Reklama

Górnictwo

Ukraina: dostawy „afrykańskiego" węgla z blokowanego Donbasu [RAPORT]

fot. www.mil.gov.ua
fot. www.mil.gov.ua

Przejęcie przez tzw. Doniecką Republikę Ludową i Ługańską Republikę Ludową formalnej kontroli nad przedsiębiorstwami w okupowanej części Donbasu oraz decyzja Kijowa o zerwaniu wszelkich więzi handlowych z tym terytorium, mają szereg następstw. Wydarzenia te są kolejnym stadium wojny rosyjsko-ukraińskiej, a także elementem nacisku Kremla na Ukrainę, której władze nie zawsze reagują adekwatnie na hybrydowe metody Moskwy. Jak zatem mogą dalej rozwijać się procesy wokół tzw. blokady Donbasu?  

Wymuszone i nieuniknione decyzje

15 marca Rada Narodowego Bezpieczeństwa i Obrony Ukrainy (RNBO) podjęła decyzję o całkowitym wstrzymaniu obrotu handlowego między niektórymi (okupowanymi) rejonami obwodu donieckiego i ługańskiego (dalej ORDLO), a resztą Ukrainy. Decyzję poprzedzała blokada tych terytoriów ze strony ukraińskich aktywistów i wykorzystujących to polityków oraz tzw. „nacjonalizacja” przez DRL i ŁRL obiektów przemysłowych w ORDLO, które dotąd częściowo funkcjonowały w systemie prawnym Ukrainy mimo trzyletnich działań wojennych. W istocie wydarzenia te można nazwać logicznym następstwem okupacji części Donbasu, które jest odczuwalne z "opóźnionym zapłonem". W związku z hybrydowym charakterem agresji dopiero teraz zdecydowano o przejściu do jej kolejnego etapu.  

Epopeja z blokadą uwypukliła problem braku jasnej wizji Kijowa, co do modelu stosunków z ORDLO. Jest także przyczynkiem do oceny następstw takiego kroku. Coraz większej wagi nabiera kwestia zależności ukraińskich elektrowni od dostaw węgla grup antracytowych z okupowanej części Donbasu – po ostatecznym zerwaniu obiegu towarów Ukraina nie ma wyboru i musi w końcu podjąć radykalne działania w zakresie uniezależnienia. Ponadto, wyłania się szereg wyzwań przed kluczowymi gałęziami przemysłu, które czekają straty i konieczność głębokich przemian.   

Zobacz także: PGNiG intensyfikuje współpracę z Jastrzębską Spółką Węglową

Przełom na rynku węgla?

Oprócz doraźnego wprowadzenia stanu wyjątkowego w energetyce, pozwalającego ograniczyć zużycie antracytu, dla Kijowa istnieją trzy wzajemnie dopełniające się sposoby zrzucenia zależności od tego rodzaju węgla z ORDLO:

  1. Drastyczne zwiększenie importu surowca z RPA, USA i Australii;
  2. Modernizacja bloków elektrowni na pracę na gazowych grupach węgla;
  3. Zmniejszenie odsetka energii elektrycznej pochodzącej z „antracytowych” elektrowni w Zjednoczonym Systemie Energetycznym (ZSE) poprzez rozwój infrastruktury (budowa interkonektorów i linii energetycznych).

Import

Na niedawnym posiedzeniu rządu minister energetyki Ihor Nasałyk oświadczył, że w 2017 roku Ukraina ograniczy zużycie antracytu o około 40%, które ma ostatecznie wynieść 6 mln. ton. Jeśli te szacunki są trafne, to biorąc pod uwagę obecny stan zapasów i porę roku, w bieżącym roku Kijów potrzebuje jeszcze około 4,2 mln. ton tego surowca.

Portal „BiznesCenzor” powołując się na nieopublikowany, ale dostępny redakcji rządowy „Prognozowany Bilans Węglowy Elektrowni na 2017 rok” ujawnił, że Ukraina planuje w bieżącym roku zakupić w krajach dalekiej zagranicy około 5,6 mln. ton węgla, w tym 4,8 mln. ton antracytu. Najwięcej ma sprowadzić koncern DTEK (3 mln. ton) oraz państwowy Centrenerho (1,2 mln. ton). Ponadto węgiel mają kupować także Donbasenerho (0,8 mln. ton) i właściciele elektrociepłowni (0,6 mln. ton). Geograficznie import węgla ma wyglądać następująco: RPA, USA i Australia (4,8 mln. ton), Polska (0,73 mln. ton węgla grup gazowych) i Rosja (70 tys. ton antracytu).

