Reklama

Wiadomości

MKiŚ pokaże ambitną drogę dla polskiej transformacji. A w niej: jeszcze większe cięcie węgla

Autor. MKiŚ / gov.pl

Ministerstwo Klimatu i Środowiska lada moment odsłoni karty i przedstawi wstępną wersję bardziej ambitnego scenariusza „Krajowego planu w dziedzinie energii i klimatu do 2030 r.”, czyli wersji WAM (with additional measures). Energetyka24 zapoznała się z częścią zapisów tego – jeszcze – roboczego dokumentu.

Wydobycie węgla kamiennego rzędu 24 mln ton (w 2020 r. było to 42 mln), aż 57 GW mocy w odnawialnych źródłach energii – to możliwe do osiągnięcia kamienie milowe w Polsce. I to do roku 2030. Tak przynajmniej wynika z prognoz i założeń, które Ministerstwo Klimatu i Środowiska przyjęło w tzw. ambitnym scenariuszu „Krajowego planu w dziedzinie energii i klimatu do 2030 r.” (KPEiK).

W wiosennej wersji KPEiK przedstawiono scenariusz WEM (with existing measures), zawierający przewidywania dla krajowej energetyki i nie tylko. Jednak opracowywano go jedynie na podstawie istniejących polityk. Wersja WAM (with additional measures) to z kolei scenariusz „ambitny”, czyli możliwy do zrealizowania, jeśli zintensyfikuje się działania na rzecz transformacji.

Reklama

Więcej OZE i magazynów, mniej źródeł węglowych

W wersji prekonsultacyjnej KPEiK WAM, który poznała Energetyka24, zapisano, że wydobycie węgla kamiennego w Polsce mogłoby spaść w 2030 roku do 24 mln ton. To o 6 mln ton mniej niż założono w mniej ambitnym scenariuszu, ale bardziej realnym.

Maleć będzie wydobycie węgla brunatnego, ale to wiadomo od dawna – wyczerpują się jego złoża. W 2035 r. wydobycie węgla brunatnego spadnie niemal do zera i nikt nie zakłada, że będą uruchamiane nowe odkrywki. Wykluczono utrzymywanie przy życiu elektrowni spalających węgiel brunatny, choćby ze względu na koszty pozwoleń do emisji CO2. Wydobycie węgla koksującego, liczonego oddzielnie, ma utrzymać się natomiast na poziomie ok. 10 mln ton rocznie. Oznacza to, że w 2030 r. całkowite wydobycie kształtowałoby się na poziomie ok. 36 mln ton. W całym 2023 r. wydobyto ponad 48 mln t.

Za mniej niż 6 lat– to także prognoza – jeżeli wdrożone zostaną odpowiednie, nowe instrumenty, inaczej może wyglądać sektor elektroenergetyczny. W optymistycznym wariancie KPEiK założono, że moc zainstalowana OZE w Polsce w 2030 roku może wynieść 57 GW (w wersji WEM przewidziano wzrost do 52,5 GW), gazu ok. 12 GW (tu nie ma zmian), a w węglu 20 GW (również bez zmian). Spowodowane jest to koniecznością utrzymania w systemie źródeł wytwórczych spalających paliwa kopalne, aby pokryć zapotrzebowanie na energię elektryczną. I żaden, nawet najbardziej ambitny scenariusz, nie pozwoli na całkowite porzucenie źródeł konwencjonalnych do końca ani tej, ani kolejnej dekady.

Reklama

MKiŚ zakłada, że jest większe pole do rozwoju magazynów energii (w tym elektrowni szczytowo-pompowych). W KPEiK WEM ich moc oszacowano na 4,9 GW w 2030 roku, gdy w wersji WAM na ok. 7 GW.

Prawdziwy spadek mocy zainstalowanej w elektrowniach węglowych mielibyśmy zaobserwować dopiero około roku 2040, gdy wszystkie dysponowałyby zaledwie 5,6 GW. W tym czasie moc OZE urosłaby do 93 GW.

Co oczywiste, w perspektywie 2030 roku nie uwzględniono nowych mocy w atomie. Natomiast pod koniec 2040 r. Polska miałaby dysponować co najmniej 7 GW mocy w energetyce jądrowej. To jednak zapis wynikający ze wciąż niezaktualizowanego programu dla atomu w kraju i nie można przywiązywać się do tej prognozy.

W tym scenariuszu KPEiK, powstałym jeszcze przed wysłaniem projektu do konsultacji, założono, że do końca tej dekady OZE w skali roku mogłyby wytwarzać około 108 TWh energii elektrycznej (w 2023 roku wszystkie odnawialne źródła wyprodukowały ok. 41 TWh). Role w systemie mają się odwrócić, bo według scenariusza WAM w 2030 roku 41 TWh dostarczą źródła węglowe (w WEM zapisano 57,6 TWh). Dla porównania: w 2023 z węgla kamiennego wyprodukowano ok. 76 TWh, a z brunatnego ok. 34 TWh energii elektrycznej. Różnicę, poza większą generacją OZE, miałyby pokrywać elektrownie gazowe.

Reklama

Czas na negocjacje

Realizacja scenariusza WAM – a ten jest o wiele szerszy i nie ogranicza się do elektroenergetyki – wymagałaby przeprowadzenia inwestycji i działań, których koszt oszacowano na ok. 2,9 biliona złotych. W tej kwocie mieszczą się już rozpoczęte projekty oraz te, które należałoby uruchomić. Chociaż suma jest ogromna, to brak transformacji energetycznej kosztowałby jeszcze więcej – i właśnie na tym wątku w najbliższym czasie mają się skupić resort oraz jego przedstawiciele.

Jak słyszymy, projekt i propozycje w nim zawarte były już omawiane z innymi ministerstwami, ale mniej formalnie. Teraz MKiŚ uruchomi prekonsultacje opisywanego wariantu „Krajowego planu w dziedzinie energii i klimatu do 2030 r.”, a to początek drogi. Po konsultacjach i tak opinię na temat dokumentu wydać musi jeszcze Komisja Europejska, czemu towarzyszą negocjacje i rozmowy.

Zanim jednak w Brukseli pochylą się nad polskim KPEiK, na pewno swoje opinie przedstawią krajowe ośrodki. Poprzedni plan wywołał reakcje, z tym będzie podobnie. Choćby dlatego, że za jego sprawą powróci debata o przyszłości górnictwa węgla kamiennego w Polsce. Ministerstwo Przemysłu stoi na stanowisku, że utrzymane zostaną zapisy z umowy społecznej i koniec wydobycia nastąpi w 2049 r. Prognozy zarówno w scenariuszu ambitnych działań na rzecz transformacji (WAM), jak i tym mniej progresywnym (WEM), dają zgoła inny obraz.

Reklama

Komentarze

    Reklama