Zarejestrowana w Gibraltarze Grupa Menatep, zrzeszająca głównych udziałowców Jukosu i od 1997 r. de facto go kontrolująca, przetrwała okres bezprawnej nacjonalizacji tej spółki i wchłonięcia większości jej aktywów przez Rosnieft. Rozpoczęła także batalię sądową z rosyjskim państwem o rekompensatę finansową z tytułu poniesionych strat. Pokłosiem tych działań było wywalczenie w lipcu 2014 r. olbrzymiego odszkodowania przed Trybunałem Arbitrażowym w Hadze sięgającego ponad 50 mld
nbsp;(do tej kwoty należy doliczyć m.in. koszty sądowe).Byli akcjonariusze Jukosu wdrożyli działania zmierzające do wyegzekwowania przyznanych im należności. Złożyli wnioski w wielu krajach z prośbą o zabezpieczenie majątku rosyjskiego (chodzi o własność państwa, ale jedynie z dóbr komercyjnych takich jak depozyty w bankach) na poczet przyszłego zaspokojenia roszczeń. Zgodnie z procedurami po zatwierdzeniu wykonalności wyroku Trybunału przez lokalne sądy możliwe byłoby zajęcie takich aktywów przez komornika. W przypadku Polski mogły by to być np. słynne nieruchomości w Warszawie, których zwrotu nasze państwo bezskutecznie domaga się od Moskwy od lat.
Rosja przeszła jednak do kontrofensywy. Specjalną ustawą zagroziła, że będzie zajmować majątek krajów, które zabezpieczyły rosyjskie aktywa zgodnie z prośbą Grupy Menatep. Władze Federacji odwołały się także od wyroku Trybunału do sądu w Hadze. Ten –zgodnie z dzisiejszymi informacjami mediów- dał posłuch rosyjskim argumentom. Prawnicy byłych udziałowców Jukosu zapowiadają zaskarżenie tego wyroku.
Cała sprawa –pomimo oficjalnej niezawisłości sądów- ma najprawdopodobniej kontekst polityczny. Mimo tragedii lotu MH-17 zestrzelonego przez rosyjską armię nad ukraińskim Donbasem Holandia chce najprawdopodobniej przejść w relacjach z Rosją do „business as usual”. Czynnik ten pełnił ważną rolę przy okazji holenderskiego referendum, w którym odrzucono umowę stowarzyszeniową UE-Ukraina i zapewne rzutuje także na kwestię Jukosu.
Nie jest tajemnicą, że do czasu zestrzelenia MH-17 eksport holenderski do Rosji przeżywał prawdziwy boom (2,07 mld euro), po czym skurczył się o 40% w wyniku zawirowań politycznych. Minęły już dwa lata od tragedii, sporo unijnych gospodarek chciałoby poprawy relacji z Moskwą, a Haga to nie wyjątek, choć nie jest to jej najważniejszy partner biznesowy.
Najbardziej imponująco dwustronna wymiana wygląda w newralgicznym obszarze energetycznym. Rotterdam to kluczowe centrum logistyczne obrotu rosyjską ropą. Aż 15% eksportu tego surowca realizowanego przez Rosję trafia do Holandii, a jej największy port pełni tu kluczową rolę. To do niego trafiła np. pierwsza dostawa surowca arktycznego wydobywanego przez Gazprom Nieft. W Rotterdamie Grupa Summa chciała zbudować terminal naftowy do obsługi tankowców płynących do Europy z Ust-Ługi czy Primorska. Projekt co prawda zahamowały sankcje i kiepska sytuacja ekonomiczna firm z Rosji, ale dyskusja na jego temat była żywa jeszcze w ubiegłym roku.
Zaangażowany w Holandii jest także Gazprom, który pozostaje głównym partnerem gigantycznego magazynu gazu w Bergermeer. W grudniu 2015 r. oddano do użytku już 50% jego docelowej przestrzeni magazynowej, która ma być największa w Europie i wynosić 4,5 mld m3 (to prawie dwukrotnie więcej niż polskie magazyny). To infrastruktura, która miała pełnić rolę służebną wobec brytyjskiej nitki Gazociągu Północnego.
Tymczasem rosyjski potentat ma zamiar podwoić swoje moce przesyłowe nad Bałtykiem (dzięki Nord Stream 2 do 110 mld m3 rocznie) i znaleźć dla nich klientów. Tak się składa, że Holandia –podobnie jak ma to miejsce w sektorze naftowym- chciałaby być centrum obrotu gazem, a przynajmniej korzystać z zysków tranzytowych, natomiast w Wielkiej Brytanii wzrasta zużycie rosyjskiego surowca. Albion był w 2015 r. trzecim największym klientem Gazpromu w UE (11,1 mld m3) po Niemcach i Włochach...
Zobacz także: Fiasko szczytu naftowego w Dosze: Polska głównym beneficjentem