Portal o energetyce
Tańszy gaz dla Polski?
PGNiG korzystając z przysługującego mu prawa prowadzi rozmowy z Gazpromem ukierunkowane na renegocjację warunków obowiązującej do 2022 r. umowy długoterminowej na dostawy rosyjskiego gazu ziemnego do Polski. Okienko negocjacyjne zamyka się w maju br. w związku z tym już teraz warto zastanowić się nad tym czy wspomniane działania zakończą się sukcesem dla strony polskiej. Przy czym szczególnie istotna dla polityków, menadżerów czy zwykłych Polaków wydaje się kwestia ceny zakontraktowanego surowca.
Wbrew obiegowej opinii w zakresie redukcji ceny surowca korzystne rozstrzygnięcia dla PGNiG nie są wcale pewne.
Oczywiście korekta cenowa będzie miała miejsce w związku ze spadającą ceną ropy naftowej, do której cena gazu rosyjskiego jest indeksowana. Nie wiadomo jednak jak duża będzie to obniżka - nie znamy przecież szczegółów mechanizmu cenowego zawartego w niejawnym kontrakcie jamalskim. Wiadomo jedynie, że cena ropy –choć kluczowa- nie jest jedynym czynnikiem uwzględnianym w algorytmie służącym obliczaniu docelowej ceny gazu.
Mało prawdopodobne jest natomiast otrzymanie przez Polskę obniżki wykraczającej poza mechanizm związany z indeksacją do cen ropy. Tymczasem to właśnie ta kwestia zdecyduje o tym, czy zniwelujemy przepaść cenową jaka dzieli nas w stosunku do innych dużych klientów Gazpromu w UE. Polskiej pozycji negocjacyjnej w tym zakresie nie poprawia nawet niedawne „ujawnienie” przez Interfax cen jakie za dostarczany przez Gazprom surowiec płacą poszczególne europejskie państwa (oficjalna cena dla Polski pozostaje tajemnicą handlową, podobnie jak wysokość wynegocjowanego przez PGNiG w 2012 r. rabatu). Trudno oceniać rewelacje rosyjskiej agencji informacyjnej w kategoriach poprawy polskiej sytuacji negocjacyjnej, skoro i bez nich było wiadomo, że nasz kraj płaci za rosyjskie błękitne paliwo z Rosji najwięcej w Europie a jego koszt jest politycznie zawyżany (biorąc pod uwagę prosty fakt, że cena powinna być uzależniona od wielkości zakontraktowanego wolumenu. Polska to natomiast jeden z największych klientów Gazpromu). Poza tym jak twierdzi Interfax cena rosyjskiego gazu dla Polski w 2014 r. wyniosła 379 $ za tys. m3 a przed rabatem z 2012 r. 429 $. Tymczasem według rewelacji prasowych Izwiestii w pierwszym kwartale 2012 r. było to nie 429 $, ale 526 $. Ten konkretny przykład pokazuje, że należy do przecieków tego typu podchodzić ostrożnie.
Kolejny aspekt wpływający na ewentualny zakres renegocjacji ceny gazu dostarczanego do Polski to fatalne wyniki finansowe Gazpromu. W 2014 r. koncern ten wyeksportował do UE zaledwie 121 mld m3 surowca i to najgorszy wynik od 20 lat. Trudno oczekiwać poprawy tej sytuacji biorąc pod uwagę fakt, że gazowy potentat zamierza sukcesywnie do 2020 r. zmniejszać tranzyt błękitnego paliwa do Europy przez terytorium ukraińskie. Kwestia ta musi oznaczać wzrost wydatków inwestycyjnych na nowe trasy eksportowe (np. Turkish Stream, gdzie już widać, że turecki partner stara się przerzucić koszty budowy na Rosjan. Podobna sytuacja ma zresztą miejsce także w Azji w kontekście projektu Siła Syberii). Wbrew prognozom Gazpromu nie jest także przesądzony wzrost konsumpcji rosyjskiego gazu ziemnego w UE w następnych latach. Forsowanie projektu Unii Energetycznej skupiającej się na dywersyfikacji źródeł energii (w kontekście błękitnego paliwa sięgnięcie po złoża z Azerbejdżanu oraz LNG np. z Afryki), rozwijaniu efektywności energetycznej i odnawialnych źródeł energii może istotnie wpłynąć na potrzeby krajów UE. W takich realiach trudno oczekiwać istotnych rosyjskich ustępstw wobec strony polskiej. Tym bardziej, że Gazprom jest świadomy, że skierowanie sprawy do sądu arbitrażowego da mu 2-3 lata spokoju i stabilnego zysku generowanego dzięki długoterminowej umowie z dużym klientem jakim jest PGNiG.
Dlatego najbardziej prawdopodobnym rozwiązaniem jest uzyskanie przez PGNiG nieznacznej obniżki związanej z indeksacją cen gazu do cen ropy naftowej. Strona Polska mimo niewielkiego w istocie sukcesu negocjacyjnego mogłaby przedstawić taką sytuację jako wielką wiktorię. Gazprom nie poniósłby tymczasem znaczących strat ekonomicznych z tego tytułu i zniwelował ryzyko jakie w perspektywie długookresowej niesie ze sobą sąd arbitrażowy (ewentualna przegrana). W kontekście strategicznym pozycja strony polskiej nie uległaby jednak zmianie – przepaść cenowa dzieląca nas od dużych klientów Gazpromu w UE pozostałaby olbrzymia. Prawdziwa walka o jej zasypanie nastąpiłaby dopiero podczas negocjacji dotyczących nowej umowy długoterminowej (obecna obowiązuje do 2022 r.), wtedy Warszawa zyskałaby atut działającego gazoportu, który jak wiadomo nie zostanie oddany do użytku przed końcem obecnego okienka negocjacyjnego (maj br.).