Ostry kryzys ekonomiczny w Rosji jest faktem i wiąże się z rekordowym wpływem eksportu węglowodorów na kondycję budżetu centralnego. Ta zależność powoduje, że zachodnie sankcje finansowe i technologiczne wymierzone w sektor naftowy są bardzo bolesne. Jeszcze bardziej oddziałuje na gospodarkę rosyjską długotrwałe utrzymywanie się niskich cen ropy. To truizmy, ale warto o nich przypomnieć raz jeszcze ponieważ są to czynniki, które definiują od ponad roku kluczowe zachowania Kremla.
Władze w Moskwie zdając sobie sprawę z powagi sytuacji podejmują działania zmierzające do zresetowania relacji z Unią Europejską. Tak należy odczytywać płynące z Rosji sygnały dyplomatyczne przynajmniej od czasu zamachów na Charlie Hebdo (styczeń 2015 r.) i kolejnych tragedii jakie miały miejsce w Paryżu i Brukseli w wyniku działalności ekstremistów z Daesh. Były one aż nadto czytelne: współpracujmy we wspólnej wojnie z terroryzmem. Taka kooperacja oczywiście oznaczałaby przełamanie izolacji Rosji zarówno na płaszczyźnie bezpieczeństwa jak i ekonomicznej, a w efekcie zniesienie sankcji.
W następstwie Charlie Hebdo, a być może równolegle do tego wydarzenia, Moskwa postanowiła przyciągnąć do siebie partnerów europejskich za pomocą szyldu kolejnego megaprojektu energetycznego. W połowie 2015 r. stało się jasne, że Gazprom będzie chciał zwiększyć moce przesyłowe na Morzu Bałtyckim dzięki projektowi Nord Stream 2. Celem tej inwestycji od początku miało być przełamanie izolacji, a dzięki temu także kryzysu gospodarczego, oraz zabezpieczenie zbytu węglowodorów w kontekście szybko rozwijającego się rynku LNG. Na przeszkodzie tym planom stanęły jednak środkowoeuropejskie państwa akcentujące niezgodność Gazociągu Północnego 2 z założeniami Unii Energetycznej.
Ani gra na wspólny front antyterrorystyczny, ani Nord Stream 2 nie przełamały izolacji Rosji, a niskie ceny ropy i sankcje (kluczowy aspekt ograniczeń kredytowych dla spółek takich jak Rosnieft!) coraz bardziej nadwyrężały rosyjski system polityczny. Kremlowi nie pomogła także interwencja w Syrii, która miała wzmocnić przekaz o wspólnej walce z Daesh i poprawić notowania naftowe. Kontrskuteczne okazało się również podgrzewanie relacji irańsko-saudyjskich (paradoksalnie ich eskalacja nie doprowadziła do storpedowania procesu znoszenia sankcji z Teheranu, a wręcz uniemożliwiła ustabilizowanie cen ropy o czym świadczy fiasko szczytu w Dosze). W konsekwencji Rosja postanowiła sięgnąć po –co prawda już zgraną-, ale niezwykle skuteczną kartę.
Od pewnego czasu rośnie aktywność medialna Aleksieja Kudrina. To były minister finansów Rosji, a także do niedawna pozornie zdystansowany komentator kojarzony z nurtem liberalnym.
- 14 kwietnia br. Władimir Putin cytowany przez państwową agencję Tass poinformował, że Aleksiej Kudrin może zająć stanowisko zastępcy szefa prezydenckiej Rady Gospodarczej i brać udział w pracach nad strategią rozwoju Rosji w najbliższych latach.
- 12 kwietnia znany ekonomiczny tygodnik RBC ujawnił natomiast, że od niemal roku (choć ujawniono to teraz) Kudrin pracuje nad zupełnie nowym programem ekonomicznym dla Rosji. Jego rola pozostaje co prawda „nieokreślona", ale np. rzecznik prezydenta Putina, Dmitrij Pieskow komentując opracowywanie przełomowego planu ekonomicznego stwierdził, że: "Był to jeden z najlepszych ministrów w Rosji i na świecie. Błędem byłoby nie skorzystać z jego wiedzy".
- 22 marca Aleksiej Kudrin cytowany przez agencję Tass stwierdził natomiast, że "Rosja jest u progu zmian i w pełni gotowa na reformy". Tego samego dnia zaproponował jedną z takich reform - podniesienie wieku emerytalnego.
Wygląda więc na to, że w dobie ostrego kryzysu finansowego (zachodnie sankcje, niskie ceny ropy, utrzymująca się izolacja międzynarodowa – i to mimo szczytu NATO-Rosja) Kreml sięga po sprawdzony plan. Manewr z wysunięciem na czoło peletonu "liberała" Dmitrija Miedwiediewa zostanie powtórzony w konfiguracji z Kudrinem po upływie trzeciej kadencji Putina (a może wcześniej?). Czy Zachód w to uwierzy? Raczej nie – tym bardziej, że promowanie byłego ministra finansów FR zbiegło się w czasie z utworzeniem Gwardii Narodowej i namaszczeniem na jej szefa gen. Wiktora Zołotowa. To osobisty ochroniarz Putina, który –podobnie jak podległa mu formacja- ma bronić prezydenta przed niebezpieczeństwami (a może dopilnować Kudrina?). Na co zwrócili uwagę także zachodni analitycy – głównie niebezpieczeństwami wewnętrznymi. Z jednej strony mamy więc do czynienia z powolnym namaszczaniem następcy, a z drugiej z chorobliwym zabezpieczaniem swojej władzy. Część europejskich krajów może jednak próbować zignorować tą sprzeczność i dać wiarę rosyjskiej grze na liberalizm. Tym bardziej, że taki ruch można przedstawić jako naturalną konsekwencję strukturalnego kryzysu „petrostate”.
Zobacz także: Ropa ważniejsza od tragedii MH-17? „Business as usual”