Reklama

90 proc. redukcji emisji do 2040 r. - czy ustawiamy poprzeczkę zbyt wysoko?

Autor. Envato/Dmitry_Rukhlenko

2 lipca 2025 r. Komisja Europejska (KE) zaproponowała wyznaczenie celu klimatycznego na 2040 r., który zakłada redukcję emisji gazów cieplarnianych w UE o 90 proc. w porównaniu do 1990 r. Propozycja KE spotykała się jednak do tej pory z silnym oporem ze strony m.in. Francji, Polski czy Czech.

W lutym 2024 r. Komisja Europejska przedstawiła propozycję celu klimatycznego na 2040 r., zalecając zmniejszenie emisji netto gazów cieplarnianych o 90 proc. w porównaniu do poziomów z 1990 r. Ustanowienie kolejnego benchmarku pomiędzy 2030 r. (kiedy państwa UE mają wypełnić założenie 55 proc. redukcji, zgodnie z Fit for 55) a 2050 r. (osiągnięciem neutralności klimatycznej zgodnie z Zielonym Ładem) ma “potwierdzić determinację UE w walce ze zmianą klimatu”.

Ambitne plany Komisji… i Europy?

Zdaniem Lindy Kalcher ze Strategic Perspectives, propozycja KE jest mądrym wyborem gospodarczym i z zakresu bezpieczeństwa. “UE nie może już dłużej pozwolić sobie na uzależnienie od drogich i niestabilnych paliw kopalnych, które kosztują nas ponad 160 mld euro rocznie” - podkreśla Kalcher. Biorąc pod uwagę, że od 2040 r. do pełnej neutralności UE dzieli jedynie 10 lat, tak wysoka redukcja emisji nie powinna stanowić zaskoczenia. Niemniej jednak propozycja Komisji już rok temu odbiła się szerokim echem w krajach członkowskich. Jak zaznacza KE, kontrowersyjny wniosek opiera się m.in. na zaleceniach europejskiej Rady Doradczej ds. Zmian Klimatu.

YouTube cover video

Propozycja jest również poparta wynikiem konsultacji publicznych. Zgodnie z nimi 73 proc. respondentów opowiedziało się za przyspieszeniem transformacji energetycznej, zarówno wśród osób prywatnych (80 proc.) jak i organizacji (64 proc.). Warto jednak zaznaczyć, że aż 26 proc. odpowiedzi pochodziło z Niemiec, a 14,2 proc. z Belgii. Respondenci z wszystkich pozostałych krajów członkowskich stanowili mniej niż 8 proc. całości głosów (Polska uplasowała się na 15. miejscu z wynikiem 1,54 proc.). Wynik zaniżały również małe i średnie oraz duże przedsiębiorstwa.

Nie zapominajmy, że dzisiejsza propozycja jest zaledwie początkiem unijnej drogi legislacyjnej. W połowie lipca wniosek zostanie formalnie omówiony przez ministrów środowiska na Radzie Unii Europejskiej, przed możliwym głosowaniem 18 września i przesłaniem tekstu do Parlamentu Europejskiego. “Decydujemy się na szybkie działania, ponieważ chcielibyśmy wyznaczyć nasz cel na 2040 r. jeszcze przed listopadową konferencją klimatyczną ONZ COP30 w Brazylii. Moim zdaniem nasze działanie popiera większość krajów członkowskich” - zaznaczał unijny Komisarz ds. klimatu Wopke Hoekstra podczas konferencji prasowej. W odpowiedzi na francuskie zastrzeżenia, we wrześniu odbędą się dodatkowe konsultacje projektu na poziomie unijnym.

Reklama

Ostateczny kształt ustawy może różnić się od początkowych założeń. Niemniej jednak Komisja daje jasny sygnał dotyczący kierunku politycznych ustaleń - kierunku, który niekoniecznie jest równomiernie popierany przez wszystkie państwa członkowskie UE.

Konkurencyjność, pragmatyzm i Chiny

Zdaniem Komisji, zmniejszenie emisji o 90 proc. ma zwiększyć konkurencyjność europejskich przedsiębiorstw i zapewnić przewidywalność dla inwestorów. Jednak to właśnie obawy o te kwestie są coraz głośniej podnoszone jako argumenty mające spowolnić zachodzącą zieloną transformację.

