Reklama


Decyzyjny paraliż 

Dziś kluczowy dla bezpieczeństwa państwa sektor energetyczny wciśnięty jest pomiędzy kompetencje trzech ministerstw: gospodarki, skarbu państwa i środowiska. Efekt? Totalny bałagan i bezwład tak w wymiarze legislacyjnym jak i organizacyjnym. W tym sensie sprawa memorandum gazowego może się powtórzyć i to na znacznie większą skalę. Dziś nie ma de facto ośrodka koordynującego politykę energetyczną państwa. Minister Gospodarki twierdzi, że panuje a nie rządzi. Rzeczywiście, poza inicjatywą legislacyjną nie ma innych narzędzi pozwalających na realne kształtowanie polityki energetycznej państwa. Nadzór właścicielski sprawuje bowiem niepodzielnie minister skarbu, kwestie klimatyczne są domeną ministra środowiska a politykę taryfową prowadzi niezależny regulator. Mało tego, kluczowe inwestycje są planowane i prowadzone przez częściowo sprywatyzowane spółki, które w swojej działalności muszą się kierować przede wszystkim interesem akcjonariuszy. W efekcie każda poważniejsza inicjatywa wymaga skomplikowanych, wielostronnych ustaleń i ciągłego zawierania kompromisów. Dość ryzykowne podejście jak na strategiczny sektor gospodarki.

Nadzór międzyresortowy się nie sprawdził

Może więc pomysł z ministerstwem energetyki nie jest zły. Tym bardziej, że nasze doświadczenia wskazują wyraźnie, że żadne zespoły nie zdają na dłuższą metę egzaminu a efekty ich pracy są mizerne. Przykłąd? Premier Donald Tusk powołał 14 czerwca 2010 roku (zarządzeniem numer 40) Międzyresortowy Zespół do spraw Realizacji Polityki Energetycznej Polski do 2030 roku. Zespół miał być organem pomocniczym prezesa rady ministrów, a na jego czele stanął minister gospodarki. I co? I nic. Przypomnę, że mówimy o czasach, kiedy wicepremierem był Waldemar Pawlak. To bardzo istotne, bo wedle nieoficjalnych informacji to właśnie on zabiegał o to, aby w skład zespołu nie wchodzili przedstawiciele służb specjalnych. Tak czy inaczej w oficjalnych dokumentach nie sposób znaleźć wzmianki o doproszeniu przedstawiciela ABW czy AW do tego gremium. Dla niedowiarków link ze składem zespołu i treścią zarządzenia premiera.

Mamy więc już jeden zespół, bardzo dobrze umocowany, tylko dotychczas trudno dostrzec wyniki jego pracy. Wydaje się, że byłoby czymś bardzo logicznym, gdyby właśnie w takim gronie omawiane były kwestie dotyczące bezpieczeństwa energetycznego państwa, z memorandum gazowym włącznie. Tymczasem politycy proponują dziś powstanie kolejnego ciała koordynującego…

Konieczne jest powstanie ministerstwa energetyki

Biorąc powyższe pod uwagę warto poważnie rozważyć propozycję powołania nowego ministerstwa, które mogłoby się zająć realnym prowadzeniem polityki energetycznej a nie bezowocną koordynacją. Widać to doskonale na przykładzie legislacji. Otóż rząd nie jest w stanie od kilku już lat przeprowadzić przez parlament kompleksowej nowelizacji prawa energetycznego. Powód? Niekończące się spory pomiędzy ministrami i brak jednego ośrodka decyzyjnego w obszarze energetyki. Podobnie wygląda kwestia zobowiązań ws. pakietu klimatycznego. Przedstawiciele poszczególnych ministerstw prezentują zbliżone, choć dość odmienne stanowiska w sprawach, w których nasze zobowiązania liczone są w miliardach zł. Przykłady można mnożyć. Tylko po co? Może lepiej podjąć realne działania tym bardziej, że za chwilę czekać nas będzie poważna dyskusja na temat realizacji strategicznych, z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa, inwestycji energetycznych. Inwestycji, których ciężaru poszczególne spółki nie są w stanie unieść ze względów ekonomicznych. Czy wówczas urzędnicy znowu powołają kolejną radę, aby wypracowała w tej sprawie komunikat? Niestety na to wygląda.

Maciej Sankowski
Reklama

Komentarze

    Reklama