Reklama

Ropa

Ukraina bierze naftowy rozwód z Rosją

Arsenij Jaceniuk poinformował, że Ukraina zamierza wprowadzić zakaz importu rosyjskich produktów naftowych. Jego zdaniem Kijów nie powinien handlować tego typu zasobami z krajem, który dokonał agresji na część jego terytorium.

"Proszę ministerstwo gospodarki o opracowanie mechanizmu zakazu nabywania wyrobów ropopochodnych od agresora, którym jest Federacja Rosyjska" - powiedział premier Jaceniuk.

Powyższe zapowiedzi, którymi ukraińska rada ministrów ma zająć się w najbliższy piątek, są kolejnym elementem trwającej od aneksji Krymu „wojny handlowej”

W kontekście przedstawionych powyżej informacji niezwykle interesującego znaczenia nabiera kwestia rurociągu Odessa-Brody-Płock i i zacieśnienia współpracy naftowej pomiędzy Polską i Ukrainą. Przypomnijmy, że na początku marca rząd w Kijowie udzielił spółce Ukrtransnafta zezwolenia na nabycie 4,26 ha gruntów przeznaczonych pod budowę rurociągu „Brody - granica państwa” w obwodzie lwowskim. Jest to element Euroazjatyckiego Korytarza Transportu Ropy Naftowej, zakładającego transport kaspijskiej ropy przez ropociąg Baku-Supsa, Morze Czarne i rurociąg Odessa-Brody przedłużony w kierunku polskiego Adamowa. W ten sposób surowiec trafiałby aż do gdańskiego naftoportu. 

Ukrtransnafta, aby wybudować rzeczony odcinek, musi spełnić wymagania związane m.in. z przepisami w zakresie zagospodarowania przestrzennego - część terenów o których mowa jest gęsto zalesiona. Na mocy decyzji RM spółka będzie wynajmować przez rok 4,2137 ha, pozostałe 0,0463 ha zostało oddane firmie „do stałego użytkowania”.

Realizacji projektu Odessa – Brody – Płock – Gdańsk wcale nie musi jednak oznaczać przesyłania ropy w kierunku Polski. W tym kontekście warto przytoczyć wypowiedź byłego prezesa PERN, Marcina Moskalewicza dla Rzeczpospolitej. Stwierdza w niej, że „Można byłoby tłoczyć surowiec w przeciwnym kierunku i dostarczać go na Ukrainę przez Polskę – z naszego gdańskiego terminalu przez Płock i bazę w Adamowie do ukraińskich rafinerii”. Koncepcja ciekawa, chociaż sygnały płynące z branży petrochemicznej świadczą o sceptycznym nastawieniu do jakichkolwiek prób reanimacji dawnego projektu. Powód jest prozaiczny – jego rentowność nie jest oczywista, a dzisiejsze priorytety to rozbudowa naftoportu w Gdańsku i intensyfikacja importu przez Bałtyk (kierunek bliskowschodni). Być może ekonomikę projektu poprawiłaby perspektywa przesyłu ropy z polskiego terytorium nie tylko na Ukrainę, ale także Białoruś. Chodzi o wykorzystanie korytarza transportowego Mozyrz-Brody (o przepustowości 34 mln ton rocznie). Tyle tylko, że nowy polski rząd może okazać się niezdolny do ułożenia sobie odpowiednich relacji z Mińskiem w tym zakresie. Gwoli sprawiedliwości, mimo pojednawczych sygnałów ze strony Łukaszenki pod adresem Zachodu, jego chęć do zdywersyfikowania dostaw ropy jest także bardzo niepewna.

Zobacz także: Lotos włącza się w rządowy program reindustrializacji Polski

Zobacz także: Karabaska wojna o ropę. Atak rakietowy odetnie Europę od kaspijskiego surowca?

Reklama

Komentarze

    Reklama