Przewodnim hasłem w ramach bilateralnych stosunków Polski i Litwy jest stwierdzenie, że chociaż negatywnie rzutują na nie kwestie traktowania mniejszości narodowych to jednak współpraca w sferze bezpieczeństwa jest wzorowa. W obrębie energetycznym wskazuje się tu przede wszystkim na oddanie do użytku połączenia międzysystemowego LitPolLink, plany budowy gazociągu GIPL, a w konsekwencji szeroką kooperację gazową w ramach powstającego Korytarza Północ-Południe (to sieć gazociągów układanych południkowo pomiędzy Bałtykiem i Adriatykiem, które docelowo zintegrują kraje Europy Środkowej). Oczywiście nie brakuje w obrębie relacji energetycznych na linii Warszawa-Wilno przykładów dużych napięć np. w kwestiach logistycznych związanych z rafinerią w Możejkach. Niemniej w analizach eksperckich dominuje obraz konstruktywnej wpsółpracy. W moim przekonaniu błędny ponieważ „klimat” wokół nowych polsko-litewskich inwestycji energetycznych drastycznie się pogarsza.
Z perspektywy ostatnich miesięcy widać wyraźnie, że coraz więcej kwestii zaczyna dzielić kluczowe polskie i litewskie przedsiębiorstwa z branży gazowej i elektroenergetycznej. Świadczą o tym konkretne inicjatywy, a także coraz większe rozbieżności w sferze komunikacyjnej odzwierciedlające różnice interesów. To paradoksalne biorąc pod uwagę fakt, że nasilanie się tych zjawisk przypada na coraz większą obecność narracji o budowaniu tzw. Międzymorza w środkach masowego przekazu. Co mam konkretnie na myśli?
Z perspektywy polskiego dziennikarza zauważalny jest wzrost aktywności strony litewskiej. Mam tu na myśli zarówno działania podejmowane przez polityków z Litwy podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy jak i ambasadę tego kraju w Warszawie. Mobilizacja Wilna na odcinku polskim wynika z chęci zabezpieczenia swoich interesów energetycznych w dobie narastających rozbieżności w relacjach dwustronnych. Litwa w dość otwarty sposób podkreśla niechęć polskich partnerów do rozbudowy połączenia elektroenergetycznego (chodzi o LitPolLink 2) czy budowy gazowego (gazociąg GIPL). Żeby dojść do wniosku, że „coś jest na rzeczy” wystarczy uważnie obserwować różnice w komunikowaniu wielu kwestii przez obie strony. Przykład?
PAP poinformowała niedawno o zmianie w harmonogramie projektu GIPL de facto opóźniającej powstanie inwestycji o dwa lata. Tytuł depeszy sugerował, że to Wilno się na nią zgodziło. Efekt był oczywisty – większość mediów przeniosła ciężar decyzji na Litwinów. Tymczasem rzeczywistym powodem tej sytuacji były polskie postulaty zmiany trasy gazociągu.
Zobacz także: Na budowę Międzymorza nie ma pieniędzy. Przykład polsko-ukraiński
Z podobną sytuacją sporną mamy do czynienia w przypadku budowy LitPolLink 2. Polskie PSE wyraźnie unika tematu i zasłania się koniecznością przeprowadzenia długotrwałych analiz. Tymczasem litewski LitGrid wybrał już w ramach przetargu firmę „Sweco” do wyznaczenia dogodnych wariantów przebiegu trasy nowego połączenia. Dziennik Rzeczpospolita skwitował tę sytuację wprost: na budowie LitPolLink 2 zależy tylko Litwie.
Nie tylko media znad Wisły zaczęły sygnalizować problemy w wydawałoby się poprawnych relacjach energetycznych Warszawy i Wilna. Zgodnie z wrześniowymi informacjami przekazanymi przez litewski portal 15min.lt kooperacja Polski i Litwy przy projektach energetycznych, takich jak połączenie gazowe, czy drugi most elektroenergetyczny, może utkwić w martwym punkcie, dopóki nie zostanie rozwiązany spór o rafinerię w Możejkach. Nie o orlenowskie Możejki tu jednak chodzi, ale raczej o wiele szersze interesy sporej części polskich firm, które odbierają litewski gaz z terminalu w Kłajpedzie czy prąd napływający z Litwy jako niepotrzebną konkurencję. Jak to się ma do idei Międzymorza?