Reklama

Analizy i komentarze

Sprytny ruch Trumpa z wiatrakami. „Zatrzymanie bez zatrzymania”

Autor. CreativeNature_nl / Envato Elements

Spośród pierwszych decyzji prezydenta Trumpa warto zwrócić szczególną uwagę na ruch z morską energetyką wiatrową. Może on być emblematyczny dla całej polityki energetycznej gospodarza Białego Domu.

Czekam na wiatr, co rozgoni

Jedną z pierwszych decyzji prezydenta Donalda Trumpa, podjętą tuż po zaprzysiężeniu, było wstrzymanie wydawania nowych pozwoleń na budowę morskich farm wiatrowych oraz przeprowadzenie oceny na gruncie „ekologicznym, ekonomicznym i środowiskowym” już wydanych pozwoleń celem ich ewentualnej zmiany lub cofnięcia.

Ruch ten nie był niespodzianką - w czasie kampanii wyborczej nowy-stary prezydent USA wielokrotnie krytykował morskie farmy wiatrowe, m. in. ze względu na ich wpływ środowiskowy. Niemniej, dla zwolenników Trumpa w Ameryce i poza nią, decyzja ta stała się dowodem na „zatrzymywanie transformacji energetycznej” oraz odrzucanie „zielonego ładu”, jakkolwiek to rozumieć. Jednakże w rzeczywistości blokowanie sektora offshore to w dużej mierze… zasłona dymna.

Czarne, skłębione zasłony

Żeby zrozumieć, o co chodzi w całej sytuacji, najpierw trzeba ją osądzić w kontekście amerykańskiej morskiej energetyki wiatrowej. Jest to branża, która praktycznie… nie istnieje. Moce w tej technologii sięgają zaledwie… ok. 50 megawatów. Nie, nie ma tu żadnej pomyłki: cały potencjał amerykańskiej morskiej energetyki wiatrowej to dosłownie kilka turbin.

YouTube cover video

Offshore ma w Stanach pod górkę i w ciągu ostatnich lat przypadających na czas prezydentury Joe Bidena sektor nie rósł praktycznie wcale jeśli chodzi o moc zainstalowaną. Miały to zmienić ambitne plany poprzedniego prezydenta, ale nie wiadomo, czy istnieją szanse, by się ziściły. Wiatraki na morzu przegrywają bowiem w USA walkę konkurencyjną z tanimi, kopalnymi nośnikami energii (przede wszystkim gazem) oraz tańszymi źródłami odnawialnymi (wiatr na lądzie, fotowoltaika). Można zatem powiedzieć, że prezydent Trump nie zablokował rozwoju offshore, bo sektor ten się w USA po prostu nie rozwijał.

Niektórzy mogą jednak zwrócić uwagę na fakt, że w czasie prezydentury Bidena wydano szereg pozwoleń mających ustawić Amerykę na torach do osiągnięcia celu 30 GW mocy w morskich wiatrakach do 2030 roku. Jednakże po pierwsze, trudno oszacować, ile z planowanych mocy faktycznie mogło się zmaterializować. Jak bowiem wspomniano wyżej, w USA offshore zmagał się z bardzo trudną konkurencją w postaci m. in. energii konwencjonalnej, która była tańsza niż np. w Europie. Tymczasem warto podkreślić, że na Starym Kontynencie morskie wiatraki też wpadły w tarapaty, czego przykładem jest Dania. Co więcej, w amerykańskie projekty offshore zaangażowały się przede wszystkim spółki z Europy (m. in. BP, EDF, Engie, Equinor, Iberdrola, Ørsted). Oznacza to, że decyzja Trumpa daje mu dodatkową kartę atutową do gry z Europejczykami.

Podsumowując, ruch nowego prezydenta USA ws. offshore nie jest ani końcem transformacji energetycznej USA, ani nawet jakąkolwiek istotną zmianą w jej obrębie. To raczej zapowiedź sprytniejszej i bardziej transakcyjnej polityki energetycznej, jaką prowadzić będą Stany Zjednoczone.

Reklama

Komentarze

    Reklama
    Reklama