Zgodnie z deklaracjami przedstawiciela koncernu Rosatom, Aleksandra Łokszyna incydent mający miejsce w Ostrowcu na Białorusi podczas przenoszenia korpusu reaktora atomowego, nie doprowadził do powstania uszkodzeń.
Wcześniej białoruskie media poinformowały, że na budowie elektrowni atomowej w Ostrowcu doszło do wypadku związanego z montażem reaktora atomowego. Do incydentu miało dojść 10 lipca br. podczas montażu reaktora - ważące ok. 330 ton urządzenie zerwało się z rusztowania i z wysokości ok. 4 metrów spadło na betonowe podłoże.
Przedstawiciel Rosatomu potwierdził, że incydent miał miejsce. Podkreślił jednak, że jego znaczenie jest przeceniane. "Mniej więcej na wysokości 4 metrów (a długość korpusu wynosi 11) zepsuł się dźwig, dlatego korpus pozostawał zawieszony ponad pół godziny. W ciągu tego czasu kąt nachylenia ciągle się zwiększał, aż w końcu reaktor zawisł pionowo, dotykając ziemi” – poinformował Łokszyn.
„Nawet gdy korpus dotknął ziemi, dwie trzecie jego ciężaru trzymał dźwig. Dlatego użycie takich terminów jak „uderzenie w ziemię” czy „upadek” jest niedokładne, to myli ludzi, ponieważ prędkość ruchu korpusu nie przekraczała prędkości pieszego” – podkreślił przedstawiciel koncernu.
Doniesienia o nieprawidłowościach i problemach z powstającą konstrukcją budowlaną elektrowni w Ostrowcu pojawiają się dość regularnie od dłuższego czasu - dla przykładu, w kwietniu zawalił się budynek sterowni atomowej. W maju doszło nawet do wymiany not dyplomatycznych pomiędzy MSZ Białorusi oraz Litwy. Wcześniej Litwini skierowali skargę do Komisji Europejskiej zarzucając Mińskowi niedotrzymywanie postanowień konwencji z Espoo, dotyczących oceny oddziaływania na środowisko w ujęciu transgranicznym.
Zobacz także: Plan Morawieckiego: Hub Gazowy, Baltic Pipe i powrót łupków
Zobacz także: Plan Morawieckiego: Powstaną dwie siłownie jądrowe o mocy 6000 MW