Jednym ze strategicznych tematów jakie zostaną poruszone przez obu polityków będą rewersowe dostawy gazu na Ukrainę z terytorium Węgier. Wbrew pozorom dla Budapesztu jest to kwestia dość drażliwa, od dłuższego czasu prowadzi on bowiem w sferze gospodarczej tzw. politykę „zwrotu na Wschód”. W zamyśle miała ona stanowić dla państwa nad Balatonem alternatywę handlową wobec pogrążającej się w dekoniunkturze UE. Jej dotychczasowy efekt ma jednak wymiar przede wszystkim energetyczny i sprowadza się do ścisłej kooperacji z Rosją (South Stream, siłownia jądrowa w Paks).
Jak zatem powyższe uwarunkowania wpłyną na rozmowy Tuska i Orbana w Warszawie? Aby odpowiedzieć na to pytanie warto przyjrzeć się doniesieniom lokalnych mediów. Informują one, że znad Balatonu popłynął już pierwszy gaz nad Dniepr- 4 maja miało to być 22,4 mln m3 surowca. Zdaniem węgierskich komentatorów może to oznaczać, że rozpoczęto testowanie rewersu. Zgodnie z oświadczeniem Ediny Lakatosy, rzeczniczki węgierskiego operatora Foldgazszallitas mógłby on w skali rocznej sięgnąć 6 mld m3. Jak już wspominałem spowodowałoby to zapewne poważne reperkusje ze strony rosyjskiej. Dlatego bardziej prawdopodobny jest przesył mniejszego wolumenu tak by Budapeszt mógł zademonstrować solidarność z Ukrainą (czytaj partnerami z UE) i jednocześnie zachować dobre relacje z Kremlem. Taki mechanizm zadziałał np. w przypadku Słowacji toczącej rozmowy na temat dostaw rewersowych na Ukrainę równolegle do negocjacji ze stroną rosyjską dotyczących dostaw i tranzytu ropy naftowej. Nie jest tajemnicą, że Bratysława mogła się zgodzić na większy przesył gazu nad Dniepr, odbyłoby się to jednak kosztem jej relacji z Gazpromem.
Rząd w Budapeszcie podjął także w ostatnich dniach ciekawą w kontekście ukraińskim decyzję o podniesieniu o połowę swoich rezerw gazowych. Obecnie wynoszą one 615 mln m3, 1 lipca mają osiągnąć poziom 915 mln m3. Jak informuje minister rozwoju narodowego László Németh oznacza to konieczność zakupu 300 mln m3 gazu w ciągu dwóch miesięcy. Lokalni eksperci zwracają jednak uwagę, na to że decyzja o powiększeniu zapasów nie jest spowodowana wyłącznie sytuacją międzynarodową, ale ma także wydźwięk wewnętrzny. Po pierwsze już w ubiegłym roku gabinet Orbana był krytykowany za naruszanie rezerw strategicznych błękitnego paliwa w celu „przedwyborczego zbijania cen tego surowca”, co jak widać odbiło się kosztem bezpieczeństwa energetycznego Węgier. Przy okazji wydarzeń na Ukrainie rząd w Budapeszcie został zmuszony do podjęcia stosownych działań ze względów wizerunkowych a nie tylko z powodu ewentualnego zabezpieczenia się przed rosyjskim odwetem za pomoc udzieloną władzom w Kijowie. Po drugie, zakupienie wspomnianych 300 mln m3 gazu jest konieczne do utrzymania odpowiedniego ciśnienia w magazynie gazu w Hajduszoboszlo, który posiada zdolności magazynowe na poziomie 1,9 mld m3 (a więc to również sprawa natury technicznej).
Myślę, że powyższe rozważania w niezwykle ciekawy sposób korespondują z rozmowami jakie premier Donald Tusk przeprowadzi dziś w Warszawie z Wiktorem Orbanem. Na poziomie medialnym strona polska uzyska zapewne wsparcie ze strony lidera Fideszu podobnie jak miało to miejsce w przypadku „w zasadzie przychylnej” (aczkolwiek pozostającej pod wpływem swojego współkoalicjanta i niemieckiego biznesu) Angeli Merkel czy unijnego komisarza ds. energii Gunthera Oettingera, dla którego różnice pomiędzy postulowaną Unią Energetyczną a Europejską Wspólnotą Energetyczną były średnio dostrzegalne. Rzeczywiste ustalenia z Budapesztem mogą jednak nie być aż tak optymistyczne...