Reklama

Aktywność rosyjskiego potentata branży nuklearnej, spółki Rosatom, wzbiera w Polsce ponownie na sile. W okresie rządów gabinetu Donalda Tuska Rosjanie aktywnie lobbowali za budową mostu energetycznego pomiędzy Polską i obwodem kaliningradzkim. W samej eksklawie budowano natomiast siłownię jądrową, której moce przewyższały zapotrzebowanie lokalne i miały zostać przeznaczone na eksport. Pomysł był prosty – przesłać tani prąd do krajów bałtyckich, Polski i Niemiec. Warszawa i Wilno podeszły jednak sceptycznie do tych planów obawiając się, że będą one służyć budowie kolejnych środków energetycznego uzależnienia/szantażu, co wykorzysta Kreml. Było to roztropne podejście, które doprowadziło w 2013 r. do zamrożenia budowy elektrowni atomowej w obwodzie kaliningradzkim. Roztropne – ponieważ już rok później, w 2014 r., aneksja Krymu przez Federację Rosyjską pokazała, że kraj ten i powiązane z nim podmioty są nieprzewidywalne.

Dziś wątek kaliningradzki znów daje o sobie znać, a przy okazji menadżer Rosatomu w randze dyrektora sugeruje start koncernu w ewentualnym przetargu na budowę polskiej elektrowni atomowej (co w zasadzie jest zabawne bo obie koncepcje są wobec siebie konkurencyjne). W jakim celu to robi?

To co można dziś stwierdzić z całym przekonaniem to duża aktywizacja Rosjan, którzy w ostatnim czasie wystosowali do polskich dziennikarzy zaproszenia na wyjazd na targi Atomexpo 2016 w Moskwie.  Sam Dmitrij Suchanow odwiedził natomiast Forum Ekonomiczne w Krynicy. Do Energetyka24.com wpłynęła propozycja przeprowadzenia rozmowy z tym menadżerem podczas wspomnianego wydarzenia. Zrezygnowaliśmy z takiej możliwości ponieważ Rosatom chciał zachować pełną kontrolę nad przeprowadzanym wywiadem. Innymi słowy – Rosjanie rozpoczęli aktywny lobbing w Polsce i mają sprecyzowaną strategię komunikacyjną, którą –co sugerują rewelacje PAP- wcielają w życie.

Dlaczego rosyjski potentat akcentuje możliwości startu w przetargu dotyczącym budowy elektrowni atomowej w Polsce? Odpowiedź wydaje się prosta. Taki ruch może być niezwykle kłopotliwy dla polskich władz – w większości przetargów najważniejszym kryterium jest cena, a Rosjanie mogą posunąć się do działań balansujących na granicy dumpingu. Jeśli zbudują konsorcjum z którąś z polskich firm to będzie to niesamowicie niewygodne dla władz w Warszawie z przyczyn politycznych (z podobną sytuacją mieliśmy do czynienia w Czechach – chodzi o elektrownię w Temelinie). O tym, że mają takie możliwości niech świadczą sygnały o „zainteresowaniu polskich firm budową siłowni jądrowej w obwodzie kaliningradzkim”.

Interesujący jest także wątek energii z obwodu kaliningradzkiego poruszany przez Suchanowa przy okazji przetargu na polski atom. Polskie PSE ma zamiar w najbliższych latach oddać do użytku liniię Kozienice-Siedlce (2017 r.) i Kozienice-Ołtarzew (2019 r.). Pozwolą one na wyprowadzenie pełnej mocy z Elektrowni Kozienice przez węzeł warszawski w kierunku północno-wschodniej Polski bez względu na warunki sieciowe. Nie oznacza to jedynie zwiększenia niezawodności dostaw do stolicy, ale także przesył energii do obszarów gdzie jej brakuje (chodzi o północne Mazowsze i województwa: warmińsko-mazurskie i podlaskie). To bardzo ważne ponieważ w coraz większym stopniu napływał do nich od strony łącznika międzysystemowego z Litwą (tzw. LitPol Link) prąd z obwodu kaliningradzkiego. W dłuższej perspektywie mogłoby  to doprowadzić do wytworzenie kolejnego narzędzia nacisku energetycznego na Polskę.

Tymczasem konsorcjum realizujące budowę linii Kozienice-Ołtarzew sygnalizuje już 1,5 roku opóźnienia inwestycji. Jego częścią jest chorwacko-rosyjska spółka Dalekovod… 

Zobacz także: Energia od dyktatorów nie dla Polski. „Ostrołęka i Kozienice-Ołtarzew krytyczne dla Rosjan”

Reklama
Reklama

Komentarze