W chwili obecnej na terenie obwodu kaliningradzkiego funkcjonuje elektrociepłownia Kaliningrad CHP-2 należąca do spółki Inter Rao. Składa się ona z dwóch bloków gazowych o łącznej mocy 875 MW. Zapewnia ona 98,5% energii dla eksklawy (część jest eksportowana na Litwę) w związku z tym jak informują rosyjskie władze: „potrzebne są nowe moce, które zapewniłyby stabilność energetyczną w przypadku jej awarii (co miało miejsce np. w 2011 i 2013 r.) i remontów (ostatni w 2014 r.)”
Powyższa narracja nie wynika jednak z potrzeb energetycznych eksklawy, ale konfrontacyjnej polityki państwa rosyjskiego. Kraje byłego ZSRS, w tym państwa bałtyckie, posiadają odmienne parametry sieci elektroenergetycznej aniżeli podmioty należące do Unii Europejskiej. Litwa, Łotwa i Estonia zamierza jednak zsynchronizować swój system z Zachodem, co jest zrozumiałe w kontekście postępującej integracji europejskiej. Doprowadzi to do izolacji obwodu kaliningradzkiego. Władze w Moskwie mogły odpowiedzieć na takie działania na dwa sposoby – zintegrować sieć swojej eksklawy z krajami sąsiednimi, lub przygotować ją do w pełni samodzielnego funkcjonowania. Z przyczyn politycznych wybrano drugą opcję.
Według oficjalnych komunikatów rosyjskich spółek w związku z zamrożeniem budowy Bałtyckiej Elektrowni Atomowej w obwodzie kaliningradzkim (inwestycja o charakterze eksportowym, planowano sprzedaż wyprodukowanej w niej energii do Polski, Niemiec i Litwy) planuje się na obszarze eksklawy oddanie do użytku nowych mocy wytwórczych rzędu 1006 MW. Chodzi o cztery elektrownie - trzy gazowe i jedną węglową (lokalizacje to Kaliningrad, Gusiew i Sowieck). Łączny koszt tych inwestycji to około 70 mld rubli (ponad miliard dolarów). Mają one być realizowane przez spółkę joint venture Inter Rao i Rosnieftiegazu. Drugi z wspomnianych podmiotów ma zapewnić większość finansowania.
Jak się okazuje to niejedyne koszty jakie będzie trzeba ponieść by sąsiadująca z Polską rosyjska eksklawa była samowystarczalna energetycznie. Równie istotna jest modernizacja istniejących sieci przesyłowych. Jak informuje OilRu.com w tym przypadku może chodzić o dodatkowe 12 mld rubli (184 mln $), a nie jak szacowano wcześniej 4 mld rubli.
Jak więc widać w sektorze elektroenergetycznym koszt „energetycznej militaryzacji” obwodu kaliningradzkiego to według szacunków rosyjskich (które mogą być zaniżone) prawie 1,2 mld $. Ponieważ chodzi głównie o bloki gazowe do tej kwoty należy dodać inwestycje w samowystarczalność gazową eksklawy takie jak zakup pływającej jednostki regazyfikującej (umowa Gazpromu z Hyundai Heavy Industries opiewa na 294,7 mln $) czy budowa podziemnych magazynów gazu (800 mln m3 przestrzeni magazynowej w Romanowie ma kosztować 12,9 mld rubli tj. około 200 mln $). W dużym zaokrągleniu mówimy więc łącznie o kwocie 1,7 mld $ (i to według oficjalnych, a więc wątpliwych danych), której w ogóle nie trzeba byłoby wydawać gdyby Rosja prowadziła racjonalną politykę wobec swoich sąsiadów.
Czy państwo rosyjskie i kontrolowane przez nie spółki w dobie spektakularnego kryzysu ekonomicznego będącego pochodną zachodnich sankcji i spadających cen ropy stać na takie wydatki? Warto mieć na uwadze to, że kondycja Gazpromu wydaje się dziś mocno nadwyrężona, firmy elektroenergetyczne ponoszą natomiast ciężar integracji Krymu z Rosją (budowa mostu energetycznego, dwóch elektrowni na półwyspie). Sam Rosnieftiegaz to natomiast w coraz większym stopniu „kasa zapomogowo-pożyczkowa” dla rodzimej branży energetycznej.
Zobacz także: Niezależność energetyczna Krymu: Gigantyczne inwestycje lub lądowe połączenie z Rosją
Zobacz także: Energetyczna militaryzacja Kaliningradu. Rosjanie przygotowują obwód do konfliktu z Zachodem