Reklama

Beneficjenci „Czystego Powietrza” protestują. „Chcemy tylko odzyskać nasze pieniądze”

Autor. Karol Byzdra / Energetyka24

Setki przedsiębiorców i beneficjentów programu „Czyste Powietrze” demonstrowało w czwartek w Warszawie, żeby upomnieć się o pieniądze za już wykonaną termomodernizację domów. W tle protestu pojawia się coraz ostrzejsze pytanie o wiarygodność państwowego programu, który miał być filarem walki ze smogiem, a dziś kojarzy się wielu uczestnikom raczej z zatorami płatniczymi, wezwaniami do zwrotu dotacji i bezsilnością wobec instytucji.

Przed południem plac Trzech Krzyży wypełnił się transparentami firm instalacyjnych i przedstawicieli Stowarzyszenia Czystego Powietrza i Energii, które było jednym z organizatorów ogólnopolskiej manifestacji. Zjechali się wykonawcy z różnych regionów kraju, właściciele niewielkich firm, przedstawiciele branżowych stowarzyszeń oraz część beneficjentów programu, którzy podpisali umowy z wojewódzkimi funduszami i dziś boją się, że zostaną z długami i niewyjaśnionym statusem swoich dotacji. Protest przeszedł potem pod Sejm.

Oszukani beneficjenci

Na transparentach dominowały hasła o „zaległych miliardach”, „zarżniętym programie” i „uczciwej zapłacie za wykonaną pracę”. Według relacji organizatorów problemy są dwa. Po pierwsze zatory płatnicze, które sprawiają, że firmy miesiącami czekają na środki za zakończone inwestycje, a po drugie wezwania do zwrotu dotacji, które trafiają do beneficjentów, często w sytuacji sporu między funduszami a wykonawcą. Branża ostrzega, że jeśli nic się nie zmieni, fala bankructw wśród firm realizujących program jest tylko kwestią czasu.

YouTube cover video
Reklama

Protesty trwają już od ponad roku, najpierw pod wojewódzkimi funduszami, teraz musieliśmy przyjechać do Warszawy” – mówi w rozmowie z Energetyką24 Paweł Zawielski, pełnomocnik beneficjentów. Przypomina, że „Czyste Powietrze” działa od siedmiu lat i według oficjalnych danych przyznano w nim już ok. 40 miliardów złotych dofinansowania, z czego wypłacono ok. 18 miliardów. „22 mld złotych to są pieniądze, które nie trafiły do firm i beneficjentów za zrealizowane prace, takie jak docieplone domy, wymienione kotły, okna i drzwi” – podkreśla.

Zawielski zwraca uwagę, że program, który miał działać dekadę i dysponować budżetem rzędu 106 mld złotych, jego zdaniem nie działa. Przypomina, że w listopadzie ubiegłego roku został zawieszony „na remont”, a po kilku miesiącach wznowiono go w zmienionej formule.

Autor. Karol Byzdra / Energetyka24
Autor. Karol Byzdra / Energetyka24
Autor. Karol Byzdra / Energetyka24
Autor. Karol Byzdra / Energetyka24
Tak go „naprawiono", że liczba nowych wniosków spadła o ok. 90%. Procedury zostały tak skomplikowane, że przeciętny Kowalski nie ma szans przez to przejść, a małe i średnie firmy zostały dobite zatorami płatniczymi. Na pieniądze czekamy po kilka, kilkanaście miesięcy, choć regulamin mówi o 30 dniach od zakończenia prac.
opisuje Zawielski.

W jego ocenie sytuacja zaczyna przypominać czasy budowy autostrad na Euro 2012, gdy wielu podwykonawców nie doczekało się zapłaty od generalnych wykonawców. „Tam też byli zwykli ludzie i prywatne firmy, które upadały przez system. Dziś zadajemy sobie pytanie, czy nie chodzi o to, by obecnych wykonawców „wyczyścić z rynku”, a na ich miejsce wprowadzić innych. My chcemy po prostu uczciwej zapłaty za rzetelnie wykonaną pracę” – mówi Zawielski.

Reklama

Narracja protestujących ściera się z oficjalnym przekazem MKiŚ i NFOŚiGW, a resort klimatu argumentuje, że problemem są nadużycia i oszustwa w starej odsłonie programu.  Celem „remontu” systemu było jego uszczelnienie i ochrona środków publicznych. Minister Paulina Hennig-Kloska wskazywała niedawno, że chodzi o ok. 13 tysięcy rodzin poszkodowanych przez nieuczciwe firmy, a kwota nierozliczonych zaliczek sięga setek milionów złotych.

Zawielski przyznaje, że nadużycia rzeczywiście miały miejsce, ale – jak podkreśla, powołując się na dane przedstawione podczas prac zespołu parlamentarnego – mowa jest o mniej niż 0,5 procenta wszystkich umów.

To są kilkaset, może kilka tysięcy przypadków na ponad milion podpisanych umów. Tymczasem narracja jest taka, jakby cały program był jednym wielkim oszustwem. W moim odczuciu to propaganda, która ma przykryć fakt, że brakuje pieniędzy.
ocenia Zalewski
Reklama

Zwraca też uwagę, że nie istnieje jeden spójny system informatyczny programu, a dane trzeba składać z tabelek z poszczególnych funduszy, co utrudnia nawet podstawową ocenę skali problemu.

Szacunki wskazują, że problem może dotyczyć setek tysięcy osób, choć dokładnych danych nie ma, bo program nie dysponuje jednym centralnym systemem raportowania. Dzisiejszy protest – jak mówi pełnomocnik – zgromadził według szacunków od kilkuset do ok. tysiąca osób, a stowarzyszenia branżowe zapowiadają, że jeżeli nie pojawią się szybkie, konkretne decyzje, będzie to dopiero początek ulicznej presji.

Czytaj też

Na drugim biegunie mamy zapowiedzi rządu, który przyjął projekt specjalnej ustawy mającej chronić poszkodowanych beneficjentów. Zgodnie z przedstawianym publicznie założeniem państwo ma przejąć ciężar dochodzenia roszczeń wobec nieuczciwych firm, tak aby osoby prywatne nie zostawały same z wezwaniami do zwrotu dotacji, sięgającymi nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych. Jednocześnie władze zapowiadają kontrole i postępowania wobec podmiotów, które nadużywały systemu.

Tyle że na ulicy przeważał dziś nie język projektów ustaw, lecz rachunków do zapłacenia.

Reklama
Reklama

Komentarze

    Reklama