Częściowo potwierdzenie tych planów odnajdujemy w dokumentacji systemu zamówień publicznych proZorro, który informuje o rezerwacji przez Centrenerho mocy przeładunkowych ukraińskich portów w okresie od maja 2017 do maja 2018 roku – według danych systemu kompania zamierza sprowadzić w tym okresie 2,5 mln. ton antracytu. Prawdziwość tych założeń rządu potwierdził także publicznie szef regulatora Dmytro Wowk. Jeśli plany te uda się zmaterializować, to będziemy mieć do czynienia z ogromnym postępem Ukrainy w zakresie zniwelowania zależności od węgla wysokokalorycznego.

Nie brakuje jednak argumentów do ostrożnej oceny tych założeń. Przypomnę, że w 2016 roku Ukraina importowała zaledwie 1,2 mln. ton węgla energetycznego, w tym 0,93 mln. ton antracytu. Przy czym zdecydowaną większość surowca zakupiono w Rosji. Oznacza to, że obecnie Kijów zamierza wyjść na rynki zewnętrzne praktycznie od zera, a przecież celuje w ilości węgla prawie pięciokrotnie większe niż w zeszłym roku. Ponadto DTEK, który ma być filarem tych planów, jeszcze ani razu publicznie nie odniósł się do takiego scenariusza. Według dziennikarzy śledczych portalu „Ukraińska Prawda” część zakupionego w 2016 roku w RPA antracytu, tylko w dokumentacji figurowało, jako afrykański. W rzeczywistości był to surowiec rosyjski, bądź wydobyty na Donbasie, który dotarł na terytorium Ukrainy wagonami kolejowymi przez granicę ukraińsko-rosyjską. Do tej transakcji wykorzystano szerzej nieznaną firmę zarejestrowaną w Hongkongu, którą wiąże się z osławionym Wiktorem Medwedczukiem będącym uosobieniem wpływów Moskwy nad Dnieprem. Wydaje się, że podobny schemat może zostać zastosowany i w tym roku, przy czym oprócz kolei wykorzystane będą porty morskie. I nawet zapowiadany zakaz na import węgla energetycznego z Rosji nie będzie przeszkodą dla podobnych operacji, bo na papierze surowiec nie będzie rosyjski.  

Modernizacja elektrowni

Co najmniej od pierwszej połowy lutego, gdy na tle blokady rozgłosu medialnego zaczął nabierać temat zależności od antracytu, minister Nasałyk wielokrotnie zapowiadał rekonstrukcję bloków elektrowni, która ma umożliwić stosowanie na nich węgla grup gazowych. Realia jednak są takie, że do października tego roku ma być zakończona modyfikacja dwóch bloków Zmijewskiej elektrowni (Obwód Charkowski). Ponadto z opublikowanego 10 lutego przez Ukrenerho projektu „Planu Rozwoju Zjednoczonego Systemu Energetycznego na lata 2017–2026” wynika, że „w latach 2014–2021” na elektrowni w Słowiańsku (Donbasenerho) jest planowana budowa dwóch bloków przystosowanych do pracy z węglem niskokalorycznym. I na tym koniec.

O kilkakrotnie anonsowanej „całkowitej rekonstrukcji” bloków drugiej państwowej elektrowni Trypilskiej (Obwód Kijowski) nie wiadomo na razie nic. Jeszcze mniej optymizmu budzi ewentualna modernizacja na obiektach należących do DTEK, który przynajmniej do podjętej przez RNBO decyzji był zdecydowanym przeciwnikiem takich ruchów.

Nasałyk sam zresztą dostarcza przyczyn, by nie traktować jego słów w pełni poważnie. W lutym kilkakrotnie zapowiadał, że rząd pracuje nad aktualizacją rozporządzenia GMU № 648 z dnia 8 września 2004 roku „O działaniach na rzecz rekonstrukcji i modernizacji elektrowni cieplnych na okres do 2020 roku”, w których zawarte będą założenia w zakresie modyfikacji bloków pozwalające na zmniejszenie zużycia antracytu. I rzeczywiście 1 marca rząd opublikował stosowny dokument, ale wszelkie zmiany zawarte w nowelizacji dotyczą spełnienia wymogów Dyrektywy 2001/80/EC o ograniczeniu zanieczyszczeń powietrza. To kolejny sygnał, że Kijów zwleka z podjęciem zdecydowanych działań.

Rozwój infrastruktury

Najmniej wątpliwości dostarcza aktywność rządu w zakresie budowy infrastruktury pozwalającej na mobilniejsze wykorzystywanie energii elektrycznej pochodzącej z elektrowni jądrowych i odpowiednio odciążenie elektrowni węglowych, w tym antracytowych. Ukrenerho wyraźnie przyspieszyło w zakresie realizacji projektów infrastrukturalnych. W tym roku nareszcie dojdzie do początku eksploatacji połączenia Enerhodar – podstacji Kachowska oraz Zachodnia. Ponadto rozpoczęto prace nad połączeniem z resztą ZSE północnej części obwodu ługańskiego, który obecnie jest uzależniony od dostaw prądu z antracytowej elektrowni pod Ługańskiem. 

