Reklama

PGNiG wycofał się z wyścigu o polskie aktywa EDF. Prasa zastanawia się z czego wynikał ten nagły zwrot akcji. Tym bardziej, że spółka wydawała się zdecydowana na udział w tej akwizycji. Zdaniem „Parkietu” gazowy potentat kumuluje gotówkę, która będzie potrzebna do przejęcia pól gazowych na szelfie norweskim. Źródła Energetyka24 w spółce potwierdzają te informacje. 

Surowiec wydobywany na norweskich koncesjach PGNiG (obecnie około 0,7 mld m3 rocznie, docelowo prawdopodobnie ponad 2 mld m3) ma być po powstaniu tzw. Korytarza Norweskiego tłoczony w kierunku Danii i dalej do Polski (na odcinku duńsko-polskim poprzez planowany gazociąg Baltic Pipe o docelowej przepustowości 7,5 lub 10 mld m3 rocznie). Cel tego przedsięwzięcia jest jasny – chodzi o sprowadzenie jak największej ilości nierosyjskiego błękitnego paliwa by zwiększyć bezpieczeństwo kraju i zyskać szanse eksportowe np. na rynki wyszehradzkie lub Ukrainę. 

PGNiG chciałoby by jak największa ilość gazu wysyłanego z Norwegii do Polski pochodziła z jego wydobycia na szelfie. Kwestią otwartą pozostaje jednak wielkość kosztów zakupu przez potentata nowych złóż. Spółka od roku, otwarcie komunikuje potrzebę ich nabycia, tłumacząc to koniecznością wdrożenia strategicznego planu dywersyfikacji dostaw. Potencjalny sprzedający zapewne odnotowali ten fakt, co może mieć wpływ na wycenę. Dodatkowym elementem komplikującym nieco układankę jest również to by były to koncesje, na których gaz będzie można wydobywać jak najdłużej.

Spoglądając z tej perspektywy, teoretycznie interesująco prezentowałaby się kooperacja PGNiG i Lotosu posiadającego już złoża na szelfie norweskim. Podczas prezentacji nowej strategii gazowego koncernu prezes Piotr Woźniak w dość jasny sposób podkreślał, że „nie widzi w tym zakresie synergii”. Rzeczywiście trudno wyobrazić sobie by Lotos przesyłał poprzez Korytarz Norweski wydobywany przez siebie gaz i tłoczył go do Polski tworząc niejako konkurencję dla PGNiG. A gdyby takiej konkurencji nie było?

Kwestia konsolidacji polskich firm paliwowych to temat, który od momentu sformowania się rządu Beaty Szydło powraca w obiegu medialnym stosunkowo regularnie. Powstanie bardziej szczegółowych analiz w tej sprawie zapowiadał były minister skarbu Dawid Jackiewicz. Miały one dotyczyć kilku wariantów potencjalnych działań, choć o dwóch mówiono najgłośniej. 

Pierwszy z nich zakładał jakąś formą zintegrowania PKN Orlen i Grupy Lotos, a temat ten odżył przy okazji prezentacji nowej strategii Orlenu. Chodzi o pojawiające się w dokumencie sformułowanie o „możliwości rozwoju nieorganicznego” i spore zapasy gotówki, którymi dysponuje płocka spółka. 

Według źródeł Energetyka24 zbliżonych do PKN Orlen faktycznie opcja konsolidacji w tym wariancie cały czas jest aktualna, jednak konkretne decyzje nie zapadną przed majem br. w związku z kończącą się kadencją zarządu spółki. 

Plotki o konsolidacji dementuje za to zdecydowanie, w rozmowie z Energetyka24, źródło zbliżone do Grupy Lotos.

Wydaje się więc, że spółki toczą typową dla siebie grę – jedne „o przetrwanie”, inne o narzucenie swoich planów. Decydenci nadal pozostają niezdecydowani jaką formę powinna owa konsolidacja przyjąć. Bo o tym, że sam proces jest nadal rozważany świadczą inne nieoficjalne informacje, do których dotarła Energetyka24. Sugerują one, że do PGNiG mogłyby zostać włączone upstreamowe (wydobywcze) elementy niektórych spółek paliwowych (to druga koncepcja nagłaśniana przez Jackiewicza). Inną opcją byłby ich zakup. Tymczasem Lotos wydobywa obecnie na norweskim szelfie około 750 mln m3 surowca rocznie. Ponadto rozpoczął rozdzielanie usług serwisowych od upstreamu (obejmującego złoża) porządkując strukturę właścicielską w grupie.

 

Reklama

Komentarze

    Reklama