Wiadomości
Poobijany Europejski Zielony Ład [KOMENTARZ]
Wielki program mający przebudować europejską gospodarkę wjechał z dużą prędkością na trudny teren, gdzie liczba uskoków, wzniesień i innych przeszkód spowodowała spowolnienie, wgniecenia a może i uszkodzenie silnika.
13 grudnia 2019 Rada Europejska zatwierdziła Europejski Zielony Ład. Miesiąc później zrobił to Parlament Europejski. Na ogólnym poziomie wszystko jest jasne i proste – Unia Europejska w 2050 r. osiągnie neutralność klimatyczną netto.
Czytaj też
Jak zawsze diabeł tkwił w szczegółach. Powierzchownie prosty plan nie tyle wywróci do góry nogami unijną gospodarkę, co ją wielokrotnie przemieli, rozdrobni, złoży znowu do kupy i nie wiadomo w jakim kształcie ona z tego wyjdzie. I czy w ogóle wyjdzie cało.
Od ogółu trzeba było przejść do szczegółu, czyli strategii na krótszy okres, do 2030 r. Po drodze trzeba było oczywiście zgody instytucji unijnych na cel redukcji emisji dwutlenku węgla, który zatwierdzono na szczycie Rady Europejskiej w grudniu 2020 r. Został zwiększony z 40 do 55 proc. do wspomnianego 2030 r. w stosunku do 1990 r.
Finalnie, 14 lipca 2021 r. Frans Timmermans, komisarz KE ds. transformacji energetycznej i klimatu, ogłosił założenia pakietu dyrektyw i rozporządzeń pod zgrabną, medialna nazwą Fit for 55. Spora część europejskiej opinii publicznej wpadła w konsternację. Rozwiązania proponowane przez KE wydawały się nierealistyczne, zbyt daleko idące a przede wszystkich – z deadline'ami nie do zrealizowania.
Czytaj też
Przypomnijmy kluczowe rozwiązania. W pakiecie mamy propozycję zmiany w systemie ETS, który ma objąć budownictwo, transport drogowy oraz morski. Najbardziej kontrowersyjne przepisy dotyczą transportu osobowego – od 2035 r. na terenie UE ma zacząć obowiązywać zakaz rejestracji aut spalinowych. Z perspektywy celu neutralności klimatycznej na 2050 r. rozwiązanie jak najbardziej racjonalne, z punktu widzenia realiów ekonomicznych i społecznych – już mniej.
Dalej mamy węglowy podatek graniczny, CBAM, który budzi wiele znaków zapytania i jest pewnego rodzaju eksperymentem - przynajmniej tak określiła go mec. Anna Kucińska w rozmowie z Energetyka24.com.
Mamy jeszcze rozporządzenie i dyrektywy nt. m.in. wsparcia dla OZE, efektywności energetycznej oraz użytkowania gruntów, leśnictwa i rolnictwa. To ostatnie rozwiązanie zakłada m.in. zasadzenie 3 miliardów drzew na terenie UE do 2030 r. oraz uściśla redukcję emisji z rolnictwa.
Pamiętajmy, że przepisy z pakietu Fit for 55 najprawdopodobniej będą podlegać rewizji. Niektóre wszak wydają się nierealistyczne w bardzo krótkim okresie czasu. Do 2030 r. zostało mniej niż 7 lat a niektóre cele przewidują nawet węższy horyzont czasowy.
Turbulencje
Tym bardziej, że Europejski Zielony Ład został ogłoszony niemal w przededniu całej serii „czarnych łabędzi". W grudniu 2019 r. żyliśmy w zupełnie innym świecie, bez covidowej traumy i dramatu wojny blisko granic Unii Europejskiej. Oba miały wpływ na rynek energii w Europie i na świecie, ale tak naprawdę trzeci żywioł przeorał system energetyczny i portfele państw członkowskich. W latach 2021-2022 byliśmy bowiem świadkami wojny ekonomicznej, którą Unii wypowiedział Władimir Putin. Toczyła się niezależnie od militarnej agresji Rosji na Ukrainę – jej początków można szukać w letnich miesiącach 2021 r., kiedy Gazprom wywołał po raz pierwszy szok podażowy na europejskim rynku gazu opróżniając swoje europejskie magazyny surowca. To spowodowało wzrost cen, najpierw powyżej 50 euro za MWh, później kolejne granice zostały przebijane, ale już w wyniku zakręcania kurków z gazem w różnych okresach i gazociągach. Za cenami gazu poszły kursy energii – konsekwencje trudno było przewidzieć
Na szczęście Europa dzięki masowym zakupom LNG oraz łagodnej zimie 2022/2023 poradziła sobie z agresją ekonomiczną, ale na pewno nie wyszła z tego starcia bez szwanku. Jak policzył Bruegel, rządy krajów UE oraz Wielkiej Brytanii wydały łącznie 800 mld euro na łagodzenie skutków drastycznego wzrostu cen energii i gazu.