“Scenariusz ograniczenia emisji gazów cieplarnianych o 55 procent na 2030 rok jest dla Polski trudny. Można się domyślać, że cele również na 2040 rok będą dla Polski nieosiągalne” - wskazywała ministra klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska na początku marca ubiegłego roku. Z kolei w listopadzie 2024 r. premier Donald Tusk stwierdził, że niektóre założenia dotyczące emisji CO2 “rozbrajają europejską gospodarkę”. “Jak my możemy w ogóle gadać o konkurencyjności europejskiej, w tym polskiej gospodarki, jeśli będziemy mieli najdroższą energię w świecie, że to jest po prostu nierealizowalne” - dodał po szczycie w Budapeszcie.

O ile głosy przeciwne Zielonemu Ładowi pojawiały się regularnie za rządów PiS, o tyle ponowna ewaluacja części zamierzeń zielonej transformacji przez członków Koalicji Obywatelskiej jest pewną nowością. Podobna narracja zaczyna pojawiać się również w innych krajach Europy. Przykładem może być Francja. 26 czerwca na szczycie europejskim w Brukseli prezydent Emmanuel Macron poruszył kwestię celu na 2040 r. - chociaż nie było go w oficjalnym programie obrad. “Powinno to umożliwić dyskusję na temat warunków, które pozwolą zachować naszą konkurencyjność i zrealizować cel neutralności emisyjnej do 2050 r. (…) utrzymujemy cel [na 2050 r.] ale jesteśmy pragmatyczni, jeśli chodzi o ścieżki działania” - zaznaczał cytowany przez Le Monde Macron. Nie jest tajemnicą, że prezydentowi zależy na uznaniu przez KE energetyki jądrowej za bezemisyjne źródło energii, na równi z wiatrem i słońcem.

Reklama

Głosy krytyki dochodzą również ze strony Czech, które chcą bronić konkurencyjności swojego przemysłu ciężkiego. Minister środowiska Petr Hladík, cytowany przez Ekonomický deník, zaznaczał, że od dawna domaga się od KE przeprowadzenia analiz wpływu dla poszczególnych sektorów gospodarki, takich jak przemysł chemiczny, szklarski czy stalowy. “Nie ustalajmy nowych celów [klimatycznych - przyp.red. Energetyka24] politycznie, ale na podstawie danych i analiz” - podkreślał Hladík. Praga ma również nadzieję na opóźnienie uruchomienia ETS 2 w kontekście paliw transportowych i ciepłownictwa.

Z kolei włoski rząd domaga się obniżenia celu do 80-85 proc., a premierka Giorgia Meloni zaznacza, że zielona transformacja była realizowana “kosztem poświęcenia całych sektorów produkcji i przemysłu”. Odnosząc się do elektromobilności i zakazu sprzedaży aut spalinowych po 2035 r. Meloni mówiła, że redukcja zanieczyszczeń powinna “bronić i promować europejską produkcję”, zabezpieczając miejsca pracy. Coraz więcej polityków europejskich i przedstawicieli przemysłu wskazuje na przewagi konkurencyjne w zakresie zielonych technologii, wypracowane przez Chiny - w zakresie łańcucha dostaw metali ziem rzadkich czy paneli fotowoltaicznych.

Podziały w Unii stają się coraz bardziej widoczne. Z pewnością Danii będzie zależało na utrzymaniu ambitnej polityki klimatycznej i nie pozwoli, aby to w trakcie jej prezydencji w Radzie UE obniżono cele redukcji emisji. Silne poparcie dla propozycji KE widać również w Hiszpanii, czego najlepszym wyrazem jest twarde stanowisko wiceprzewodniczącej Komisji Teresy Ribery. W styczniu 2024 r. Ribera wezwała KE do wyznaczenia ambitnego celu klimatycznego na 2040 r., zaznaczając jednocześnie, że zielona transformacja musi pozostać “ekonomicznie opłacalna”. Wówczas pod odezwą podpisali się reprezentanci Bułgarii, Danii, Portugalii, Austrii, Niemiec, Finlandii, Francji, Irlandii, Luksemburga i Holandii. Berlin również optuje za utrzymaniem pułapu 90 proc., twierdząc, że jest to absolutne minimum.

