W niedzielę (18 stycznia) izraelski helikopter wystrzelił rakietę w kierunku oddziału Hezbollahu operującego w rejonie Quneitry (syryjskiej części Wzgórz Golan) zabijając 5 osób, w tym Dżihada Mughniję (syna jednego z liderów Hezbollahu, zabitego kilka lat temu przez Mossad) oraz Abu Ali Tabtabaia (wysokiego dowódcę irańskiego Pasdaranu tj. „drugiej” armii Iranu, podporządkowanej nie rządowi lecz bezpośrednio Najwyższemu Przywódcy). Według niektórych izraelskich mediów Mughnija miał planować akcję przeciwko Izraelowi, jednak wydaje się to być mało prawdopodobne.
Prowokacja islamskich radykałów: wciągnąć Hezbollach w wojnę z Izraelem i dokonać inwazji na Liban
Dla Hezbollahu konflikt z Izraelem jest obecnie bardzo nie na rękę, gdyż ograniczy jego możliwości operacyjne w Syrii, a ponadto osłabi szanse na powstrzymania ewentualnej inwazji sunnickich dżihadystów (czy to spod znaku Nusry czy też Państwa Islamskiego) na terytorium Libanu. Warto w tym kontekście przypomnieć, iż w zeszłym roku doszło już parokrotnie do uruchomienia przez dżihadystów ich uśpionych komórek w Libanie. Również i w tym roku, 10 stycznia, sunniccy terroryści zaatakowali alawicką dzielnicę Trypolisu. Zamach został potępiony przez przywódców wszystkich grup wyznaniowych Libanu co powstrzymało odwet i wybuch krwawych walk.
Kilka miesięcy temu, niektórzy analitycy wskazywali natomiast na to, iż możliwa jest prowokacja dżihadystów, którzy z syryjskiej części Wzgórz Golan zaatakowaliby Izrael (anonimowo) i w ten sposób sprowokowali Izrael do symetrycznej odpowiedzi wymierzonej w Hezbollah. Zaangażowanie Hezbollahu w walkę z Izraelem pozwoliłoby tymczasem siłom Państwa Islamskiego i/lub Nusry (wbrew pozorom na tym obszarze sojusz Nusry i IS jest możliwy) ponowny atak na Liban i próbę opanowania części jego terytorium. Zwłaszcza dla Państwa Islamskiego byłoby to niezwykle ważne, bo po ostatnich porażkach w Syrii i Iraku organizacja potrzebuje jakiegoś sukcesu by podnieść morale swoich ludzi. Dlatego wzmocniła swoje siły na granicy syryjsko-libańskiej w rejonie Qalamoun, niedaleko Arsalu, który dżihadyści próbowali opanować w zeszłym roku, ale zostali odparci przez Hezbollah. IS podporządkowało już sobie w tym rejonie prawie wszystkie inne ugrupowania rebelianckie i próbuje namówić lokalny oddział Nusry do pójścia w ich ślady.
Hezbollah zdaje sobie sprawę z tego i dlatego otwarcie w obecnej chwili frontu walki z tak silnym przeciwnikiem jak Izrael byłoby dla niego bardzo niekorzystne. W dodatku wciągnięcie Libanu w wojnę z Izraelem, w sytuacji tak głębokiego kryzysu politycznego oraz groźby wojny domowej i ataku dżihadystów z Syrii, nie przysporzyłoby popularności Hezbollahowi w momencie gdy stara się on odgrywać rolę propaństwową, siły wspierającej armię i broniącej nie tylko szyitów, ale też chrześcijan.
Izraelski układ z Nusrą?
Z jakiego powodu Izrael dokonał ataku na działaczy Hezbollahu? Niektóre media izraelskie sugerują, że chodzi o podciągnięcie notowań Likudu przed nadchodzącymi wyborami. Według sondaży lewicowy blok może je wygrać. To jednak nie musi być jedyne wyjaśnienie. Iran oraz Assad od dawna twierdzą, że Nusra, Państwo Islamskie i inni rebelianci w Syrii (których Iran i reżim syryjski wrzuca do jednego worka pod nazwą takfir, czyli upraszczając – dzihadystycznych terrorystów) to efekt „syjonistyczno-wahabickiego” spisku Izraela i Arabii Saudyjskiej. Oczywiście to propaganda, jednakże ostatnio również ze strony części rebeliantów, jak również niezależnych obserwatorów, pojawiły się głosy, iż Izrael wspiera Nusrę w rejonie Wzgórz Golan. Nawet jeśli te twierdzenia są naciągane, to w tym rejonie nie dochodziło do ataków Nusry na Izrael i Izraela na Nusrę, natomiast wielokrotnie Izrael dokonał ataku na pozycje Hezbollahu i sił Assada, które były korzystne dla Nusry.
