Reklama

Klimat

Polska w sprawie polityki klimatycznej: "Chciałaby i boi się" [KOMENTARZ]

Fot. Krystian Maj / KPRM / www.gov.pl
Fot. Krystian Maj / KPRM / www.gov.pl

Polityka energetyczna Polski oraz stosunek do górnictwa są wielką niewiadomą. Sytuacja ogólna jest niesłychanie trudna. Z jednej strony ¾ generacji to sektor wydobywczy, z drugiej mamy ewidentną śmierć węgla w światowej energetyce (G20 i ostatnie informacje z COP26 pokazują to dobitnie). Polska staje na wielkim rozdrożu – musi (w coraz krótszym czasie) dokonać całkowitej transformacji, a jednocześnie minimalizować problem społeczny i ekonomiczny. Na dziś trudno powiedzieć jaką ostatecznie strategię przyjmie Warszawa - pisze prof. Konrad Świrski w swoim najnowszym komentarzu.

Mruganie oczami jest bardzo ważną czynnością. Samo mrugnięcie trwa tylko ok. jednej trzeciej sekundy, ale patrząc na to, że mrugamy średnio 17 razy na minutę to sama czynność zajmuje nam ponad 20 minut dziennie. Mrugamy często – nawet porównując do zwierząt (przykładowo kozy mrugają tylko raz, dwa razy na minutę) i w naturalny sposób mrugniecie zajmuje jednocześnie oboje oczu – choć umiemy też pojedynczo (a tego nie potrafi większość zwierząt, umieją tylko niektóre np. chomiki). Według niektórych badań kobiety mrugają częściej niż mężczyźni (włoscy naukowcy z Mediolanu) aczkolwiek tego nie potwierdzają inne instytuty badawcze – być może to po prostu jakiś ograniczony teren i tradycja lokalna. Według innych najnowszych badań renomowanych uniwersytetów, mruganie nie jest tylko mimowolną czynnością najszybszego mięśnia u człowieka, ale w proces zaangażowany jest też mózg, który ustawia jednocześnie gałki oczne zogniskowane na cel, na który patrzymy w czasie mrugnięcia. Poza typowym mruganiem, które czyści gałkę oczną, jest też realizowana bardzo ważna czynność w kulturze i obyczajach – z jednej strony mruganie to rodzaj (chyba trochę przestarzałego, ale wciąż działającego) kobiecego wpływu na męskie rejony podświadomości (proszę spróbować czy ktoś z mężczyzn jest w stanie oprzeć się mrugającej kobiecie), ale też „puszczenie oka” (tu pojedyncze mrugnięcie jednym okiem) ma za zadanie przekazanie ukrytych widomości (że jest inaczej niż mówimy i słyszymy).

Reklama
Reklama

W polskiej energetyce cały czas widzimy rodzaj „puszczania oka”, ale na dwie strony. Z jednej – Polska nie może stanąć przeciw europejskim (a teraz także światowym) trendom i nie realizować europejskiej polityki klimatycznej, która staje się coraz bardziej konkretna. Konieczne jest podanie ostatecznej daty końca energetyki węglowej (na razie mamy tylko pierwsze wstępne porozumienie o górnictwie i 2049 roku) oraz twarde potwierdzenie akceptacji „neutralności CO2” do 2050. W momencie, kiedy w Europie na to zgadzają się wszyscy, a deklaracje neutralności (w nieco dłuższych datach) padają także z USA, Indii i Chin – nie ma praktycznie możliwości braku zgody na taką politykę. Efektem jest podpisanie deklaracji COP26 i wpisanie Polski na listę państw opuszczających węgiel.

Co prawda lista właściwie pokazywała dwie daty 2030 i 2040 (a aspiracje do bycia państwem choćby średnio rozwiniętym, każe czytać raczej 2030 co powiedzmy sobie szczerze jest zadaniem technicznie nieosiągalnym), ale kilka godzin po podpisaniu już pojawiły się zdania wyjaśniające, że rozumiemy to jako lata po 2040 – czyli pewnie 2049. Z drugiej strony cały czas pojawiają się pomruki górniczej strony związkowej, oczekującej choćby prenotyfikacji podpisanej umowy sektorowej (o końcu wydobycia 2049 i pomocy publicznej), co w świetle polityki UE jest zadaniem karkołomnym (a chyba quasi niewykonalnym), bo są tam zapisy o inwestycjach w „czyste technologie węglowe jak IGCC” co jest więc sprzeczne z drugim dokumentem, który podpisujemy jednocześnie.

