Najnowsza faza amerykańskich sankcji dotknęła osobiście Igora Sieczina, najpotężniejszą osobę w rosyjskim sektorze energetycznym i jednocześnie prawą rękę Władimira Putina. Nie powtórzyła się jednak sytuacja, w wyniku której wpisanie na „czarną listę” Giennadija Timczenki wprost przełożyło się na kłopoty powiązanej z nim spółki gazowej Novatek. Spadek notowań Rosnieftu na moskiewskim parkiecie był umiarkowany. Taki stan rzeczy nie dziwi ponieważ rynek spodziewał się znacznie głębszego zakresu sankcji nałożonych na Rosję. Z drugiej strony naftowy supergigant przygotowywał się do amerykańskich działań od dłuższego czasu i to nie tylko w zakresie restrykcji personalnych, ale także takich, które mogłyby objąć działalność całej firmy. Świadczy o tym m.in. niedawne azjatyckie tournée Sieczina, podczas którego odwiedził Tokio, Seul, Hanoi i New Delhi.
To co wydaje się szczególnie interesujące w kontekście powyższej sytuacji z perspektywy polskiego komentatora to stopień przygotowania państwowych spółek na ewentualne objęcie sankcjami amerykańskimi spółki Rosnieft (np. w ramach restrykcji sektorowych zapowiadanych przez Obamę). Polska jako Sojusznik Stanów Zjednoczonych i jedno z państw najgłośniej domagających się twardej odpowiedzi międzynarodowej na rosyjskie działania na Ukrainie może przecież spotkać się z sytuacją, w ramach której konieczne stanie się wsparcie restrykcji nałożonych przez Waszyngton na naftowego giganta zarządzanego przez Igora Sieczina (z taką sytuacją mamy do czynienia aktualnie np. w Japonii). Byłaby to niezwykle trudna sytuacja ponieważ Grupa Lotos i PKN Orlen mają podpisane z tą spółką umowy długoterminowe na dostawy ropy naftowej. To m.in. skutek nowej polityki rosyjskiej, która w ostatnim czasie dążyła do ograniczenia roli pośredników i zawierania kontraktów bezpośrednich pomiędzy producentem i nabywcą surowca.
Respektowanie/wspieranie przez stronę polską restrykcji wymierzonych w Rosnieft mogłoby uruchomić w kontraktach zwartych przez Rosjan z Lotosem i Orlenem tzw. klauzule wyższej konieczności (z fr. „force majeure”). Spowodowałyby one zawieszenie istniejących umów bez konieczności wypłacania odszkodowania przez stronę polską. Tyle tylko, że w efekcie rafinerie nad Wisłą straciłyby głównego dostawcę surowca.
Polska jest członkiem Międzynarodowej Agencji Energetycznej. Jej mechanizmy zapewniają naszemu państwu pomoc w przypadku nagłego przerwania dostaw ropy naftowej (tzw. Oil Emergency Sharing System). Chodzi m.in. o tworzenie przez kraje członkowskie zapasów czarnego złota, środków zmniejszających jej wewnętrzny popyt oraz posiadanie instrumentów relokacji surowca. Teoretycznie więc nie pozostalibyśmy osamotnieni w naszych problemach.
Z perspektywy długoterminowej pozyskiwanie odpowiedniej ilości nierosyjskiej ropy byłoby jednak niezwykle problematyczne. Do czasu zakończenia rozbudowy gdańskiego Naftoportu nie posiada on ani satysfakcjonujących zdolności przeładunkowych (chodzi o rozładowanie surowca i jego wtłoczenie w sieć przesyłową), ani odpowiedniego zaplecza magazynowego. Odrębną kwestią do rozwiązania pozostaje także przystosowanie polskich rafinerii do przerobu ropy innej niż Rebco.