Dzięki temu na początku marca ministerstwo energetyki i przemysłu węglowego zatwierdziło zaktualizowaną wersję „Prognozowanego Bilansu Energii Elektrycznej ZSE w 2017 roku”. Wynika z niego, że odsetek generowanej energii na elektrowniach cieplnych ma się zmniejszyć z planowanych w październiku ub. roku 39,19% do 37,7%.

Rozterki przemysłu

Z problemem blokady jest jeszcze związany szereg innych następstw, które bez najmniejszych wątpliwości odbiją się na kondycji Ukrainy. Jednym z nich jest rozerwanie cyklów produkcyjnych w kluczowych gałęziach przemysłu, przede wszystkim metalurgii. Eksperci Stowarzyszenia „Ukrmetalurhprom” wyliczyli, że zerwanie więzów przemysłowych z ORDLO będzie skutkowało mniejszymi dochodami do budżetu państwa z podatków od około 2,5 do 3,5 miliardów hrywien. Rozdźwięk jest uzależniony od takich czynników jak np. wstrzymanie lub kontynuowanie pracy Zakładów Koksowniczych w Awdijiwce, które dostarczają surowiec niezbędny w procesach produkcyjnych dla lwiej części kombinatów metalurgicznych. Według stanu na ostatnią dekadę marca bardziej prawdopodobny jest scenariusz kontynuacji pracy.

Oczekiwana jest także redukcja produkcji koksu (o około 1 mln. ton) z uwagi na niedobory węgla koksowego, który był dostarczany z ORDLO. Co więcej, w 2016 roku z okupowanej części Donbasu sprowadzono 1,3 mln. ton koksu. Zatem oczekiwany łączny jego deficyt (2,3 mln. ton) trzeba będzie uzupełniać za granicą. I pierwszym chętnym do roli dostawcy jest rosyjski EvrazHolding, który już zapowiedział gotowość eksportu na Ukrainę 3 mln. ton koksu rocznie.

Wreszcie zerwanie więzi z przedsiębiorstwami w ORDLO mieć będzie także poważne implikacje dla poziomu zatrudnienia w kombinatach metalurgicznych. Także w tym przypadku stopień tych cięć jest zależny od losów zakładów w Awdijiwce – pesymistyczne szacunki mówią o zwolnieniach nawet 29 tys. pracowników. Przypomnę, że dotyczy to dość skoncentrowanego geograficznie obszaru, nierzadko newralgicznego: Mariupol, Zaporoże, Dnipro, Kamianske, Krzywy Róg. Wszystko to będzie sprzyjało wzrostowi napięć socjalnych w tych ośrodkach. Wiele wskazuje na to, że najgorszy scenariusz nie zostanie zmaterializowany, nie mniej jednak stwarza to przed Kijowem nowe wyzwania w zakresie zapewnienia stabilności.    

Na tle tej nowej fazy zrywania więzów z ORDLO kolejna faza eskalacji hybrydowych stosunków (za wyjątkiem starć zbrojnych) pojawiająca się na horyzoncie, to wzajemne pozbawianie się dostaw energii elektrycznej. Na razie można mówić o swoistej symbiozie: Kijów zezwala na dostawy prądu do ORDLO i odwrotnie. Kontrolowana przez Siły Zbrojne Ukrainy elektrownia w Szczastiu dostarcza energię elektryczną do znacznej części tzw. ŁRL, a inne elektrownie ukraińskie zaopatrują w energię zachodnią część tzw. DRL, w tym nie w pełnym zakresie do Doniecka. Dzięki temu Kijów może być stosunkowo spokojny o dostawy prądu z ORDLO do takich ośrodków jak Mariupol czy Awdijiwka, które są zaopatrywane w energię elektryczną przez, odpowiednio, Starobesziwską i Zujewską elektrownie. Ale właśnie przykład Awdijiwki pokazuje, że symbioza ta ma dość kruche podstawy. Ukrenerho już rozpoczęło prace, których celem jest budowa linii energetycznych pozwalających na dostawy prądu do miasta i zakładów koksowniczych z elektrowni kontrolowanych przez Kijów. Obserwując takie ruchy i dynamikę eskalacji nie da się wykluczyć wzajemnego zastosowania tych instrumentów.     

