez Polskie LNG byłoby działaniami na własną szkodę. W kontekście słów Morawieckiego warto pamiętać także, że w Europie nie istnieją terminale, których moce wykorzystywano by w 100%, średnio jest to 20-30%, co generuje walkę o klientów.

Zobacz także: Czas na dyskusję o optymalizacji finansowej gazoportu

Reklama
Reklama

Komentarze