Reklama

Analizy i komentarze

Czy polskie firmy zarobią na farmach offshore? Czas goni [KOMENTARZ]

Fot. Pexels
Fot. Pexels

W ubiegłym, 2021 roku, położono podstawy prawne pod budowę polskich farm wiatrowych. Kilka wielkich koncernów, zwykle w parach, uzyskało wsparcie od Urzędu Regulacji Energetyki. Do 2030 r. ma powstać pięć farm o całkowitej mocy 5,9 GW. Tymczasem toczy się rozgrywka o to, kto na tych projektach zarobi.

URE przyznało wsparcie projektom Orlenu i Northland Power, Polenergii i Equinoru, RWE i Ocean Wind oraz PGE i Orstedu. Od samego początku spółki podkreślały kwestię tzw. local content, czyli udziału polskich firm w tych wielomiliardowych projektach.

PGE chce wybudować aż trzy morskie farmy wiatrowe za pośrednictwem swojej spółki-córki PGE Baltica powołanej do życia w 2019 roku. Pierwsza ma powstać farma Baltica 3 o mocy 1500 MW w 2026 roku, a następnie Baltica 2 o mocy 1045 MW do 2027 roku. Na końcu, PO 2030 r. ma zostać uruchomiona Baltica 1 (896 MW).

Baltica 2 i 3 dostały decyzje środowiskowe, lokalizacyjne, umowy na przyłączenie do sieci przesyłowej oraz prawo do kontraktu różnicowego. Partnerem PGE jest doświadczony w branży duński Orsted. Na chwilę obecną zrealizował on najwięcej takich projektów na świecie. Posiada farmy wiatrowe w Stanach Zjednoczonych, Tajwanie, Danii, Niemczech, Wielkiej Brytanii i Niderlandach. Wybudowali razem 40 farm o łącznej mocy 9,9 GW. Orsted podpisał również list intencyjny ws. farm offshore z ZE PAK-iem.

Baltic Power, czyli spółka joint venture Orlenu i kanadyjskiego Northland Power (z 51% udziałów Orlenu) będzie budować jedną farmę o mocy 1,2 GW na wysokości Łeby. Polenergia i Equinor również dzielą się udziałami po 50% w spółkach celowych MFW Bałtyk II oraz MFW Bałtyk III. Rozpoczęcie budowy planowane jest na 2025-2026 rok, łączna moc zainstalowana obu farm ma wynieść 1440 MW. Do tych dwóch projektów doszedł kolejny, za który odpowiadać będzie spółka MFW Bałtyk I. Ta farma ma z kolei planowaną moc 1560 MW. Państwowy norweski Equinor kojarzony jest przede wszystkim z wydobyciem i dystrybucją, ale ma już pewne doświadczenia w budowie farm offshore w Szkocji, ale też... w Nowym Jorku.

Niemieckie RWE otrzymało zgodę lokalizacyjną na farmę wiatrową na Bałtyku o mocy 350 MW (F.E.W. Baltic II). Wiekowa spółka energetyczna ma ambitne plany budowy kolejnych farm u wybrzeży Danii, Szkocji oraz oczywiście na niemieckich wodach.

PGE szumnie zapowiadało, że z ich szacunków wynika, że aż 100 polskich podmiotów zarobi na budowie ich morskich wiatraków. Będzie to znacznie trudniejsze, jeśli nie powstaną porty dla offshore na terenie naszego kraju. O to zresztą branża alarmuje już od dawna.

Porty

Sierpień 2021. Morski Port Gdynia zleceniodawcą budowy portu instalacyjnego dla farm offshore. Rząd przyjmuje uchwałę o powstaniu terminalu instalacyjnego w Gdyni. Morski Port Gdynia zapowiada, że terminal będzie gotowy w 2026 r., a przed oddaniem tymczasowo obsługa offshore będzie z portu wewnętrznego, aby już w 2023-4 można było obsłużyć deweloperów. Do tego celu potrzebne będzie odpowiednie poukładanie logistyki.