Jeszcze jednym ciekawym i rzadko wspominanym następstwem blokady może być kwestia długów DTEK i Metinvest należących do Rinata Achmetowa. Jeszcze jesienią ubiegłego roku oficjalne komunikaty mówiły o łącznie około 5 miliardach dolarów zobowiązań kredytowych jego kompanii przed bankami europejskimi i w mniejszym zakresie rosyjskimi. Pod koniec lutego długi Metinvest uległy restrukturyzacji, ale pozostało prawie 2 miliardy dolarów długów DTEK. Według niepotwierdzonych informacji medialnych znaczna część obiektów w umowach kredytowych wskazana jako zastawa jest teraz poza jego kontrolą w ORDLO, co może oznaczać, że przedsiębiorstwa Achmetowa „znacjonalizowano” razem z długami.   

Kolejnym biznesowym aspektem związanym z blokadą jest przyszłość planów otoczenia Petro Poroszenki – Ihora Kononenki i Witalija Kropaczowa, którzy podjęli starania o utworzenie nowej grupy węglowej. W jej skład miały wchodzić m.in. obiekty z ORDLO. W świetle ostatnich wydarzeń plany te stanęły pod dużym znakiem zapytania. Z drugiej strony jest to dodatkowy czynnik oddziaływania na stanowisko Poroszenki. Obydwa „biznesowe” aspekty są trudne do rzetelnej weryfikacji, ale bez wątpienia mają ważny wpływ na dalszy przebieg wydarzeń wokół blokady.   

Co dalej?

„Nacjonalizacja” zakładów na okupowanej części Donbasu i przerwanie obiegu towarów są kolejną odsłoną wojny hybrydowej Rosji wobec Ukrainy. Dla dalszego rozwoju wydarzeń za punkt wyjściowy należy przyjąć trzy wyżej opisane elementy. Po pierwsze, Kijów niewystarczająco zdecydowanie dąży do uniezależnienia od dostaw antracytu z ORDLO. Po drugie, następstwa ostatecznego zerwania relacji biznesowych z tym obszarem dość boleśnie odczuje sektor przemysłowy. Po trzecie, ważnym czynnikiem warunkującym przebieg wydarzeń będzie nadal nieprzejrzysta działalność grup biznesowych, głównie koncernów R. Achmetowa i osób związanych z prezydentem.

Dla Kremla stwarza to pewien komfort wyboru dalszych działań: umownych hard lub soft. Pierwszy z nich przewiduje nie tylko całkowite wstrzymanie jakiegokolwiek obiegu towarów z ORDLO, ale także brak kompensowania tych strat kontaktami handlowymi z Rosją. W ten sposób Moskwa może prowokować i wzmagać sytuacje kryzysowe w ukraińskiej energetyce oraz przemyśle. Kijów jednak ma możliwość znaczącej amortyzacji następstw takich kroków ze strony Rosji, co przekreśliłoby jej wysiłki i w końcowym efekcie „rozwiązało ręce” Ukrainie w zakresie współzależności od ORDLO i FR. Ten wariant mógłby też być istotnym czynnikiem konsolidacji społecznej na Ukrainie.

Wydaje się zatem, że większe szanse na realizację ma hybrydowy scenariusz soft. Zakłada on łączenie wspomnianej wyżej presji ekonomicznej z jednoczesnym łagodzeniem jej skutków na niektórych kierunkach, przede wszystkim w zakresie dostaw antracytu według opisanego wyżej schematu. Kreml w ten sposób znajdzie rynek zbytu dla nikomu nie potrzebnego węgla na Donbasie, czym zmniejszy swoje nakłady na utrzymanie ORDLO, a także podsyci niechęć ukraińskich kręgów biznesowych do ostatecznego zerwania więzów. Wreszcie pozwoli liczyć na wykorzystanie tego elementu pijarowo przeciwko ukraińskim władzom na wewnętrznym podwórku Ukrainy. Jeśli dostawy „afrykańskiego węgla z Donbasu przez Rosję” dojdą do skutku, to dziennikarze śledczy z łatwością je wychwycą, co wywoła kolejną falę niezadowolenia społecznego i bez najmniejszych wątpliwości sprowokują wewnętrzne tarcia polityczne. Wpisuje się to w ogólny kurs Rosji wobec Ukrainy, którym jest wzniecanie chaosu wewnętrznego, osłabianie obecnych władz i w konsekwencji jej zmianę na skutek wyborów przedterminowych lub (dla Kremla jeszcze lepiej) niepokojów społecznych.

Decyzja RNBO z 15 marca znacznie obniżyła napięcia w Kijowie, ale ewentualne opublikowanie „ciemnych” mechanizmów dostaw antracytu może spowodować ich powrót ze zdwojoną siłą. Niestety wygląda na to, że ukraińscy decydenci nie do końca rozumieją te zagrożenia i ociągają się z ostatecznym podjęciem nieodwracalnych decyzji.

Zobacz także: MŚ: działania opozycji osłabiają pozycję Polski w negocjacjach klimatycznych

Reklama

Komentarze

    Reklama