Reklama

Dziwne weto prezydenta. Uderzył w… polski przemysł

Autor. Canva engineering

Prezydent Nawrocki swoim najnowszym „energetycznym” wetem uderzył w… polski przemysł - ale także w zwykłych obywateli, otrzymujących rachunki za prąd.

Prezydent Karol Nawrocki zawetował 25 sierpnia projekt „ustawy o zmianie niektórych ustaw w celu dokonania deregulacji w zakresie energetyki”. Za tą nazwą kryje się krótka, ale stosunkowo istotna propozycja legislacyjna, która nie tylko dostosowuje części polskiej energetyki do aktualnej sytuacji w sektorze, ale też realizuje postulaty przemysłu, obywateli, a nawet… niektórych doradców samego pana prezydenta.

Szczegóły omawia red. Jakub Wiech w najnowszym odcinku podcastu Elektryfikacja:

YouTube cover video

Poniżej zaś można znaleźć skrótowy opis całej sprawy:

Na czym polegała ustawa?

Głównymi przepisami projekty były: podwyższenie progu mocowego (z 1 MW do 5 MW), dla którego konieczne jest uzyskanie koncesji od prezesa Urzędu Regulacji Energetyki na budowę źródeł odnawialnych oraz podwyższenie innego progu mocowego dla instalacji fotowoltaicznej (ze 150 do 500 kW), dla którego wymagane było uzyskanie pozwolenia na budowę, pod warunkiem, że instalacja nie oddawałaby energii do powszechnej sieci elektroenergetycznej. W ustawie były tez przepisy upraszczające rachunek za energię, który dostajemy jako jej konsumenci (wreszcie byłby on czytelny) oraz poszerzające tzw. cable pooling (w skrócie: chodzi o poszerzenie dostępności istniejącego systemu pod źródła wytwórcze, ale przede wszystkim: magazyny).

Jak weto tłumaczy obóz prezydenta?

Pałac Prezydencki - w osobie ministra Boguckiego - tłumaczy to następująco: „rząd po raz kolejny próbuje w ramach instalacji OZE dopuścić do swego rodzaju samowolki”; pan minister wspominał też coś o lobbystach. Jednakże, to tłumaczenie istotnie odbiega od merytorycznej oceny samego projektu.

Co jest nie tak z wetem?

Po pierwsze, wbrew tłumaczeniom prezydenta, o żadnej „samowolce” w budowie źródeł odnawialnych nie może być mowy. To, że poluzowano przepisy dot. pozwoleń na budowę czy koncesjonowania nie znaczy, że wszędzie będzie można postawić sobie farmę fotowoltaiczną. Pozostałe przepisy dot. np. technicznego umiejscawiania takich inwestycji pozostają dalej w systemie prawnym. Po prostu projektem zdejmowano z przedsiębiorców ciężary administracyjne, ułatwiano im możliwość budowy źródeł zasilania, a skorzystałby na tym przede wszystkim przemysł energochłonny - bo tajemnicą poliszynela jest, że projekt był szyty głównie pod ten sektor.

Po drugie, projekt był konsultowany z przedsiębiorcami - z Pracodawcami RP, z Konfederacja Lewiatan, z Federacją Przedsiębiorców Polskich, ze Związkiem Przedsiębiorców i Pracodawców. W uwagach przesłanych przez przedsiębiorców sugerowano podniesienie progu koncesyjnego do nawet 50 MW, po to, żeby źródła odnawialne zrównać w tym zakresie z jednostkami konwencjonalnymi. Natomiast przedsiębiorcy patrzyli na tę regulację bardzo przychylnie. Projekt był też konsultowany m. in. z URE, który również patrzył na sprawę przychylnie.

Po trzecie, projekt popierała pani… Wanda Buk, czyli obecna doradczyni pana prezydenta ds. energetycznych. Można wciąż znaleźć wypowiedź pani Buk wzywającą do tego, żeby zrównać obowiązek koncesyjny OZE z jednostkami konwencjonalnymi, bo po upłynni transformację energetyczną kraju.

Po czwarte, za projektem głosowało 251 posłów - prawie cały klub KO (155), prawie cała Trzecia Droga (60), prawie cała Lewica (20), połowa posłów Konfederacji (8), wszyscy Republikanie (4), poseł Zawiślak z Konfederacji Korony Polskiej, dwójka posłów niezależnych oraz poseł Ireneusz Zyska z PiS. Tak więc nie jest to projekt jednej ekipy, tylko znacznie szerszy.

Jakie zatem mogą być przyczyny weta? O tym w zalinkowanym wyżej podcaście.

Reklama
Reklama

Komentarze

    Reklama