Elektroenergetyka
Świrski: blackout na Krymie może sprowokować wojnę
Krym zawsze był zależny od dostaw energii z kontynentu (w Związku Radzieckim, Ukrainie i teraz po rosyjskiej aneksji), ponieważ nigdy nie osiągnął własnej niezależności energetycznej. Kolejne awarie na liniach zasilających mogłyby sprowokować powrót do koncepcji wywalczania lądowego połączenia Rosja – Krym (przez Mariopol i przesmyk Perykop). To oznacza oczywiście wojnę, na początek lokalną z całymi konsekwencjami globalnymi i międzynarodowymi - pisze prof. Konrad Świrski na swoim blogu.
Problem był widoczny już dawniej i największą próbą wprowadzenia tam własnych elektrowni była (radziecka) próba zbudowania Krymskiej Elektrowni Jądrowej. W projekcie miało to być z nadmiarem, ponieważ planowano nawet 4 bloki WWER-1000, każdy po 1000 MW mocy elektrycznej. Rozpoczęto budowę i kiedy w 1986 roku blok nr 1 był skończony w 80%, a prace na bloku nr 2 były w pierwszej fazie wydarzyła się katastrofa w Czarnobylu. Zaczęto badać wtedy dokładniej projekty okazało się, że lokalizacje elektrowni wybrano wybitnie niefortunnie, w miejscu aktywnym sejsmicznie, co w powiązaniu z ogólnym rozpadem ZSRR doprowadziło do definitywnego zatrzymania inwestycji w 1989 r. Od tego czasu Krymska Elektrownia Jądrowa pozostaje jednym z lepszych światowych pomników architektury industrialnej i jest wykorzystywana głównie jako sceneria corocznych, słynnych w czasach ukraińskiego Krymu, koncertów muzyki elektronicznej. Budowa jako efekt uboczny przyniosła także powstanie kurortu Szołkinie – to okoliczna wioska zbudowana od zera na potrzeby robotników i inżynierów, tak jak to w niepojętej dla nas ukraińsko/rosyjskiej duszy – jak już tam ludzie zaczęli budować to i zostali w dużej mierze.
Ponieważ nie udało się zbudować atomowej niezależności energetycznej Krymu to sytuacja jest problematyczna i dziś. Zapotrzebowanie na energie elektryczną (w szczycie) waha się na Krymie od 900 do 1100 MW (dla przypomnienia w Polsce max to 25 000). Zwykle około 60-80% dostaw pochodzi z obecnej zagranicy czyli Ukrainy i moc chwilowa importu to 500-900 MW. Krym ma kilka własnych źródeł energii, a zależność od ukraińskich dostaw jest oczywistym problemem geopolitycznym, więc rosyjskie władze usilnie próbują zbudować linie obrony i działają w kierunku uniezależnienia energetycznego. Krym ma więc dziś 4 elektrownie gazowe – łącznie 140 MW, ale planowana i w toku jest ich rozbudowa, m.in. Sewastopolskiej elektrociepłowni z dzisiejszych 33 do prawie 200, a może i 400 – pierwszy etap ma być ukończony w 2017 roku. Modernizowana jest też elektrociepłownia w Symferopolu – tam gdzie dziś jest ok 60 MW ma być docelowo 230 MW, dodatkowo ma być wprowadzony też nowy blok gazowo-parowy. Na szybko instaluje się jednostki szczytowe i awaryjne – Krym ma już prawie 290 MW w tzw. mobilnych turbinach gazowych (22 jednostki po 22,5 MW), ale one nie mogą działać w trybie ciągłym. To rodzaj kontenerowych, przenośnych turbin gazowych z generatorami, które zostały umieszczone w pobliżu najważniejszych miast. Ostatnią linią obrony są małe generatory awaryjne (diesla), sprowadzane w dużych ilościach do zasilania hoteli, zakładów, a nawet domów. Obraz uzupełnia energetyka odnawialna, rozwijana już podczas czasów ukraińskich- około 80 MW jest w elektrowniach wiatrowych na dziś i prawie 230 MW (!) w słonecznych. Poniżej zestawienie na dziś i na niedaleką przyszłość, to że niektóre wartości w kolumnach (produkcja i zapotrzebowanie) nie sumują się ze sobą wynika z energetycznego profilu dobowego (zmienność zapotrzebowania) jak i sposobów wytwarzania energii (np. nieprzewidywalność energetyki odnawialnej).
Jak widać, pomimo desperackich prób – nadal trzeba dostarczać energię z zewnątrz. Dziś dzieje się to 4 liniami z Ukrainy – właśnie przez przesmyk perykopski i półwysep Czongar. Ponieważ jest to Ukraina, Rosjanie w szybkim tempie próbują przestawić zasilanie na własne dostawy ze strony wschodniej, ale muszą w tym celu pokonać przesmyk Kerczeński. Planowana i budowana już linia (500/220 kV) ma być wstępnie ukończona w 2016 r. (300 MW mocy chwilowej z max obciążeniem 400), a finalnie w 2017 r. (850 MW). Notabene Krym nie ucieknie od energii jądrowej – to przyszłe zasilanie ma pochodzić z elektrowni atomowej w Rostowie (Rosja), a dziś jest to głównie energia z elektrowni jądrowej w Zaporożu (Ukraina). Zasilanie energią elektryczną to jedno, a przyszłe zasilanie nowych krymskich elektrowni w paliwo (gaz) to drugie. Znowu trzeba ciągnąc gazociąg (albo przez Ukrainę albo przez Kercz), są co prawda małe krymskie pola gazowe, ale cała infrastruktura przesyłowa to duże wydatki i przede wszystkim czas. Notabene Krym byłby pewnie świetnym miejscem na planowane i projektowane przez Rosjan energetyczne, pływające reaktory jądrowe na statkach (rodzaj statków – elektrowni), ale te znowu są na razie ciągle na deskach kreślarskich, a nie w budowie w dokach.
