Reklama

Wiadomości

Wyjątkowa sytuacja. W Chinach spadł import ropy, to sukces elektromobilności

Autor. Canva

Lubię sobie przypominać, że historia potężnego przemysłu naftowego, który od ponad stu lat napędza światową gospodarkę rozpoczęła się w Bóbrce na Podkarpaciu. Branża, która przez dekady była jednym z filarów międzynarodowych relacji handlowych dziś musi pogodzić się z myślą, że nadchodzą zmiany. I nawet jeśli udaje się nadal je opóźniać, poniekąd poprzez oszukiwanie społeczeństwa, to współczesny świat wyraźnie zmienia kierunek. Transformacyjny impuls może przyjść z kierunku, którego mało kto się spodziewał – z Chin. 

Zanim jednak przejdę do meritum sprawy, to korzystając z wilczego prawa pismaka pozwolę sobie wykorzystać okazję, aby krótko przypomnieć historię wspomnianej kilka linijek wyżej Bóbrki, bo historia to zaiste fascynująca. I generalnie mam wrażenie, że nie zajmuje w naszej zbiorowej świadomości tak ważnego miejsca, jak powinna – a szkoda, bo naprawdę zasługuje. Ale to niejedyna motywacja, jestem też przekonany, że rozpoczęcie rozważań na temat zmian zachodzących dziś w przemyśle naftowym od krótkiego przypomnienia, gdzie i jak powstał, pozwoli na umiejscowienie ich we właściwym, szerszym kontekście. To szczególnie przydatne dla osób, którym trudno wyobrazić sobie, że świat naprawdę się zmienia, a każde uzależnienie można powściągnąć. Zatem, nie przedłużając, zapraszam Państwa na krótką wycieczkę do powiatu krośnieńskiego, gminy Chorkówka i wsi Bóbrka. 

Jagiełło, Długosz i ropa

Jej wiek mógłby wprawić w zakłopotanie niejedno dumne miasto, albowiem początki to rok 1397, a więc XIV wiek, czas gdy Polską władał nie kto inny, jak sam Władysław II Jagiełło. O występowaniu na tamtejszych terenach „oleju skalnego” (jak wówczas i jeszcze wiele, wiele lat później zwano ropę) pisał nasz bodaj najsłynniejszy kronikarz - Jan Długosz. To miejsce o wyjątkowym znaczeniu dla historii przemysłu naftowego nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Kopalnia ropy powstała tam w roku 1854 dzięki inicjatywie Tytusa Trzecieskiego, Ignacego Łukasiewicza i Karola Klobassy-Zrenckiego, którzy wspólnie postanowili wykorzystać lokalne zasoby surowca, aby rozwinąć innowacyjny na tamte czasy przemysł. Łukasiewicz, pionier w dziedzinie destylacji ropy i wynalazca lampy naftowej, swoją wiedzą i wizją nadał miejscu status kolebki przemysłu naftowego. To z pewnością jeden z tych Polaków, których wymieniamy jednym tchem obok takich postaci choćby Janowie – Szczepanik i Czochralski (w moim przekonaniu mocny kandydat do miana GOAT).

YouTube cover video

Szyby „Janina” i „Franek” oraz inne zabytkowe urządzenia, które znaleźć można w Bóbrce są dziś świadectwem pionierskich czasów branży, kojarzonej dziś głównie z supernowoczesnymi rafineriami, imponującymi platformami wiertniczymi czy ogromnymi polami naftowymi. Miejsce to jest jednak nie tylko świadectwem przeszłości, ale także symbolem pokazującym do jak nieoczekiwanych rezultatów prowadzi odwaga i wizjonerstwo. Dziś potrzebujemy ich być może bardziej niż kiedykolwiek w najnowszej historii, bo oczywistym jest, że obecnego modelu funkcjonowania branży i gospodarki utrzymać się nie da. I bynajmniej nie oznacza to wezwania do tego, byśmy jutro przestali korzystać na przykład właśnie z ropy – tego typu kretynizmy zostawiam ludziom blokującym drogi lub oblewającym pomniki. Zachęcam jednak, by równocześnie nie udawać, że świat jest dziś taki sam jak w XIX. czy XX. wieku i można dalej wiercić czy fedrować bez ograniczeń.

Reklama

Ustaliliśmy już, że ropa naftowa jest jedną z sił, które od ponad stu lat napędzają rozwój światowej gospodarki – to fakt, nie opinia. Jej pozycja wydaje się dziś nadal bardzo mocna, choć zaczyna kruszeć pod słusznym naporem polityk środowiskowych czy klimatycznych. Nie oszukujmy się jednak – prawdziwe imperia (a nie ich marne atrapy jak ZSRS) rzadko upadają „z dnia na dzień”. Warto jednak uważnie obserwować rzeczywistość, żeby odczytywać wczesne (lub późne, w zależności od perpektywy), symptomy zmian. Kraje i branże, które dotychczas opierały swój rozwój na ropie, zaczynają coraz odważniej spoglądać w stronę alternatywnych źródeł energii. W samym sercu tej zmiany znajdują się Chiny, których decyzje, z pozoru dotyczące tylko krajowego rynku, mają potencjał oddziaływać na porządek globalny.

