W przestrzeni medialnej pojawiają się coraz częściej dwie kwestie dotyczące branży elektroenergetycznej, których znaczenie dla bezpieczeństwa energetycznego Polski jest niezwykle istotne, choć statystyczny Kowalski raczej nie zdaje sobie z tego sprawę.
Deficyt mocy
Przede wszystkim podkreśla się, że jeśli nowe bloki energetyczne powstaną w naszym kraju na czas to nie grozi nam tzw. blackout (długotrwały zanik zasilania na sporym obszarze). To nie do końca prawda. Deficyt energii może bowiem wystąpić już w 2016 r. podczas szczytowego, letniego poboru mocy. To właśnie w tym roku zostaną wyłączone przestarzałe bloki energetyczne o mocy około 3000 MW. Co prawda operator systemu przesyłowego, spółka PSE, wdrożył środki zaradcze tj. operacyjną rezerwę mocy (płacenie producentowi za utrzymywanie bloków, które powinny być zamknięte) i interwencyjną rezerwę zimną (płacenie producentowi za gotowość uruchomienia wytypowanych bloków w sytuacji kryzysowej, co ma już miejsce np. w przypadku Zespołu Elektrowni Dolna Odra), niemniej sytuacja będzie bardzo napięta. Dotkliwym blackoutem skończy się zapewne jakakolwiek poważniejsza awaria. Takich natomiast nie brakowało np. w ubiegłym roku. 31 lipca doszło np. do nieplanowanych ubytków mocy rzędu 2250 MW (z czego 560 MW pochodziło z Elektrowni Kozienice, w której doszło do rozszczelnienia instalacji).
Jak już wspominałem w kolejnych latach wystąpienie długotrwałego zaniku zasilania na sporym obszarze będzie zależne głównie od terminowości realizacji kluczowych inwestycji energetycznych. W chwili obecnej Polska to potężny plac budowy. Zaawansowana jest budowa nowych bloków energetycznych we Włocławku i Kozienicach. Postępuje rozbudowa Elektrowni Opole, ruszają prace w Elektrowni Turów. To olbrzymi wysiłek gospodarczy, który został podjęty pod presją czasu. Kwestia ta musi budzić niepokój w kontekście terminowego oddania inwestycji. Zdaniem Andrzeja Twardowskiego, dyrektora Zakładu Elektrowni Alstom Power, na polskim rynku może wystąpić np. problem z dostępem firm budowlanych do potencjału podwykonawczego. Został on bowiem zagospodarowany przy okazji realizacji nowych bloków w Kozienicach i Opolu (gdzie firm wykonawczych będzie w czasie realizacji inwestycji około 200). Poza tym część spółek nie przetrwała kryzysu jaki objął budownictwo w ostatnim czasie. Problemy mieli m.in. główni wykonawcy budowanych obecnie bloków energetycznych. Polimex-Mostostal do dziś zmaga się z kolejnymi napływającymi do sądów wnioskami o upadłość (ostatni z 21 stycznia br.).
Na marginesie warto dodać, że niektórzy komentatorzy powołując się np. na dane Polskiego Komitetu Energii Elektrycznej twierdzą, że nawet w przypadku terminowego oddawania do użytku nowych bloków energetycznych w najbliższych latach podczas szczytów: zimowego i letniego mogą wystąpić blackouty. Poszczególne inwestycje zainaugurowano bowiem zbyt późno.
Bilans energetyczny
Druga kwestia dotycząca obszaru elektroenergetycznego, która będzie miała coraz większy wpływ na bezpieczeństwo Polski to bilans energetyczny. W ubiegłym roku nasz kraj był importerem energii netto i trend ten według wszelkich znaków na niebie i ziemi utrzyma się. Zdaniem PGE powodem takiego stanu rzeczy w 2014 r. były niższe ceny prądu w Niemczech i Szwecji. Pojawienie się deficytu mocy nad Wisłą w najbliższych latach wpłynie zapewne na dynamikę tego zjawiska.
Tymczasem spora część energii pozyskiwanej z wspomnianych krajów pochodzi z Odnawialnych Źródeł Energii, co może mieć groźne konsekwencje. Zielona energia jest produkowana wtedy, gdy są ku temu odpowiednie warunki (nasłonecznienie, wietrzność, odpowiednia ilość wody), jeśli ich zabraknie nie pojawią się nadwyżki, które przekierowuje się na rynki zewnętrzne. Polska powinna mieć to na uwadze. Czy ewentualny deficyt w takim przypadku będzie można zrekompensować za pomocą bliskiego już realizacji mostu energetycznego z Litwą? To wątpliwe, chyba, że skorzystalibyśmy z rosyjskiego prądu z obwodu kaliningradzkiego. W takim przypadku do niekomfortowej sytuacji jaką jest import energii doszedłby również czynnik jej niepożądanego (niebezpiecznego) źródła.
Odrębną kwestią pozostaje konkurencyjność polskich wytwórców energii po oddaniu nowych bloków węglowych, która będzie wpływać na nasz bilans energetyczny. Zdaniem prof. Władysława Mielczarskiego nawet jeśli Polska otrzyma darmowo 40% uprawnień emisyjnych (zgodnie z postanowieniami szczytu klimatycznego UE), które będzie można przekazać elektrowniom, to za 60% będzie trzeba zapłacić, co według jego szacunków oznacza, że polski sektor energetyczny będzie przeznaczał około 10-12 mld zł rocznie na zakup pozwoleń. "Firmy zostaną obciążane potężnymi płatnościami i nie będą w stanie przenieść tych kosztów na odbiorów końcowych, w związku z tym będą przejadały majątek" - stwierdza ekspert. Efektem takiego stanu rzeczy będzie wzrastające ryzyko blackoutów i konieczność zwiększenia importu energii. Słowem, błędne koło, z którego będzie można się wyrwać jedynie przebudowując cały sektor energetyczny. Ale kto wtedy za to zapłaci?