Reklama

OZE

PGE zostanie liderem morskich farm wiatrowych na Bałtyku?

Fot.: Flickr
Fot.: Flickr

„Polenergia SA jest dla rodziny Państwa Kulczyk inwestycją długoterminową, w związku z tym nie zamierzają odpowiedzieć na ogłoszone wezwanie do sprzedaży akcji” – 28 maja ogłoszono w komunikacie Kulczyk Investments, większościowego udziałowca Polenergii. Czy oznacza to skuteczne zatrzymanie wiatrakowej szarży PGE? Niekoniecznie.

22 maja gruchnęła wiadomość o tym, że PGE zamierza wykupić 100% akcji Polenergii. W wezwaniu za jedną akcję spółki Kulczyków PGE oferowała 16,29 zł. Łącznie transakcja mogłaby wynieść 740 mln zł. To jednak nie pieniądze wywołały największe zaskoczenie – państwowy gigant już ma na swoim koncie dużo większe transakcje. Najbardziej istotne jest to, że PGE mogłoby się stać niekwestionowanym liderem w dziedzinie farm wiatrowych offshore (na morzu) w Polsce.

Wezwanie na akcje Polenergii pojawiło się trzy godziny po tym, jak spółka Kulczyków porozumiała się z norweskim Equinor (dawniej Statoil) w sprawie współpracy przy budowie farm wiatrowych Bałtyk II i Bałtyk III. Pierwsza z nich miałaby zostać oddana w 2026 roku, a druga cztery lata wcześniej.

Przejęcie Polenergii skutkowałoby tym, że w rękach PGE znalazłyby się wszystkie planowane farmy wiatrowe offshore w Polsce, a inwestycje te zostałyby zabezpieczone przed ewentualnym przejęciem przez zagraniczny kapitał. Warto bowiem wspomnieć, że po przejęciu Kulczyk Investments przez Dominikę i Sebastiana Kulczyków, wzrosło prawdopodobieństwo sprzedaży należących do nich spółek. Taki los spotkał między innymi udziałów KI w SAB Miller – światowym potentacie w branży piwowarskiej. Jak donosi portal Wysokie Napięcie, Sebastian Kulczyk miał być tym, komu szczególnie zależało na sprzedaży udziałów w Polenergii. Z tej perspektywy działania PGE miały na celu zapobiec przejęciu pałeczki lidera energetyki offshore przez zagranicznego inwestora.

Gra warta świeczki

W sektorze farm wiatrowych offshore jest natomiast o co grać. W raporcie „Program rozwoju morskiej energetyki i przemysłu morskiego w Polsce” opracowanego przez Fundację na rzecz Energetyki Zrównoważonej oszacowano, że potencjał polskiej energetyki wiatrowej offshore sięga nawet 10 GW (4 GW do 2030 roku i 8 GW do 2035 roku). 

Jak dotychczas najbardziej zaawansowane są projekty Polenergii. Uzyskała ona wsparcie Equinoru oraz zgody środowiskowe. Spółka podpisała również umowę przyłączeniową. Kroki te pozwalają na budowę dwóch farm wiatrowych o łącznej mocy 1,2 GW już w 2026 roku, czyli 25% szacowanego potencjału do 2030 roku. 

Druga w wyścigu po morskie farmy wiatrowe jest PGE Energetyka Odnawialna. Jej „Program Offshore” zakłada budowę farmy wiatrowej offshore o mocy 1 GW. Jest to jeden z elementów rozwoju strategicznego firmy po 2020 roku. Powodzenie tych dwóch scenariuszy oznaczałoby, że zrealizowane zostałoby 50% scenariusza FEZ.

Tylko plany?

Sytuacja wokół planowanego zakupu Polenergii przez PGE zwróciły oczy wszystkich mediów branżowych na morską energetykę wiatrową, mimo iż w rzeczywistości informacja ta niewiele zmienia. W przypadku przejęcia Polenergii przez PGE, projekty Bałtyk II i III byłyby kontynuowane. Z drugiej strony wiele wskazuje na to, że pozostawienie Polenergii w rękach Kulczyk Investments lub nawet sprzedanie jej aktywów zagranicznym podmiotom, również nie zaszkodziłoby tym projektom.

Tymczasem PGE konsekwentnie pracuje nad powstaniem własnych farm wiatrowych. I tak w lutym tego roku spółka rozpoczęła dwuletnią kampanię pomiarową warunków wietrzności na Morzu Bałtyckim przy użyciu pływającego Lidaru. Testy siły wiatru przeprowadzane są na terytorium planowanej farmy Baltica.

Lidar stosowany przez PGE Energetyka Odnawialna; Źródło: PGE EO
Lidar stosowany przez PGE Energetyka Odnawialna; Źródło: PGE EO

Lidar umożliwia precyzyjne zbadanie prędkości i kierunku wiatru dokładnie na wysokości, na jakiej miałyby działać turbiny wiatraka. Ponadto pozwala on na zebranie danych dotyczących prądów morskich i fal. W rezultacie PGE zdobędzie szczegółowe informacje na temat warunków panujących na obszarze przyszłej farmy wiatrowej, co pozwoli na odpowiednie jej zaprojektowanie. Tak dokładne pomiary często były stosowane dopiero post factum i stosowano je do kalibracji już zamontowanego sprzętu.

Podbijanie stawki

Przejęcie Polenergii nie jest zatem dla PGE EO koniecznym warunkiem rozwoju morskich farm wiatrowych, a raczej szansą na zdobycie żółtej koszulki lidera jeszcze zanim wyścig na dobre się rozpocznie. Dodatkowym plusem byłoby zagwarantowanie dalszego postępu prac nad projektami Bałtyk II i Bałtyk III przed ich ewentualnym porzuceniem przez Kulczyków.

Niewykluczone, że w tej grze pozycja lidera niespecjalnie liczy się dla właścicieli Polenergii. Jeśli wierzyć tym pogłoskom, to deklaracja Kulczyk Investments o braku odpowiedzi na wezwanie PGE może być zwyczajnym podbijaniem stawki. Byłoby to o tyle prawdopodobne, że nabywca Polenergii jeszcze trzy lata temu musiałby zapłacić dwukrotność obecnej ceny. Może to nie satysfakcjonować rodzeństwa Kulczyk.

Z drugiej jednak strony PGE wcale nie musi dokonywać tego zakupu. Jedynie rozwijając farmę Baltica i prowadząc na niej prace zgodnie z harmonogramem może dostarczyć 1 GW energii już w przeciągu kilku najbliższych lat. Tylko zatem korzystając z własnych sił i prowadząc prace w sposób konsekwentny spółka mogłaby wyprzedzić Polenergię nawet bez pochłaniania spółki. Dla rynku najważniejsze jest jednak to, że w każdym z możliwych wariantów rynek będzie się rozwijał i w najbliższych latach miks energetyczny może wzbogacić się o energię odnawialną produkowaną na Bałtyku.

Reklama
Reklama

Komentarze