Również w sierpniu do mediów wyciekła analiza nawigacyjna dla Portu Gdynia, która wskazuje, że najpoważniejszym problemem w tym scenariuszu będzie szerokość wewnętrznego wejścia do portu (140 m) a także wejścia głównego (150 m).  

„Przewożenie ładunku (czyli łopat turbin wiatrowych - przyp.red.) o długości 115,5 m w poprzek kadłuba powoduje, że odległość boczna do latarni nawigacyjnych wynosi odpowiednio 12,5 m w przejściu pilotowym i 17,25 m w wejściu głównym, co sprawia, że manewry tak załadowanym statkiem są zbyt ryzykowne" - głosi analiza.

Październik 2021. „Gazeta Polska" donosi, że trzy z czterech ofert, które zabiegają o 30-letni kontrakt to spółki chińskie. Pierwsza istotna kwestia to fakt, że kontrakt na budowę terminala opiewa na 3,3 mld zł. Nietrudno wywnioskować, że generalny wykonawca będzie miał podwykonawców, a tamci swoich itd. Ponadto wszystkie te firmy będą musiały skorzystać z rozmaitych usług innych przedsiębiorstw. Czy chiński wykonawca zatrudniłby polskie firmy, korzystał z ich produktów i usług? 

Dodatkowo, jedna z tych spółek już zarządza częścią portu, niedaleko Stoczni Wojennej i infrastruktury, której używa NATO. „Temat podnoszony jest przez przedstawicieli armii amerykańskiej, dla której Gdynia jest głównym portem przeładunkowym sprzętu. Sytuację komplikuje także bliskie sąsiedztwo terenów przeładunkowych, których dotyczy zainteresowanie Chińczyków, z PGZ Stocznią Wojenną w Gdyni, w związku z planami uczestnictwa stoczni w rozbudowie i tworzeniu projektów dla sił zbrojnych państw NATO" - donosiło O2.

Statki

Porty instalacyjne to nie wszystko. Do budowy farm potrzeba oczywiście również odpowiednich statków. Jak dotąd największe polskie stocznie nie dostały zamówień na podobne jednostki. Wiemy, gdyż zapytaliśmy producentów. Stocznia Remontowa Shipbuilding, Grupa Przemysłowa Baltic oraz Stocznia Wulkan nie otrzymały zamówień na tego typu obiekty. GP Baltic powstała w wyniku połączenia podmiotów należących do Agencji Rozwoju Przemysłu, czyli Stoczni Gdańskiej, GSG Towers, Energomontaż Północ Gdynia oraz Baltic Operator. Okolicznością, czy powodem integracji była właśnie chęć uczestniczenia w projektach offshore. 

Już w lutym 2020 r. na naszych łamach Maksymilian Dura pisał o tym, że taki scenariusz będzie prowadzić do tego, że te jednostki będą wykonane przez podmioty zagraniczne, podobnie jak w przypadku obsługi ze strony portów. A przecież to wciąż nie wszystko. Morski wiatrak to nie tylko to co nam najczęściej staje przed oczami kiedy pomyślimy o tym słowie. To o wiele bardziej skomplikowana konstrukcja niż lądowy brat. Po pierwsze potrzebna jest sekcja mocująca kompleks do dna, która sięga 10 metrów w głąb podłoże morskiego. Po drugie, konstrukcja wsporcza, która wynosi całość ponad powierzchnię morza o wysokości ok. 60 m wadze ponad 1000 ton. Po trzecie, tu już przechodzimy do właściwego wiatraka, wieża o wys. Ok. 120 m i wadzie 700 ton. Po czwarte, turbina w długości 24 m i wadze 390 ton. Po piąte i ostatnie, trzy łopaty o długości 80-100 m i wadze 390 ton.

Mamy początek 2022 roku i o ile wykonanie elementów wyżej wspomnianych to nie jest kwestia lat, o tyle wykonanie statków do budowy offshore zajmuje znacznie dłużej. Jeśli polskie firmy, a są takie, które mogłyby wykonać podobne zamówienie, miałyby dostać zlecenie, powinny już być w trakcie realizacji, zwłaszcza jeśli konstrukcja morskich ma się rozpocząć w 2024 roku.  