Izrael kieruje się tu swoją logiką, iż największym jego wrogiem jest Iran et consortes. Ponadto wzmocnienie pozycji Nusry czy Państwa Islamskiego na terenie Syrii czy Libanu nie będzie bardzo niebezpieczne dla Izraela bo po pierwsze będą one długo zaangażowane w wojnę z szyitami, a po drugie nawet gdyby planowały atak na Izrael to zmasowany atak izraelski na siły Nusry czy IS nie napotkałby takich komplikacji międzynarodowych jak otwarty atak na Syrię czy Iran. Zwłaszcza w sytuacji gdy główny sojusznik Izraela czyli USA prowadzą negocjacje z Iranem.
Rosyjski plan pokojowy dla Syrii? A może naftowe rokowania z Arabią Saudyjską?
W ostatni weekend pojawiła się jednak jeszcze jedna zastanawiająca informacja. Podobno władze Iranu zaproponowały Assadowi, iż przyjmą jego rodzinę na „tymczasowe wakacje”. Te doniesienia można powiązać z kwestią rosyjskiego „planu pokojowego”. Rosja zaprosiła bowiem do Moskwy (na 26 stycznia) przedstawicieli władz syryjskich oraz części opozycji. Kreml chciałby w ten sposób ugrać dwie sprawy. Sukces dyplomatyczny byłby dla niego odskocznią od międzynarodowej izolacji i dałby argument wszystkim tym, którzy chcieliby rozluźnienia sankcji i normalizacji stosunków.
Ważniejsze jest jednak to, że te negocjacje zapewne nie są tak naprawdę pertraktacjami między syryjskimi władzami a opozycją, lecz między Rosją a Arabią Saudyjską. Dla Moskwy rezygnacja Assada za cenę zmiany polityki saudyjskiej w kwestii ceny ropy naftowej byłaby dobrym dealem. Nowe władze Syrii, w takiej sytuacji nie prowadziłyby zresztą polityki wrogiej wobec Rosji. Problem Kremla polega jednak na tym, że wszystko wskazuje na to, iż moskiewskie rozmowy zakończą się fiaskiem bo Assad nie planuje "pójść na kompromis". Chyba, że jego sytuacja militarna uległaby drastycznemu pogorszeniu, ale to bardziej zależy od Iranu.
Wewnętrzne sprzeczności wpływają na politykę zagraniczną Iranu wobec Syrii
Wiele sygnałów płynących z Teheranu sugeruje, że obóz Rouhaniego i Rafsandżaniego chce zakończyć szyicko-sunnickie spory. Problem w tym, że twardogłowi, zwłaszcza liderzy Pasdaranu mają zupełnie inne zdanie w tej kwestii, a to wsparcie tej organizacji ma kluczowe znaczenie dla Assada.
Jeśli Hezbollah zdecyduje się obecnie na wojnę z Izraelem to będzie to teoretycznie niekorzystne dla Iranu (w tym dla Pasdaranu), gdyż Iran pozbawiony zostanie w ten sposób wsparcia ze strony swojego sojusznika na wypadek ataku Izraela. Nie można jednak wykluczyć, iż twardogłowi grają va bank i właśnie o to im chodzi. Chcą doprowadzić jak najszybciej do wojny z Izraelem i storpedować negocjacje prowadzone przez rząd z USA. Twardogłowi coraz bardziej boją się bowiem przyszłorocznych wyborów parlamentarnych i do Zgromadzenia Ekspertów. To drugie ciało wybiera bowiem Najwyższego Przywódcę gdy ten umrze.
Asad chce pozbyć się Kurdów
By cały ten obraz jeszcze bardziej zagmatwać warto wspomnieć o ataku sił reżimowych na oddziały kurdyjskie YPG w Hasace, jaki miął miejsce w sobotę (17 stycznia). Atak został odparty przez kurdyjskie YPG które podejrzewają, iż reżim chciał w ten sposób wprowadzić Państwo Islamskie do Hasaki. To z kolei ma prawdopodobnie związek z rosnącym wsparciem międzynarodowym dla Kurdów, co staje się groźne dla Assada. Syryjski dyktator chce w pierwszej kolejności pozbyć się tych przeciwników, którzy mają wsparcie międzynarodowe, by potem mieć już wolną rękę w zakresie ich likwidacji.
Najbliższe dni pokażą czy z negocjacji moskiewskich cokolwiek wyjdzie. Pozytywny ich rezultat, obecnie mało prawdopodobny, nie byłby korzystny z punktu widzenia interesów Polski, wzmocniłby bowiem międzynarodową pozycję Rosji. Natomiast od decyzji szejka Nasrallaha (lider Hezbollahu) zależy obecnie czy teatr wojenny w najbliższych tygodniach przeniesie się na Liban.
Prawnik, analityk ds. międzynarodowych, absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego. Autor wielu artykułów dotyczących Afryki, Bliskiego Wschodu i Azji Centralnej m.in. publikacji „Międzynarodowa jurysdykcja karna – szansą dla Afryki?”. W 2010 roku prowadził wykłady na Universite Panafricaine de la Paix w Uvirze, prowincja Kivu Sud w Demokratycznej Republice Kongo.