Smok nie zieje już ogniem

Nie jest szczególnie zaskakującym fakt, że Chiny (ze względu na rozmiar gospodarki i potencjał demograficzny) należą dziś do grona największych konsumentów ropy naftowej na świecie, zaraz obok Stanów Zjednoczonych oraz Indii (choć te znacznie odstają od dwóch pierwszych krajów). W przeciwieństwie jednak do aktualnego światowego hegemona są w większym stopniu uzależnione od jej importu – to aż 75% zużycia ogółem. W 2001 roku Państwo Środka sprowadzało „zaledwie” 1,2 mln b/d. W 2023 było to już 11,3 mln b/d, co oznacza, że mamy do czynienia z niebagatelnym wzrostem na poziomie 841% (!). Zwłaszcza, że obecna konsumpcja szacowane jest na nieco ponad 15 mln b/d.  Taki wzrost był oczywiście ściśle powiązany z dynamicznym rozwojem tamtejszej gospodarki, a zwłaszcza przemysłu (w tym szczególnie stalowego, energetycznego i chemicznego). Znaczącą rolę odegrały także wewnętrzne migracje, szczególnie procesy urbanizacyjne oraz wzrost liczby pojazdów (do ponad 440 mln w czerwcu 2024). 

Nie ulega wątpliwości, że ropa naftowa stała się jednym z głównych motorów chińskiej gospodarki i nie ma w tym nic zaskakującego. Dość wspomnieć, że przecież w trakcie tego dwudziestolecia Chiny stały się globalnym liderem np. w produkcji tworzyw sztucznych, tekstyliów i innych produktów petrochemicznych. Wygląda jednak na to, że na naszych oczach rozpoczyna się proces, który przez historyków opisywany będzie jako zmiana epok. Analitycy uważają, że już w przyszłym roku chiński import „czarnego złota” może osiągnąć swój szczytowy moment, by następnie systematycznie maleć. To straty, których długofalowo nie będzie w stanie skompensować wzrost w takich regionach jak Indie, Azja południo-wschodnia czy Afryka.

Reklama

Cytowani przez Reutersa analitycy wskazują, że głównych winowajców jest tutaj dwóch – pierwszy to spowolnienie gospodarcze, a drugi - elektryfikacja transportu. Tak, tak – ta sama elektromobilność, którą wielu nadwiślańskich ekspertów obśmiewa, jako rozwiązanie głupie/bezsensowne/sztuczne (proszę wybrać dowolnie pasujący epitet), ignorując przy tym zupełnie postęp technologiczny, jaki dokonał się w tej branży na przestrzeni ostatnich lat. Dla Pekinu symbolicznym momentem ubiegłego roku był lipiec, kiedy to sprzedaż elektryków i hybryd była wyższa niż tradycyjnych spalinówek. I nie był to jednorazowy „strzał”, ale raczej konsekwencja trendu, który odciska swoje piętno również na branży rafineryjnej. 

Nie jest tajemnicą, że apetyt chińskiego smoka na produkty ropopochodne od lat napędzał tamtejsze (a więc i światowe) zapotrzebowanie na „czarne złoto”. Wiele wskazuje jednak, że to już przeszłość. Reuters przywołuje w tym kontekście prognozy, których punktem wyjścia jest założenie, że pik w tym segmencie osiągnięto w 2023 roku, a w kolejnych należy oczekiwać spadków od 1,1% do nawet 3,2% rocznie. Nie bez znaczenia w tym kontekście pozostaje również fakt, że wyzwaniem jest nie tylko elektryfikacja - transport ciężki w Chinach masowo przestawiany jest na wykorzystywanie bardziej opłacalnego LNG (to już 1/3 sprzedawanych nowych ciężarówek). W czerwcu było ich 750 000, więc psychologiczna granica miliona jest już niedaleko.

W 2024 roku Chińczycy importowali łącznie 553,4 mln ton ropy, co stanowi odpowiednik ok. 11,04 mln b/d. To o 1,9% mniej niż w 2023 (11,28 mln b/d). Powiecie Państwo – niewielka różnica. I trudno z tym dyskutować, chyba, że weźmie się pod uwagę, iż to pierwsza taka sytuacja (nie licząc pandemii) od… dwóch dekad. I raczej trudno przejść nad tym faktem do porządku dziennego, bo kolejnym elementem wspierającym zmiany w chińskiej energetyce jest struktura inwestycji. Otóż wbrew temu co myślą różnej maści krajowi denialiści nie jest tak, że UE inwestuje w zielone technologie miliardy, a Chiny „po cichaczu” (jak mówi się u nas na południu) mają tę całą transformacje w poważaniu i stawiają na węgiel. W całkiem niedawnym raporcie MAE pt. „World Energy Investment 2024” przewidywano, że chińskie inwestycje w czystą energię wyniosą w 2024 roku blisko 680 mld dolarów, czyli znacznie więcej niż 370 w UE. To zasługa dynamicznego rozwoju takich podsektorów jak produkcja baterii litowo-jonowych, pojazdów elektrycznych oraz ogniw PV.

Trump a sprawa chińska

I w ten sposób historia Bóbrki – miejsca, które dało początek globalnemu przemysłowi naftowemu – splata się z tym, co dzieje się współcześnie. Symbol pionierskiego myślenia i odwagi, które otworzyły przed światem zupełnie nowe możliwości, staje się również przypomnieniem, że każda epoka przemysłowa ma swój kres. Dane za 2024 i prognozy na lata kolejne wskazują jednoznacznie, że wykuwa się nowa architektura rynków energetycznych i niemal pewnym jest, że nie są to zaledwie „przypadkowe” wahnięcia, ale zapowiedź poważniejszych zmian. Zobaczymy jak na ich tempo wpłynie prezydentura Donalda Trumpa i przestrzegałbym tutaj przed tanim, podszytym denializmem, triumfalizmem. Jego pierwsza kadencja pokazała, że żaden światowy przywódca nie jest tak jak on przywiązany do starej, PRL-owskiej „maksymy” mówiącej, że „zmienność decyzji świadczy o ciągłości dowodzenia”.

Reklama
Reklama
YouTube cover video

Komentarze

    Reklama
    Reklama