Defilada bez pokrycia. Czołgi w Moskwie, budżet w ruinie

Autor. Rosija 1
Moskwa znów świętuje Dzień Zwycięstwa z wielką pompą, pokazując swoją siłę na Placu Czerwonym. Tymczasem w cieniu defilady budżet tonie w deficycie, ropa tanieje, a fundamenty rosyjskiej gospodarki kruszą się pod ciężarem sankcji i wojny. Czy duma z przeszłości wystarczy, by przykryć rozpad teraźniejszości?
W Moskwie trwają obchody Dnia Zwycięstwa, upamiętniające triumf Związku Radzieckiego nad nazistowskimi Niemcami w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej z 1945 roku. Tegoroczna parada na Placu Czerwonym ma szczególnie uroczysty charakter, ponieważ przypada na 80. rocznicę zakończenia II wojny światowej. W przeciwieństwie do skromnych obchodów w 2023 roku, kiedy to podczas defilady zaprezentowano jedynie czołg T-34 z czasów II wojny światowej, tegoroczna parada jest znacznie bardziej okazała. W wydarzeniu bierze udział ponad 11 tysięcy żołnierzy oraz delegacje wojskowe z 13 krajów, w tym Chin, Egiptu, Wietnamu, Uzbekistanu czy Białorusi. Na trybunie honorowej zasiadło 29 światowych przywódców, takich jak prezydent Chin Xi Jinping, prezydent Brazylii Luiz Inácio Lula da Silva, czy prezydent Wenezueli Nicolás Maduro. Obecni byli również europejscy liderzy, tacy jak prezydent Serbii Aleksandar Vučić oraz premier Słowacji Robert Fico. Niepokojący z polskiej perspektywy jest udział premiera Fico, który jako przywódca sąsiedniego kraju i członek NATO powinien zachowywać większą powściągliwość wobec prorosyjskich gestów. Obecność obu głów państw europejskich została ostro skrytykowana przez Unię Europejską.
W swoim przemówieniu prezydent Władimir Putin podkreślił znaczenie „zachowania historycznej prawdy” i oświadczył, że Rosja nie pozwoli na zakłamywanie pamięci o Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. Zapewnił również, że Rosja będzie przeciwdziałać współczesnym przejawom nazizmu i rusofobii. Trudno jednak traktować te słowa poważnie, bowiem Putin, odpowiedzialny za liczne dezinformacje i agresję wobec sąsiadów, jest ostatnią osobą, która może wiarygodnie mówić o prawdzie historycznej. Z okazji Dnia Zwycięstwa rosyjski prezydent ogłosił jednostronne zawieszenie broni, które miało obowiązywać od 8 do 11 maja. Jednak według doniesień Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Ukrainy, w tym czasie doszło do aż 117 starć z rosyjskimi wojskami. Mimo deklaracji, wojska rosyjskie nadal prowadzą ofensywę na froncie.
Przemówienie Putina było krótkie i poświęcone głownie zagadnieniom historycznym. Jak zauważa Anna Maria Dyner z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM), prezydent Rosji jasno dał do zrozumienia, że Moskwa nie zamierza rezygnować ze swojej imperialnej polityki. Putin wyraził również wdzięczność wobec sojuszników, zwłaszcza Chin, za wspieranie Rosji w trudnych czasach. W swoim wystąpieniu szczególnie podkreślił rolę uczestników tzw. „specjalnej operacji wojskowej” na Ukrainie. Warto przypomnieć, że według pierwotnych założeń Kremla miała ona trwać zaledwie kilka dni, a tymczasem wojna ciągnie się już trzeci rok. Inwazja ta nie tylko zrujnował międzynarodową reputację Rosji, ale również doprowadziła do poważnego kryzysu, uderzając przede wszystkim w sektor naftowy i wydobywczy, będące dotąd filarami rosyjskiej gospodarki. I choć na Kremlu obchodzą pompatycznie dziś dzień zwycięstwa, to liczby pokazują, że w rzeczywistości wcale nie ma czego świętować.
Ceny ropy lecą na łeb na szyję
Od rozpoczęcia pełnoskalowej inwazji na Ukrainę w lutym 2022 roku sytuacja rosyjskiego sektora naftowego uległa znacznemu pogorszeniu. W momencie wybuchu wojny cena rosyjskiej ropy Urals wynosiła w granicach 90–100 dolarów za baryłkę, jednak w ciągu kolejnych trzech lat, wskutek zachodnich sankcji, ograniczeń eksportowych oraz globalnego spadku popytu na rosyjskie surowce, cena ta gwałtownie spadła. W maju 2025 roku baryłka kosztuje poniżej 50 dolarów. To spadek o połowę.
Jak informuje Reuters, cena rosyjskiej ropy naftowej wyrażona w rublach spadła do najniższego poziomu od dwóch lat, poniżej 4000 rubli za baryłkę i jest aż o 40% niższa od założeń zawartych w budżecie federalnym. W projekcie budżetu na 2025 rok przewidywano, że średnia roczna cena eksportowa baryłki wyniesie 69,70 dolarów, co odpowiadało 6726 rublom. Tymczasem na skutek spadków na globalnych rynkach średnia cena rosyjskich gatunków ropy Urals i ESPO obniżyła się 2 maja 2025 roku do 48,92 dolarów za baryłkę, czyli 3987 rubli, znacząco poniżej planowanego poziomu.