Można krytykować (i pewnie będzie dużo okazji) ale samo zadanie jest rodzajem „mission impossible”, gdzie nie widać w tej chwili szans na uzyskanie stabilnej trajektorii polityki. Polska cały czas „mruga na obie strony” – chce dać do zrozumienia, że wykona europejskie regulacje (bo to warunek na pewno i funduszy KPO i bycia pełnoprawną częścią UE), ale tylko (mrugnięcie) trzeba zadowolić odchodzących z pracy górników i zapewnić sprawiedliwą transformację. Z drugiej strony (krajowej) mamy mrugniecie, że to tak naprawdę konieczność czegoś w rodzaju powierzchownego dostosowania się w deklaracjach europejskich (żeby otrzymać fundusze i notyfikację), a tak naprawdę (mrugnięcie drugim okiem) dać gwarancje zatrudnienia, wieloletnich biznesów i chyba też iluzorycznej nadziei, że nic się nie zmieni w górnictwie i węglowej energetyce. To „drugie oko” jest chwilowo niezbędne z przyczyn politycznych i społecznych – brak jest szansy na zdecydowane (i bolesne) reformy oraz pokazanie prawdziwej konieczności zmian - więc mamy tu przekaz (zwykle bardziej radykalnych polityków) na granicy niewypełniania europejskich dyrektyw.

Mrugać jak wiadomo można często, ale idąc za głosem naukowców – należy też skupić się na celu na jaki patrzymy. Obrona węgla (nie tylko będąc członkiem UE, ale i z uwagi na światowe tendencje zmian przemysłu) jest zadaniem niewykonalnym. Nie da się zrealizować „obu mrugnięć jednocześnie” bo będziemy kontynuować to co mamy do tej pory – dalszą utratę pozycji na rynkach światowych (patrząc na energy mix sąsiadów i udział energetyki zeroemisyjnej nasze opóźnienia są już gigantyczne) oraz unikanie problemów społecznych (czytaj wyborczych).  Oczywiście radykalna i głośna narracja części środowisk ekologicznych w niczym nie pomaga - przykładowo odliczanie końca węgla do 2030 jest nierealne technicznie - no chyba, że ktoś lubi siedzieć po ciemku. Ale może jednak 2040? Prawdziwe 2040 i bardzo zdecydowany program transformacji. Realne fundusze i realna komunikacja - nie wiem czy ze związkami, ale z samymi górnikami – jak wyglądają tendencje światowe i co jest nieuchronne.  Obcięcie ekstremistycznych skrzydeł (ze wszystkich stron politycznych) i rodzaj umowy energetycznej (na kształt niemieckiego programu zmian). Czytam ostatni akapit jeszcze raz i muszę chyba mrugnąć, bo coś mi wpadło w oko…

prof. Konrad Świrski

Reklama
Reklama

Komentarze (4)

  1. SPECJALISTA

    Szczerze powiem nie rozumiem tej retoryki zawartej w artykule! Czysta kartka papieru przyjmie wszystko! Przecież obecnie ok. 70% energii Polska czerpie z paliw kopalnych, co to oznacza czy ktoś się nad tym zastanowił. Tzn. elektrociepłownie, elektrownie z których macie Państwo prąd, ogrzewanie i ciepłą wodę, klimatyzację w lato, pompy ciepła, ładujecie samochody i telefony. Np. taka elektrownia w Turowie zaopatruje 3,2 mln gospodarstw domowych a w 2021 r. była modernizowana. Najpierw każecie zamykać moce wytwórcze z węgla nie zapewniając żadnego pokrycia tego deficytu mocy, nie ma to sensu.

  2. Jan z Krakowa

    Wcale nie wiadomo czy to koniec węgla. Tu już nie chodzi tylko o obronę węgla, a bardziej o inne paliwa kopalne: ropę czy gaz. Dlatego istotne jest wycofanie się z umowy o ograniczeniu emisji CO2, które premier Kopacz podpisała, zapewne w dobrej wierze. Atom w Polsce będzie ok. 2040. Nasza gospodarka w okresie 2021-2040 padnie przez drogą energię i jej brak. Zamienimy się w kraj 3. świata. Trzeba wyjść przed szereg i wypowiedzieć (o ile to mozliwe) to porozumienie o ogr. emisji CO2.

