Reklama

Miniony weekend przyniósł dwie ciekawe informacje, które odczytywane z osobna stanowią ciekawe materiały w kontekście polskiego bezpieczeństwa energetycznego, ale zestawione ze sobą przynoszą piorunujący efekt:

  1. W pierwszym przypadku chodzi o publikację Gazety Wyborczej, która powołując się na news Defence24.pl opisuje kolejne opóźnienia notowane przez projekt budowy polskiej elektrowni atomowej realizowany przez spółkę PGE EJ 1. Dziennik rozwija wątek następujących po sobie problemów nękających inwestycję informując, że jej wykonawca był gotowy zapłacić trzem gminom na Pomorzu za współpracę” pod warunkiem, że „nie będą zarzucały [mu] niekompetencji i krytykowały opóźnień”. Chodzi oczywiście o gminy wytypowane w kontekście potencjalnej lokalizacji przyszłej siłowni.
  2. Druga ciekawa informacja, która pojawiła się w polskiej prasie w miniony weekend to wypowiedź prezesa Energi Mirosław Bieliński dla Rzeczpospolitej, w której informuje on o tym, że rozbudowa Elektrowni Ostrołęka pozostanie zamrożona przynajmniej do czasu otwarcia polsko – litewskiego mostu energetycznego, który może przynieść nowe możliwości w zakresie eksportu energii na Litwę. Tymczasem omawiana inwestycja ma kluczowe znaczenie w kontekście zaspokojenia potrzeb olbrzymich połaci województw: podlaskiego i warmińsko – mazurskiego, a więc obszarów deficytowych w kontekście bilansu zaopatrzenia w energię elektryczną.

Jaki związek mają ze sobą informacje dotyczące kolejnych opóźnień polskiego programu atomowego i zamrożenia na następne lata rozbudowy Elektrowni Ostrołęka? Obie mogą oznaczać, że Polska będzie musiała zwiększyć import energii elektrycznej, której może w niedalekiej przyszłości zacząć brakować. I nie chodzi tu tylko o ogólnokrajowy deficyt, ale przede wszystkim obszary północno – wschodnie.

To wręcz wymarzona sytuacja dla rosyjskiego Rosatomu, który swego czasu obnosił się ze swoimi planami eksportu prądu z powstającej w obwodzie kaliningradzkim siłowni jądrowej do Polski i na Litwę. Jej budowę zawieszono co prawda dwa lata temu (z powodu braku zainteresowania Warszawy i Wilna) jednak w grudniu ubiegłego roku prezydent FR Władimir Putin podkreślił, że projekt jest kontynuowany. W nawiązaniu do tych słów główny wykonawca obiektu potwierdził, iż nadal prowadzi budowę obiektów infrastrukturalnych elektrowni a prace w pełnym zakresie można przywrócić w ciągu pół roku od wydania stosownej decyzji. W marcu br. poinformowano natomiast o rozpisaniu konkursu na promocję projektu w przestrzeni medialnej. To ciekawa informacja biorąc pod uwagę doniesienia sprzed 2 lat o planach przeprowadzenia kampanii medialnej Rosatomu w Polsce oraz ubiegłoroczne zaproszenia na eventy w Moskwie jakie ta firma wystosowywała do polskich dziennikarzy.

Warto zaznaczyć, że na terenie naszego kraju funkcjonuje spółka IRL Polska (należąca do rosyjskiej grupy Inter Rao), która zaopatrzona w stosowne pozwolenia zamierza handlować energią z obwodu kaliningradzkiego. Aktualna strategia w tym zakresie dotyczy sprowadzania prądu poprzez rosyjsko – litewskie połączenia elektroenergetyczne i dalej powstającym polsko – litewskim mostem energetycznym (LitPoLink). Plany te jednak szybko będzie można poszerzyć np. o budowę łącznika obwód kaliningradzki – województwo warmińsko – mazurskie jeśli deficyt energii w północno – wschodniej Polsce będzie dotkliwy, a rozbudowa nowych siłowni w regionie nie zostanie zrealizowana. Na marginesie warto zaznaczyć, że rosyjski przemysł atomowy, w tym spółka Rosatom, nie zostały objęte zachodnimi sankcjami wymierzonymi w Rosję w związku z jej atakiem na Ukrainę. 

Powyższy scenariusz może okazać się niezwykle niebezpieczny dla naszego kraju, starającego się uniezależniać od rosyjskich źródeł energii. Niestety jest on bardzo prawdopodobny w przypadku rugowania węgla z polskiego miksu energetycznego (w związku z koniecznością 30% redukcji emisji CO2 względem 1990 r. na co przystała premier Ewa Kopacz podczas niedawnego szczytu klimatycznego UE), fiaska budowy elektrowni atomowej i znacznego wzrostu udziału OZE w ogóle produkowanej nad Wisłą energii. W takim wypadku import energii z siłowni jądrowej w obwodzie kaliningradzkim może okazać się niezwykle atrakcyjny, tym bardziej że struktura mocy wytwórczych Niemiec i Szwecji a więc krajów, z których Polska importuje obecnie najwięcej energii nie gwarantuje pewności dostaw. Miks energetyczny Berlina jest już bowiem całkowicie zdominowany przez OZE, a w przypadku Sztokholmu stanowi około 30 % całokształtu. Niemieckie i szwedzkie moce eksportowe są więc zależne od warunków atmosferycznych (wietrzność, nasłonecznienie, poziom wód w rzekach napędzających hydroelektrownie) i polski przemysł będzie musiał brać to pod uwagę. 

Reklama
Reklama

Komentarze