Wiadomości
Jak polski kierowca płaci za francuski strajk? [KOMENTARZ]
A już było tak pięknie… Powolne, ale konsekwentne spadki na stacjach i ceny benzyny zbliżające się do 6 złotych za litr. Niestety, cena litra „dziewięćdziesiątki piątki” znowu dobija do 7 zł, zaś diesla przekracza 8 zł. Co się stało?
Wbrew pozorom to nawet nie manewry OPEC, zmierzające do zmniejszenia wydobycia i wywindowania ceny surowca powyżej 100 dolarów za baryłkę dały taki skutek, lecz dobrze nam znane problemy strukturalne. To brak na rynku gotowego produktu i mocy rafineryjnych, mocny dolar i początek sezonu grzewczego spowodowały kolejne napięcie na rynku paliwa. A eskalacja ze strony Rosji, wysadzenie Nord Stream i bombardowanie ukraińskich miast tylko zwiększają niepokój na rynkach.
Cenowa huśtawka jeszcze przed nami
Weszliśmy w okres dużej zmienności cen ropy i paliw, spowodowanej niedostatecznymi rezerwami. Sytuacja na globalnych rynkach paliw jest nietypowa, bo po raz pierwszy od paru dekad popyt na paliwa (głównie na diesla) przewyższa dostępne moce rafineryjne. Z tego powodu ryzyko oraz obawy rynku, że paliw zabraknie, silniej wpływają na ceny w Europie i na świecie. Polska, rzecz jasna, nie ma praw stanowić tu wyjątku. Chociaż politycy lubią wszystko zrzucać na Putina, to tutaj nie ma wątpliwości: jest to ewidentny koszt wojny. Od początku rosyjskiej agresji poszczególne kraje europejskie radykalnie ograniczają dostawy ropy naftowej i oleju napędowego z tego kraju. Wprowadzane sankcje praktycznie go odetną. Do tego zapotrzebowanie na ropę i gotowe paliwa rośnie, co łącznie sprawiło, że cena na przykład oleju napędowego z uwzględnieniem kursu dolara od początku roku wzrosła dwukrotnie.
Czytaj też
Choć paliwo jest drogie, to i tak go globalnie brakuje, mimo że rafinerie pracują pełną parą. Szczególnie głęboki jest niedobór diesla, gdyż dodatkowy popyt na to paliwo generuje energetyka. Chodzi głównie o instalacje produkujące ciepło i prąd, które napędzane są olejem napędowym i opałowym i które łagodzą niedobory energii spowodowane brakiem gazu ziemnego w Europie. A pamiętajmy że diesel, paliwo lotnicze i olej opałowy powstają z tych samych frakcji ropy tzw. Średnich, których udaje się uzyskać max 50% – tak więc przeznaczanie ich na opał podnosi cenę diesla na stacjach.
Rosnące ceny paliw są też efektem decyzji państw OPEC, które postanowiły zredukować produkcję ropy, a jednak sytuacja na rynku ropy jest zupełnie inna, niż na rynkach paliw. Paliw brakuje, podczas gdy ropy jest nadmiar. Ograniczenie eksportu ropy przez OPEC ma zatem na celu podtrzymanie jej cen przed dalszym spadkiem. Trzeba się liczyć z istotnymi wahaniami cen aż do czasu odbudowania rezerw paliw. Te zaś (ostrożnie szacując) powinny rosnąć już od połowy przyszłego roku, w miarę pojawiania się na rynku nowych rafinerii, budowanych obecnie m.in. na Bliskim Wschodzie i w Afryce. Rafinerie te zaczną dostarczać paliwo na rynki globalne od połowy przyszłego roku.
Francuskie strajki windują ceny
Na nowe rafinerie poczekamy, za to media donoszą, że we Francji można zobaczyć sceny, jakich w Polsce nie widzieliśmy od stanu wojennego. Na stacjach kolejki i prawdziwa bitwa o paliwa. Otóż w rafineriach francuskich wybuchły strajki na tle płacowym, zaś wstrzymanie produkcji paliw pogłębiło ich deficyt w Europie i w skali globalnej. W efekcie doszło do problemów z dostępnością paliw na części francuskich stacji m.in. w związku ze strajkiem pracowników przemysłu rafineryjnego. To spowodowało, że Francja zmuszona była do większego importu gotowych paliw, co z kolei spowodowało gwałtowny wzrost cen paliw na rynkach hurtowych w UE. W ciągu niecałego tygodnia, między 4 a 10 października br. cena diesla wzrosła z 60 proc. do 73 proc., licząc czas od 24 lutego, czyli od ataku Rosji na Ukrainę. To m.in. tłumaczy ostatnie podwyżki cen paliw w Polsce.
Czytaj też
Jeśli chodzi o stacje paliw w Polsce to warto przypomnieć, że od piętnastu tygodni oferują one najtańsze paliwo w całej UE. Po raz kolejny mamy do czynienia z przypływem podnoszącym wszystkie łodzie – ceny rosną w każdym kraju proporcjonalnie, a kolejność na liście najdroższych i najtańszych realnie się nie zmienia. Na szczęście, jak podkreśla Orlen, koncern podejmuje działania, które zapewnią ciągłość dostaw paliw, zmniejszając w ten sposób ryzyko wzmożonych zakupów w obawie, że paliw zabraknie.
Oczywiście kolejne spekulacje, kiedy będzie taniej, są w tej sytuacji bez sensu: dynamiczna sytuacja militarna i ekonomiczna skazuje nas na wahania cen. Nie zmieni się to, dopóki nie uspokoi się polityka i rynku. Ale wato pamiętać, że w lutym czy marcu tego roku cena 7 zł za litr wydawałaby się niezwykle atrakcyjna.
dr Dawid Piekarz - wiceprezes Instytutu Staszica