Reklama

Kwestie bezpieczeństwa energetycznego w coraz większym stopniu odciskają swoje piętno na kadencji Ewy Kopacz. Już u progu swoich rządów premier RP musiała zmierzyć się z problematyką polityki klimatycznej podczas dedykowanego jej szczytu UE. Później mogliśmy obserwować jej zmagania w górnictwie związane z trudną sytuacją niektórych kopalń należących do Kompanii Węglowej (notabene obie kwestie powrócę w dyskursie publicznym niczym bumerang). Jak się okazuje podobne wyzwania -związane z sektorami: naftowym, gazowym i węglowym- stanęły przed Prezesem Rady Ministrów podczas wizyty w Kijowie.  

Przy okazji tego wydarzenia opinia publiczna dowiedziała się m.in. o tym, że zostanie zwiększona moc połączenia gazowego pomiędzy Polską i Ukrainą. Nad Dniepr popłynie dzięki temu błękitne paliwo z gazoportu w Świnoujściu. Chodzi m.in. o umowę jaką 17 grudnia ubiegłego roku państwowy Gaz System podpisał z ukraińskim Ukrtransgazem Powyższa informacja jest bardzo ciekawa ponieważ nie jest tajemnicą, że zwiększeniem możliwości przesyłowych pomiędzy nadwiślańskim i naddnieprzańskim rynkiem gazowym był zainteresowany także sektor prywatny, przy czym plany te zakładały tłoczenie na Ukrainę surowca z innego źródła niż polski terminal. Nie bez powodu premier Jaceniuk odnosząc się do porozumienia z Polską stwierdził"Chcę podkreślić, że chodzi tutaj nie o rewers rosyjskiego gazu" [1]. Na fakt ten zwróci uwagę zapewne niewielu komentatorów. 

Drugą kwestią dotyczącą sektora gazowego dyskutowaną przez premier Kopacz ze stroną ukraińską była sprawa dostaw rewersowych. Zgodnie z informacjami mediów począwszy od 1 stycznia br. Kijów nie importuje już błękitnego paliwa przez terytorium Polski. Prawdopodobnie z powodów finansowych o czym świadczy wypowiedź szefa Naftohazu, Andrieja Kobolewa. Stwierdził on, że wczoraj (19 stycznia) rozpoczęły się rozmowy z Polakami mające zdefiniować nowy poziom cen dla usług rewersowych (nasz kraj czerpie zyski z tytułu przesyłu, surowiec należy natomiast do spółki niemieckiej) [2] 

Chyba nikt nie zauważył, że premier Ewa Kopacz przebywając w Kijowie rozmawiała także na temat tzw. Euroazjatyckiego Korytarza Transportu Ropy Naftowej [3]. Chodzi o koncepcję dostaw kaspijskiej ropy naftowej nad Bałtyk, której elementem jest postulowane połączenie ropociągu Odessa-Brody z Płockiem i dalej Gdańskiem. Projekt ten przeżywa liczne problemy natury geopolitycznej, ale także finansowej [4]. W najbliższym czasie spółka Sarmatia, która go realizuje musi zostać dokapitalizowana przez swoich udziałowców. Jednym z nich jest strona ukraińska, która w wyniku drenażu finansowego związanego z wojną w Donbasie może mieć z tym problemy. Ciekawe w tym kontekście jest to, czy obiecany władzom w Kijowie przez Polskę kredyt będzie mógł zostać w jakiejś części przeznaczony m.in. na ten cel? 

Mówimy o 100 mln euro, których celem według KPRM ma być "wsparcie ukraińskiej gospodarki i wzmocnienie relacji gospodarczych między oboma krajami". Pomoc ma "dotyczyć projektów z udziałem polskich przedsiębiorców" [5]. Niewykluczone, że chodzi m.in. o inwestycje energetyczne, co podkreślił premier Jaceniuk stwierdzając, że część puli pozyskanej z Warszawy może zostać przeznaczona na modernizację elektrowni cieplnych, tak by mogły one używać polskiego węgla [6]. W chwili obecnej zużywają one bowiem głównie węgiel wysokoenergetyczny tzw. Antracyt, który nad Wisłą nie jest wydobywany [7].

Jeśli informacje przekazane opinii publicznej przez premiera Ukrainy potwierdzą się, to Ewie Kopacz należą się szczere gratulacje. Udzielenie  kredytu obwarowanego przymusem jego wykorzystania w taki sposób, by przyniósł on korzyść Polsce jest sensowne i niestety dość nowatorskie jak na nadwiślańskie realia (mówimy bowiem o naprawdę dużych projektach). Docierające do mediów strzępki informacyjne pozwalają sądzić, że tak właśnie jest. Przynajmniej w obszarze węgla choć niewykluczone, że skorzystają również inne sfery dotykające potencjalnej polsko-ukraińskiej kooperacji energetycznej. 

Reklama
Reklama

Komentarze