Europejski Zielony Ład 2.0?
Szef wspomnianego think tanku, prof. Simone Tagliapietra uważa, że czas na... właśnie co? Rebranding? "Tym razem musimy naprawdę poważnie podejść do przemysłowego wymiaru gospodarczego tej sytuacji. Musimy być szczerzy, musimy jasno powiedzieć, że będzie to miało konsekwencje gospodarcze, którymi możemy zarządzać dzięki dobremu kształtowaniu polityki i możemy naprawdę przekształcić to w szansę, jeśli będziemy sprawni w ustalaniu właściwej polityki" – komentuje Tagliapietra dla Euractiv.com
Jednocześnie przedstawia dwa oczywiste wnioski, które pobrzmiewały w debacie publicznej, również w Polsce. "Są to sektory, w których polityka klimatyczna bezpośrednio wkracza w zwykłe życie ludzi. Może istnieć większe ryzyko, że ludzie będą postrzegać je jako coś narzuconego im przez odległą elitę w Brukseli. I to jest coś, czego musimy unikać" – mówi. Ponadto stwierdza, że Komisja Eurpejska pod rządami Ursuli von der Leyen właściwie wskazała kierunek, w jakim powinna podążać unijna polityka klimatyczna. "Myślę, że Komisja Ursuli von der Leyen naprawdę wyznaczyła właściwy cel w GPS i rozpoczęła podróż od wprowadzenia niezbędnych przepisów" – stwierdza.
Czytaj też
Pierwszy wniosek jest w ogóle kluczowy dla powodzenia planu osiągnięcia neutralności klimatycznej przez UE. W zachodnich demokracjach nie ma szans na wprowadzenie zmian, które będą uderzać w miliony zwykłych ludzi. Zmian, które obniżyły by ich komfort życia lub ich zubożyły. Rządy, które się zgodzą na takie rozwiązania zostaną po prostu czarną polewkę w wyborach. Inna sprawa, że w Radzie Europejskiej toczy się spó nt. sposobu głosowania nad przepisami klimatyczno-energetycznymi. Polski rząd złożył nawet w tej sprawie pozew do TSUE - Warszawa uważa że głosowania powinny podlegać zasadzie jednomyślności a nie większości bezwzględnej. Argument jest zasadny - kilkanaście państw np. starej UE nie może decydować o codziennym życiu, a zwłaszcza jego kosztach, przeciętnej polskiej czy słowackiej rodziny.
Wybory odbędą się również w samej Brukseli. W czerwcu 2024 r. poznamy nowy skład Komisji Europejskiej oraz nowego szefa lub szefową. Bardzo dużo będzie zależeć komisarzy, którzy będą swoją twarzą i nazwiskiem firmować klimatyczne rozwiązania. Sposób, w jaki będą je wprowadzać w kadencji 2024-2029 będzie jeszcze ważniejszy. To właśnie ta Komisja będzie rozliczana z wprowadzania w życie celów na 2030 r. Wiemy już, że nie będzie w niej Fransa Timmermansa, który jako komisarz ds. transformacji energetycznej reprezentuje w tej kadencji obszar dekarbonizacji. Jedni powiedzą, że to dezercja i zwątpienie samego polityka w transformację energetyczną, inni – że po prostu w ten sposób zdecydował pokierować swoją karierą. Pewne jest jedno – niezależnie od tego czy Timmermans jest w KE, czy nie, jednym z najważniejszych celów UE będzie redukcji emisji.
Możemy być świadkami ewolucji, zmian w Europejskim Zielonym Ładzie, ale nie dezercji czy odwrotu – polityka klimatyczna zadomowiła się już w DNA Unii Europejskiej, jest prowadzona niezależnie od zmian politycznych czy osobowych.