Reklama

Projekt stawia w bardzo trudnym położeniu wicepremiera, ministra gospodarki Janusza Piechocińskiego, zobowiązując go do wykonania kontrowersyjnej uchwały, bo to właśnie resort gospodarki jest odpowiedzialny za prace nad programem atomowym rządu. Tym bardziej, że jeszcze niedawno szef Ludowców podkreślał, że Polska obok Wielkiej Brytanii będzie "największym inwestorem w energetykę jądrową w Europie".

Politycy PSL wskazują, że po pierwsze Polski nie stać dziś na budowę elektrowni atomowej, po drugie, jest to bardzo niebezpieczna technologia. Dlatego postulują przekierowanie strumienia środków inwestycyjnych w kierunku rozwoju energetyki odnawialnej. To zrozumiały kierunek – biorąc pod uwagę zaangażowanie biznesowe wielu wpływowych działaczy PSL. Jednak projekt uchwały nie precyzuje w jaki sposób wykorzystać pracę źródeł OZE jako podstawy systemu elektroenergetycznego. Nie precyzuje, bo to po prostu niemożliwe. OZE mogą być dobrym uzupełnieniem, ale nie elementem bilansującym system elektroenergetyczny państwa.

Ewentualna rezygnacja z atomu nie będzie wcale taka prosta choćby ze względu na treść obowiązujących dokumentów, precyzujących kwestie rozwoju sektora energetycznego. Chodzi o Politykę Energetyczną Polski do 2030 roku” - dokument przyjęty przez rząd PO-PSL w 2009 roku, który zakłada udział atomu w tak zwanym miksie energetycznym.

Innymi słowy – uchwała to jedno a rzeczywistość to drugie. Jest to element nie tylko rozpoczynającego się maratonu kampanii wyborczych (2014-2015), ale także ważny moment dla PSL, ukazujący siłę wewnętrznych tarć.

Z informacji jakie podał PAP wynika, że „uchwała wywołała burzliwą dyskusję podczas obrad Rady, a do jej poparcia przekonywali m.in. szef klubu parlamentarnego PSL Jan Bury i przewodniczący Rady Naczelnej Jarosław Kalinowski. Według źródeł PAP w kierownictwie partii, dokument ma być poddany pod głosowanie podczas kolejnego posiedzenia Rady”.

Czy to początek próby zmiany lidera i otwarcie rywalizacji o przywództwo w PSL? Na to wygląda. Dobrze byłoby natomiast gdyby premier Donald Tusk wyłączył z tego procesu kwestie energetyczne. Nie może być tak, że wewnętrzne problemy jednej partii przekładać się będą na sytuację całego sektora. To bardzo zły prognostyk przed zbliżającymi się wyborami.

Maciej Sankowski 

Reklama

Komentarze

    Reklama