Rosja próbuje się jakoś ratować, ponieważ dochody z eksportu ropy są kluczowym źródłem finansowania rosyjskiej gospodarki, a także wojny prowadzonej przeciwko Ukrainie. Przekierowała wektor dostaw z Zachodu na Wschód na rynki azjatyckie i obecnie głównymi odbiorcami stały się Chiny i Indie. Jednak z powodu międzynarodowego nacisku Moskwa musiała oferować im znaczne rabaty sięgające nawet 30% względem cen rynkowych ropy Brent. Rosja podejmuje działania osłonowe, takie jak podwyżki podatków czy cięcia budżetowe, jednak nie są one w stanie w pełni zrekompensować strat. Wpływy z eksportu pozostają znacznie niższe niż przed wojną i niech takie zostaną.
Gaz
Wojna wywarła ogromny wpływ na rosyjskiego giganta gazowego – Gazprom. Po utracie kluczowego europejskiego rynku, spółka po raz pierwszy od 1999 roku odnotował stratę netto i w 2023 roku wyniosła ona niemal 7 miliardów dolarów, co stanowiło dramatyczne odwrócenie tendencji z wcześniejszych lat.
Mimo to, w 2024 roku sytuacja finansowa spółki nieco się poprawiła. Jak podaje Reuters, pod koniec kwietnia Gazprom ogłosił, że zamknął ubiegł rok z zyskiem netto na poziomie 1,2 biliona rubli (ok. 14,76 miliarda dolarów). Jak poinformowano, było to możliwe dzięki poprawie warunków w sektorze gazowym na rynku krajowym oraz wyższym dochodom z odsetek od inwestycji finansowych. Wiceprezes spółki, Famil Sadygov, podkreślił, że Gazprom dysponuje znaczną rezerwą płynności w wysokości 1,034 biliona rubli, co zapewnia firmie wysoką stabilność finansową, nawet w warunkach utrzymujących się międzynarodowych sankcji.
Mimo to, Gazprom boryka się z poważnymi problemami wewnętrznymi. Jak podały w styczniu lokalne media, planowane jest zwolnienie ok. 1600 osób z centrali spółki w Petersburgu, co stanowi około 40% zatrudnionych tam osób. Z taką propozycją wyszła wiceprezes zarządu, Elena Iljuchina, w liście do prezesa Aleksieja Millera. Wszystko po to, aby zredukować etaty i obniżyć koszty wynagrodzeń sięgające w centrali rocznie ok. 50 mld rubli.
Warto podkreślić, że zachodnie sankcje znacząco ograniczyły dostęp do kluczowych technologii oraz usług niezbędnych dla funkcjonowania sektora energetycznego. Restrykcje obejmują m.in. zakaz eksportu zaawansowanego sprzętu, w tym turbin gazowych i systemów skraplania gazu, co poważnie utrudnia Rosji zarówno utrzymanie, jak i rozwój istniejącej infrastruktury energetycznej. Brak dostępu do oryginalnych części zamiennych oraz specjalistycznych usług nie tylko opóźnia projekty, ale zwiększa też ryzyko awarii.
Węgiel
Sytuacja rosyjskiego sektora węglowego również nie napawa optymizmem. Jak niedawno informowaliśmy na łamach Energetyka24, branża ta pogrążona jest w kryzysie na tyle głębokim, że władze w Moskwie zostały zmuszone do opracowania specjalnego programu antykryzysowego. Minister energetyki Rosji, Siergiej Cywilow, zaprezentował projekt zakładający szereg działań mających powstrzymać dalszą zapaść. Wśród zaproponowanych rozwiązań znalazły się m.in. udogodnienia podatkowe, wsparcie logistyczne, zmiany legislacyjne w zakresie ochrony środowiska, a także rozwój współpracy międzynarodowej. Władze planują także objąć pomocą regiony silnie uzależnione od wydobycia węgla, by zminimalizować skutki społeczne kryzysu.
Skala problemu jest jednak ogromna. Z informacji medialnych wynika, że w latach 2024–2025 zamknięciem zagrożonych jest aż 27 zakładów górniczych, które odpowiadają za łącznie 40 milionów ton produkcji rocznie. Co więcej, aż 126 milionów ton węgla wydobywane jest obecnie w kopalniach, które są nierentowne. Straty całego sektora w 2024 roku przekroczyły już 100 mld rubli, czyli równowartość ponad 4,5 mld złotych. W obliczu możliwej fali bankructw rząd pracuje nad wprowadzeniem specjalnej procedury upadłościowej, która pozwoli przedsiębiorstwom kontynuować działalność mimo ich formalnej niewypłacalności.
Na tle pompatycznych obchodów Dnia Zwycięstwa kondycja rosyjskiej gospodarki staje się coraz trudniejsza do ukrycia. Choć władze konsekwentnie budują narrację o sile i niezłomności państwa, twarde dane gospodarcze przeczą temu obrazowi. Ministerstwo Finansów przyznało, że wpływy z sektora naftowo-gazowego będą w 2025 roku o 24% niższe niż pierwotnie zakładano, spadając z prognozowanych 10,94 do 8,32 biliona rubli. W efekcie deficyt budżetowy ma wynieść aż 3,8 biliona rubli, czyli 1,7% PKB, co oznacza ponad trzykrotnie większą dziurę budżetową niż przewidywano jeszcze kilka miesięcy temu. Tymczasem za fasadą historycznych przemówień kryje się państwo, które próbuje ukryć własną słabość.