Tak naprawdę jak widać trwa więc wymuszony energetyczny wyścig i rodzaj energetycznej wojny, ale i wymuszonej współpracy na linii Ukraina – Rosja. Pomimo aneksu Krymu, Ukraina dostarcza tam cały czas energię elektryczną- jednej strony bo biznes jest biznes i Rosjanie za to płacą, ale też i z uwagi na skomplikowaną układankę energetyczną. Cały system Ukrainy (poza małym tzw. obwodem bursztyńskim) jest bowiem zsynchronizowany z energetycznym systemem Rosji, bezpieczeństwo zasilania na Ukrainie zależy więc od integracji z rosyjskimi sieciami, a odcinanie jednych połączeń może spowodować natychmiast symetryczne retorsje i w efekcie problemy energetyczne w innym regionie Ukrainy. Dodatkowym jokerem w rosyjskich kartach jest oczywiście gaz, a długotrwały brak dostaw ukraińskiej energii na Krym może być odebrane za casus beli i wobec tego już tylko krok od odcięcia rosyjskich dostaw gazu (na co Ukraina może odpowiedzieć jeszcze odcięciem dostaw wody na Krym), a Rosja finalnie odcięciem Ukrainy od systemu synchronizacji sieci.
To co stało się wczoraj to więc pierwsza poważna burza na horyzoncie. Nie wiemy dokładnie jeszcze kto (Tatarzy, Prawy Sektor, ktoś inny czy oni wszyscy) wysadzili słupy linii wysokiego napięcia łączące Ukrainę z Krymem. Jest tych linii 4 (idą przez Perykop i półwysep Czongar i mają napięcie 300 lub 220 kV). Nie ma dokładnej informacji czy wysadzono wszystkie 4 czy też cześć z nich, na pewno krytyczne są dwie Мелитополь — Джанкой i Каховка — Титан, przez które idzie podstawowa dostawa (największa przepustowość). Ponieważ problem był nagły, padło zasilanie i nie dano rady uruchomić jednostek awaryjnych i szczytowych- Krym dotknął blackout (niekontrolowane braki zasilania na dużych obszarach – mówi się o 1,8 mln ludzi i jakieś 80% terytorium) Patrząc na zdjęcia wysadzonych słupów można spodziewać się, że awaria (technicznie) może być usunięta w kilka dni, jest to więc problem duży, lecz nie ekstremalny, nie wiadomo jednak czy sytuacja się nie powtórzy. Informacje rosyjskie pokazują, że uruchamiane są wszystkie źródła awaryjne (ten scenariusz był więc rozważany i trenowany) i częściowo zasilanie jest przywracane, powoli w niektórych obszarach sytuacja będzie opanowana tylko wprowadzone zostaną bardzo silne ograniczenia zużycia energii. Na dziś optymistyczny scenariusz jest taki, że elektryczność powoli powraca, a koło wtorku/środy będzie jak dawniej.
Co dalej? Nie wiadomo , ale scenariusze nie są optymistyczne (jak nic dzisiaj). Technicznie energia wróci, a Rosjanie dostarczą jeszcze więcej agregatów awaryjnych i jeszcze bardziej przyspieszą budowę zarówno nowych elektrowni jak i kluczowego połączenia przez Kercz (ale tu nie da się szybciej niż do sierpnia 2016). Należy mieć nadzieje, że wszystko rozejdzie się po kościach, gdyż nowe pomysły stron zainteresowanych zaognieniem konfliktu byłyby bardzo brzemienne w skutkach. Kolejne awarie na liniach zasilających z Ukrainy mogłyby sprowokować powrót do koncepcji wywalczania lądowego połączenia Rosja – Krym (przez Mariopol i przesmyk Perykop). To oznacza oczywiście wojnę, na początek lokalną z całymi konsekwencjami globalnymi i międzynarodowymi. Ale nawet i lądowe połączenie na dziś nie zapewni dostaw energii, ponieważ nie ma tam linii przesyłowej, znowu trzeba zbudować linię co jest czasochłonne i może potrwać minimum 2 lata choć jest to mimo wszystko łatwiejsza droga niż przez Kercz. Raczej więc intensyfikacja walk energetyczno-ekonomicznych – presja polityczna, presja na ceny i dostawy gazu i dyplomatyczne zabiegi powiązane z próbami powrotu Rosji na salony dyplomatyczne poprzez okrężne ataki na Państwo Islamskie w Syrii. Jeśli już mowa o geopolitycznym zwrocie Rosji w kierunku ofensywy na Ukrainę to należy się go spodziewać raczej w 2016 i 2017, kiedy elektrownie i linie przesyłowe będą już zbudowane. Przykre, ale i znaczące, że dziś więcej o ruchach wojsk można wyczytać nie z wyników prac analityków i wypowiedzi polityków a z budowy linii energetycznych.
Zobacz także: CEEP: Reżim klimatyczny powinien mieć charakter globalny
Zobacz także: Krymski blackout i jego konsekwencje [blog]