Naukowcy: nie mamy czasu na wahanie

Oliwy do ognia dyskusji dodała ocena Unijnej Rady Doradczej ds. Nauki o Klimacie, która zaleca utrzymanie celu redukcji emisji o 90-95 proc. do 2040 r. Zdaniem cytowanej prof. Jette Bredahl Jacobsen, wiceprzewodniczącej Rady, jest to nie tylko osiągalne, ale leży w strategicznym interesie UE. “Zmiany klimatu nie są odosobnionym kryzysem - wzmacniają inne” - mówił prof. Ottmar Edenhofer, przewodniczący Rady Doradczej.

Głos naukowców o dziwo nie zginął w publicznej dyskusji i został ponownie wyeksponowany na początku czerwca bieżącego roku, kiedy Rada Doradcza silnie skrytykowała propozycję wykorzystania międzynarodowych kredytów węglowych w celu zastąpienia europejskich emisji. Pomysł został przedstawiony przez Komisarza ds. klimatu Wopke Hoekstra na koniec maja i ma wprowadzić elastyczność dla państw członkowskich odnośnie sposobu osiągnięcia 90 proc. redukcji. Rozwiązaniem ma być pozwolenie krajom UE na płacenie za projekty obniżenia emisji za granicą. W efekcie zielone inwestycje unijne w innym państwie byłyby zaliczane na poczet zmniejszenia emisji w UE, a nie kraju, gdzie np. wybudowano elektrownię słoneczną.

Reklama

Podczas dzisiejszej konferencji KE utrzymała swoje stanowisko, w wypowiedziach argumentując wprowadzenie kredytów węglowych koniecznością wsparcia unijnej konkurencyjności przemysłu oraz innowacyjności. Jak zaznaczał Bernd Weber, dyrektor generalny Rady ds. Polityki Energetycznej i Klimatycznej oraz Innowacji (EPICO), odpowiednio certyfikowane projekty międzynarodowe “mogą poszerzyć drogę do redukcji CO2”. Jak podkreślał, jedynie “solidne, przejrzyste systemy budują zaufanie”. Jednocześnie, kwestia międzynarodowych kredytów budzi sceptycyzm analityków ds. klimatu, m.in. Martina Birka Rasmussena z CONCITO. Zdaniem eksperta, propozycja może wywołać nowe problemy “polityczne, środowiskowe i gospodarcze”.

Wylewanie dziecka z kąpielą?

Podczas przemówienia w Parlamencie Europejskim premier Tusk ostrzegł, że wysokie ceny energii mogą doprowadzić do “upadku wielu demokratycznych rządów”. “Nie możemy sobie pozwolić na brak konkurencyjności” - dodawał, wskazując na konieczność ochrony klimatu, przy jednoczesnym zadbaniu o bezpieczeństwo finansowe obywateli. Opinię tę wydaje się podzielać coraz więcej europejskich rządów, które obawiają się wykorzystania niezadowolenia społecznego przez prawicowych populistów pokroju AfD.

Bez wątpienia podczas konferencji prasowej zarówno komisarz Hoekstra, jak i Ribera silnie podkreślali kwestie utrzymania (a raczej odzyskania) europejskiej konkurencyjności oraz innowacyjności w zakresie zielonych technologii, starając się odnieść do obaw przedstawianych przez kraje członkowskie. Podkreślano konieczność pragmatycznego podejścia, mającego wesprzeć europejski przemysł, przy jednoczesnym utrzymaniu wysokiego tempa zielonej transformacji. “Chcemy być pragmatyczni i pokorni, ale jednocześnie zdecydowani w swoim przekonaniu, że to [redukcja emisji o 90 proc. - przyp. red. Energetyka24] jest właściwą drogą ku lepszemu przemysłowi i społeczeństwu” - mówiła Komisarz Teresa Ribera.

Czytaj też

Komisja Europejska słyszy głosy obaw wypowiadane przez poszczególne państwa członkowskie. Decydenci w Brukseli nie pozostają ślepi na sytuację europejskiego przemysłu. Jednak zdaniem Ribery i Hoekstra, UE powinna utrzymać “zielone przewodnictwo” w zakresie celów klimatycznych. “Wartość jednolitego rynku UE wynosi 17 bilionów dolarów i obejmuje 450 milionów obywateli. Oznacza to, że wszelkie decyzje dotyczące klimatu mają globalny wpływ” - podkreśla Anne-Sophie Cerisola ze Strategic Perspectives. Wygląda na to, że zaproponowany przez KE wniosek czeka wiele negocjacji na forum Rady UE i Parlamentu Europejskiego.

Reklama
Reklama

Komentarze

    Reklama