Ochrona

Nie wiadomo również, kto miałby ochraniać, ubezpieczać morskie wiatraki. Wedle analityków Defence24.com Marynarka Wojenna nie ma odpowiednich środków, a Morski Oddział Straży Granicznej działa w odległości 12 mil morskich (1 Mm = 1852 m) od brzegu. Spółki, które mają w planach budowę farm na morzu, nie odpowiedziały na nasze pytania na ten temat.

Zwykle, za ochronę morskich wiatraków odpowiada marynarka. To dosyć naturalne - odpowiadają one za sporą część produkcji energii, przynajmniej w regionach nadmorskich, dlatego są ważnym elementem systemu bezpieczeństwa narodowego.

Ta kwestia właściwie jeszcze nie została poruszona w polskiej debacie publicznej a jest niezwykle istotna. Zaburzyć pracę czy nawet zniszczyć wiatraki morskie obce wojska mogą stosunkowo łatwo. Doskonale wiemy, że do morza Bałtyckiego ma dostęp co najmniej jedno państwo, które chętnie wykorzystuje armię nie tylko do podobnych ingerencji, ale do najeżdżania i niekiedy okupacji swoich sąsiadów.

Skończy się jak zawsze?

Wedle szacunków Agencji Rozwoju Przemysłu, że budowanie w najbliższej dekadzie morskich elektrowni wiatrowych o mocy 8 GW zwiększyłoby nasze PKB o 4-5 mld euro rocznie oraz stworzyłoby od ok. 70 tys. do 120-130 tys. miejsc pracy do 2030 r. Jednocześnie local content szacowany jest maksymalnie obecnie na 20-25 proc. Jedno jest pewne -- ten odsetek powinien być możliwie jak największy, nawet 50 proc. Jeszcze bardziej optymistycznie nastawione jest Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej. W 2018 r. zapowiadało, że już wtedy polskie firmy mogły dostarczyć połowę komponentów potrzebnych do zbudowania morskich farm. Szef PSEW, Janusz Gajowiecki wyliczał, że istnieje 80 firm, które mogłyby zapewnić odpowiednie produkty i usługi, począwszy od infrastruktury przyłączeniowej aż po eksploatację i utrzymanie farm wiatrowych na morzu. Wiele z nich od lat dostarcza takie rozwiązania na eksport. Dodawał, że 6 GW mocy zainstalowanej na morzu przyniesie 60 mld polskiemu PKB i wygeneruje 70-80 tys. miejsc pracy.

To będą farmy w naszej części Morza Bałtyckiego, z których prąd będzie płynąć do polskich domów i firm. Na czym Polska ma się bogacić, jak nie na takich projektach? Nie tylko offshore, ale cała transformacja energetyczna jest ogromną szansą na awans ekonomiczny naszego kraju. Z całkiem prostego powodu - mamy po prostu bardzo dużo do zrobienia na drodze do neutralności klimatycznej jako tzw. monokultura węglowa.

Aby nie siać jedynie defetyzmu, już dziś korzystamy z zielonego kursu - w ciągu ostatniej dekady Polska stała się potentatem pod względem produkcji baterii litowo-jonowych do samochodów elektrycznych. Jesteśmy europejskim liderem eksportu a także piątym największym eksporterem na świecie. W 2020 roku wartość sprzedanych poza granice baterii sięgnęła 4 mld euro, czyli niemal dwukrotnie więcej niż rok wcześniej.

Samochody elektryczne to sfera o wiele bardziej powszechna, międzynarodowa. Morskie farmy wiatrowe to projekty nad którymi niemal pełną kontrolę mają polskie spółki. Powinny zadbać, aby to polskie firmy, tam gdzie mogą, były dostawcami i usługodawcami. Jak na razie, delikatnie mówiąc, wydaje się, że ten potencjał nie będzie w pełni wykorzystany, a z pewnością mógłby.

Reklama
Reklama

Komentarze