Wiadomości
W Wielkiej Brytanii nigdy nie było takiego lata. Media odtrąbiły sukces OZE, ale to nie cała prawda
Brytyjski „Guardian” pisze o rekordowym lecie dla odnawialnych źródeł energii i historycznie niskiej emisyjności elektroenergetyki. Pomija natomiast rolę atomu i importu energii elektrycznej. Niezależnie od tego, co uzna się za kluczowy czynnik „zazielenienia” sieci na Wyspach, i tak wyniki z tego roku mogą napawać optymizmem.
„Farmy wiatrowe i słoneczne zapewniły Wielkiej Brytanii najzieleńszą sieć latem w historii” – głosi tytuł tekstu „The Guardian” o niespotykanych dotąd odczytach o brytyjskim miksie energetycznym w okresie letnim. Rzeczywiście: lato roku 2024 na Wyspach było szczególnie dobre i w ciągu trzech miesięcy (czerwiec-sierpień) utrzymywała się wysoka generacja ze źródeł odnawialnych.
Szczególną uwagę przykuwa sierpień, gdy udział paliw kopalnych w brytyjskim miksie spadł poniżej 20 proc. Z gazu wytworzono zaledwie 16,8 proc. energii elektrycznej, a z węgla – 0,2 proc. Mały udział generacji z paliw kopalnych przełożył się także na emisyjność systemu. Spadła do 144 g CO2 na kWh, co spokojnie dałoby Wlk. Brytanii miejsce w pierwszej 10. najmniej emisyjnych systemów elektroenergetycznych w Europie.
Udane, „zielone” lato na Wyspach to pokłosie utrzymywanej przez lata polityki wycofywania się z wykorzystania węgla, któremu towarzyszyły inwestycje w OZE oraz elektrownie gazowe (wciąż emisyjne, ale sprawdzające się jako źródła bilansujące). Brytyjczycy są już na końcu drogi porzucenia węgla w elektroenergetyce, bo ostatnia elektrownia spalająca ten surowiec zostanie zamknięta we wrześniu br., po 140 latach pracy.
Za mniejszą emisyjność odpowiadały – wykazuje „Guardian” – doskonałe wyniki energetyki wiatrowej (na lądzie i na morzu), która dostarczyła ponad 7 TWh energii elektrycznej w miesiąc. Niemal 2 TWh wytworzyły źródła fotowoltaiczne.
Tajmnica brytyjskiego systemu. Zapomniany atom i przemilczany import
Na tym poziomie ogólności wszystko się względnie zgadza. Tylko że dopiero gdzieś w drugiej części tekstu wtrącono, że… rekordowo dużo energii elektrycznej w sierpniu wyprodukowały elektrownie jądrowe w Wielkiej Brytanii (blisko 4 TWh, najwięcej od dawna w tym okresie), drugie kluczowe w sierpniu źródło wytwórcze. Słowem nie wspomniano też o 4. pod względem ważności „źródle” dla brytyjskiego systemu, a jest nim… import.
Poniżej znajduje się infografika z oficjalnymi danymi z sierpnia 2024 r. przedstawionymi przez National Grid ESO, operatora brytyjskiego systemu. Ponad 14 proc. energii elektrycznej zużytej na Wyspach pochodziło z importu. To może mieć pozytywny lub negatywny wpływ na rozliczenie emisyjności. Inaczej nalicza się emisje importowanego prądu z Niemiec (o wyższym wskaźniku gCO2 na kWh), inaczej z Danii (o niższym wskaźniku).
Widać to także w danych National Grid, który za sierpień wyliczył średnio 83 gCO2/kWh, czyli jeszcze mniej, niż „Guardian”. Aczkolwiek tajemnica może być łatwa do rozwiązania – pominięto właśnie import, a wyliczono jedynie emisyjność dla krajowej generacji.
Wysoki udział importu nie sprawił, że brytyjski miks można uznać za fatalny, ale zależność od tego, czy sąsiedzi mają co eksportować (i po jakiej cenie), bywa zgubna. W dodatku akurat w sierpniu import był i tak mniejszy niż w lipcu (pokrywał 18,7 proc. zapotrzebowania) i czerwcu (19 proc.).
Bez importu i dobrych warunków do pracy OZE, generacji z elektrowni jądrowych, trudno byłoby oczekiwać, że Brytyjczycy tak rzadko będą sięgali po gaz i węgiel. Zresztą, niewiele mniej energii elektrycznej w sierpniu od fotowoltaiki (8 proc. generacji) dostarczyła biomasa – 7,1 proc. Sukces z lata 2024 r. ma więc wielu ojców, nie tylko fotowoltaikę i wiatraki.