    1. Felek

      Obawiam się, że czekają nas za to sankcje, które spowodują, że tak łatwo nie będzie przywrócić ceny węgla do rozsądnego poziomu, który pasuje do kieszeni statystycznego Polaka. Spółki zarządzające kopalniami też mogą być pod kontrolą zewnętrznych sił nacisku. Zrobią co będzie trzeba żeby dostarczyć prąd ale tanio nie będzie, póki nie będzie alternatyw dla paliw kopalnych. Wciąż ich nie ma ale drogi prąd jest szansą na rozruszanie inwestycji w atom. Problem jest globalny, Chiny nie chcą kupować węgla z Australii więc biorą go skąd mogą. Na drewno nie zostały nałożone pęta związane z handlem emisjami a jednak też drożeje i to bardzo. Do tego stopnia drożeje, że wycinki jeszcze dobrze nie skończone a spedycja już ustala jak gotowe drewno już jedzie w podróż do Chin. Więc nie wszystko wynika tylko i wyłącznie z handlu emisjami i rosnącej ceny tych emisji.

  3. AB

    Politycy widzą, że przez samobójcza polityka wspierania klimatystów, będzie ich samobójstwem. Zwłaszcza, jak jej skutki wyjdą na wierzch jeszcze tej zimy.

  4. elmo

    Spokojnie. To nie decyzje rządowe zadecydowały o tym, że do roku XYZZ zostały zlikwidowane liczydła i wprowadzone komputery. Nie my wymyśliliśmy komputery ale wszyscy je mamy. Nie my wymyśliliśmy moduły PV, czy el wiatrowe ale i tak będziemy je mieli. Doprowadzą do tego postępy technologiczne i w ekonomii produkcji i instalacji tychże. To czego chce rząd jest w tej kwestii nie takie znowu strasznie ważne bo oni nie decydują o wszystkim

    1. MacGawer

      A jaka jest alternatywa dla węgla w energetyce? Z pewnością nie PV gdyż największy popyt na energię elektryczną mamy zimą. Nie wiatraki bo gdy rozbuduje sie mroźny wyż wiatru też nie będzie. NIe biomasa bo zbyt mało. Nie atom bo potrzebujemy 30 GW mocy, a za 200 mld chcemy wybudować 6 GW. Na dodatek ostatnie udane "inwestycje" w EJ pokazują, że planowane koszty są przekraczane więc jak za 200 mld będzie 3 GW to góra. Zostaje gaz i węgiel. Problem w tym, że gaz importowany i piekielnie drogi. Dostawy na 1-szy kwartał 2022r TGE wycenia na ponad 400 zł/MWh. To podobnie jak za energię elektryczną z węgla po uwzgl. opłat za CO2! Na dodatek węgiel nasz, a gaz importowany. Oznacza to mniejsze bezpieczeństwo dostaw oraz o czym się zapomina pogorszenie bilansu handlowego czego skutkiem będzie jeszcze większe osłabienie złotego. A co w zamian? Zmniejszenie emisji CO2 o parę procent - metan też jest gazem cieplarnianym, a przy wydobyciu dużo ucieka. Gdy sie to uwzględni emisja z obu paliw będzie porównywalna. Ale ucieka za granicą czyli dla UE się nie liczy... Bądźmy poważni gdyż z polityka klimatyczną którą proponuje UE daleko nie zajedziemy. Lada dzień zrobi się zimno i wtedy zobaczymy co nas czeka w najbliższej przyszłości jak pochopnie zrezygnujemy z węgla.

    2. Parsifal7

      Tu nie chodzi o żaden klimat tylko twarde interesy ekonomiczne głównie niemieckich koncernów oraz niejako polityczne i administracyjne wykreowanie popytu na niemieckie turbiny wiatrowe oraz gazowo parowe. I tylko tu o to chodzi. Gdyby nie sztuczne generowanie kosztów obocznych dla energetyki konwencjonalnej nikt by nie kupił tego niemieckiego badziewia. Dlatego też boją się atomu jak diabeł wody święconej bo wydajność atomu jest bezkonkurencyjna a Poza tym może pracować w podstawie systemu w przeciwieństwie do wiatraków. Ot i cała filozofia.